Nareszcie jadę do mojej ukochanej Jastarni: https://www.youtube.com/watch?v=pjQLSn6Ez7g
Zaczął się wakacyjny sezon ogórkowy, jutro moje imieniny, więc postanowiłem napisać coś w lżejszej formie.
Wypadki ostatnich tygodni ściągnęły do telewizyjnych studiów tabuny przeróżnych ekspertów wojskowych, wypowiadających się na temat sprzętu i siły bojowej naszej armii w razie zagrożenia wojennego, pośród których zdecydowany prym wiedzie pieszczoszek pana premiera niejaki Lasek Maciej.
Ilekroć widzę powagę bijącą z oczu owego eksperta nad ekspertami przypomina mi się mi się pan pułkownik Winek, który był szefem szkolenia wojskowego, jakie odbywałem obowiązkowo w czasie studiów w latach 60. ubiegłego wieku.
Służyłem w artylerii przeciwpancernej, gdzie ledwie mówiący po polsku politrucy uczyli nas miłości do Związku Radzieckiego, zaś pułkownik Winek szkolił nas w strzelaniu z armaty, przepraszam haubicy 76 mm. Do dziś śni mi się po nocach obliczanie poprawki na wiatr oraz wzór na widły boczne, od czego zależało tafienie w cel, a także słowa pułkownika Winka, cytuję z pamięci: "wy, kanonier Pasierbiewicz wiecie o artylerii tyle samo, co podhalański juhas o baranich jajach".
Przez cztery lata, w każdą środę, o godzinie siódmej rano budziłem sąsiadów waleniem w schody podbitymi ćwiekami wojskowymi buciorami, a na ulicy wprowadzałem w nieme zdumienie przechodniów na widok długowłosego młodzieńca odzianego w wojskowy mundur, a dokładniej mówiąc, wpadającą na oczy furażerkę i wlokący się po ziemi o kilka numerów za duży szynel z rękawami do połowy łydek, gdyż mundury wydawano nam bez przymiarki.
Pan pułkownik Winek uczył nas mozolnie kunsztu artyleryjskiego przez osiem semestrów,a ja co semestr, żeby zdobyć zaliczenie pisałem za każdym razem odręczne oświadczenie takiej oto treści: "Ja niżej podpisany kanonier Krzysztof Pasierbiewicz zobowiązuję się, że w przyszłości będę uczęszczał na wszystkie zajęcia i niechybnie nadrobię ogół zaległości".
Aż nadszedł dzień egzaminu praktycznego kiedy to miałem oddać pierwszy, i jak się okazało ostatni w moim życiu strzał z prawdziwej armaty na poligonie wojskowym w Orzyszu.
Sądnego dnia, gdy na horyzoncie pojawiło się ciągnięte na linach tekturowe pudło w kształcie czołgu, pan pułkownik Winek z miną wypisz wymaluj eksperta Laska ogłaszającego wyniki badań komisji do wyjaśnienia przyczyn katastrofy tuplewa wydał rozkaz:
Zza zalesionego wzgórza - koduję „ogórek” - naciera na nas pluton czołgów piątej kolumny Stanów Zjednoczonych! Ogłaszam gotowość bojową działonu pierwszego! Załoga! Odłamkowym! Przeciwpancernym! Cel! Pal!!
I wtedy nastąpiła prawdziwa masakra. Bo choć nam mówiono, że to działo strasznie głośno strzela nie mieliśmy pojęcia, że do tego stopnia. I jak to przepraszam za wyrażenie pierdyknęło, byłem święcie przekonany, że mi wybuchł w rękach odbezpieczony zapasowy pocisk, który jako amunicyjny drugi, zgodnie z regulaminem, trzymałem na rękach w pozycji klęczącej. Bałem się otworzyć oczu. A jak się w końcu odważyłem, zobaczyłem coś, czego do grobowej deski nie zapomnę.
Podmuch wystrzału porozrzucał załogę mojego działonu w promieniu kilkunastu metrów. Celowniczy leżał w trawie za armatą z rozkwaszonym łukiem brwiowym, z którego sikała krew jak z fontanny, gdyż z wrażenia zapomniał o odrzucie i nie cofnął głowy. Parę metrów dalej kiwał się w pozycji siedzącej przypominający żydowskiego płaczka kompletnie oszołomiony zamkowy. Zaś amunicyjny pierwszy, któremu krew pociekła z ucha bo zapomniał o otwartych ustach biegał w pokracznych podskokach wokół działa wydając z siebie jakieś dziwne dźwięki. A spanikowany dowódca działonu wczołgał się ze strachu pod stojący opodal gąsienicowy wóz bojowy.
A niczym nie zrażony pan pułkownik Winek z miną eksperta Laska obwieścił tubalnym barytonem:
Zadanie wykonane! Nieprzyjacielski czołg trafiony i zniszczony! Gratuluję wam żołnierze! Od tej chwili jesteście podoficerami!...
A teraz wojsko śpiewa dodał:
A my, świeżo upieczeni obrońcy Ojczyzny zaśpiewaliśmy gromko naszą ulubioną wojskową piosenkę:
„A gdy nam wojnę, wypowie Ghana, my jej powiemy, ty….” - przez wzgląd na szarmancką formułę mojego blogu nie mogę zacytować w całości tej jakże aktualnej w dzisiejszych czasach wojskowej piosenki.
St. bombardier Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
Post Scriptum
Próbowałem znaleźć słowa tej piosenki w Internecie i po raz pierwszy mi się nie udało. Więc wychodzi na to, że się choć raz coś udało naszym polskim służbom.
Post Post Scriptum
A jak się nad tym wszystkim głębiej zastanowić, to przez te pięćdziesiąt lat niezbyt wiele się zmieniło.