Jan Herman Jan Herman
1854
BLOG

Co Komorowski powie ONZ

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 49


 

Bronisław Komorowski został wyznaczony jako ten, kto otwarcie, na oczach świata, pokaże palcem Putina i powie po myśliwsku: nagonce czas ruszać. Ale powie to innymi słowami: „niedopuszczalne jest, by weto pojedynczego mocarstwa blokowało międzynarodowe operacje na rzecz szerzenia demokracji i wolności”.

Zacznę od długiego cytatu ze swojej notki sprzed 3,5 roku, zamieszczonej TUTAJ.

Wyobraźmy sobie jakieś towarzystwo, złożone z 20-50 osób. Osoby te znają się niemal od podszewki, rozumieją się wpół słowa, grupują się w pod-towarzystwa dla jakichś doraźnych celów albo dla robienia jakiejś towarzyskiej polityki. Są wśród nich „marginalni” soliści, są wodzireje, są autorytety w rozmaitych dziedzinach, są pochlebcy i rywale. Na tym polega życie towarzyskie. Jednoczy ich jakiś wspólny kod towarzyski, jakiś rodzaj grupowego wtajemniczenia. Ten kod pozwala jednych szanować, innych odpychać.

A teraz wyobraźmy sobie podobne towarzystwo, o liczebności nie większej niż 1000 osób. To są przywódcy państw. Podkreślmy: stoją na czele organizacji państwowych w swoich krajach, w tym sensie są „legalni”, nawet jeśli nie wszyscy i nie każdemu w tym towarzystwie podobają się.

Jak to wygląda – widać w Davos. Poza osobami, które w tym miejscu odnajdują się na własne życzenie, za własne pieniądze, nierzadko ciężkim staraniem – zajeżdżają tam na popas przywódcy państw świata (jakkolwiek słowo „przywódca” rozumieć). Do tego kilka organizacji między-państwowych.

Jedno państwo na „rynku towarzyskim świata” reprezentuje zaledwie kilka osób. Na przykład Polskę może dziś tam reprezentować Bronisław Komorowski, Donald Tusk, Aleksander Kwaśniewski (jako były), może Marek Belka, może Wałęsa, może Buzek (ten bardziej reprezentuje Europę), Może Sikorski. I choć z Polski będzie tam zawsze ze 20 osób – tych kilka jest miarodajnych dla „towarzystwa”. Dlatego jest ono nie bardziej liczebne niż 1000 osób, ale w rzeczywistości może to być nie więcej jak 250-300 największych luminarzy-polityków.

Oczywiście, Davos jest tu przykładem. Czytelnik już rozumie, że chodzi o tych, których każdy gest, każde mrugnięcie okiem jest powodem do rozpoczęcia wiadomości w prime-time informacyjnym, w ich rodzimym kraju.

Dodajmy, że owo światowe „towarzystwo” jest – każdy po swojemu w swoim kraju – odgrodzone murem kompetencyjnym od „woli narodu”: nie pytając nikogo w kraju o zdanie można na przykład podjąć decyzję o napaści na Irak i dowolną podobną.

Jak w każdym towarzystwie – jednym uchodzi wiele, innym nie wybacza się nawet drobiazgów. Zależy to od aktualnej sytuacji, od „umiejętności towarzyskich”, od atrakcyjności samego kraju, np. posiadanych surowców czy strategicznego położenia.

Pamiętamy, że kiedy „towarzystwu” zachodniemu bezapelacyjnie przewodził amerykański prezydent, to wtedy nawet watażkowie dopuszczający się zbrodni w swoich krajach mogli spokojnie bywać na salonach. Nie inaczej było w obszarze wpływów radzieckich. Cytuję z internetowego tekstu „Nasz drań Karimow”: Bądźmy poważni, rozmawiajmy bez hipokryzji. Ci superpotężni nigdy nie zwracali zbytniej uwagi na moralną stronę postępowania ich klientów. Stopień czcigodności partnera stanowił zawsze zmienną obliczaną w zależności od jego skuteczności i pożytku. Czyż nie mieliśmy już za sojuszników greckich pułkowników, Pinocheta i Mobutu czy Duvaliera, nie mówiąc już - by wrócić do terroryzmu - o naftowych Saudyjczykach, sponsorach najbardziej radykalnych islamistów? (dodajmy – JH – Noriegę, Saddama). Wszystko jedno, jaka wojna - gorąca, zimna czy z terroryzmem - wartości demokracji nigdy nie odgrywały większej roli, kiedy trzeba było zwerbować nawet najbardziej odrażającego, ale pożytecznego wspólnika.

„Nie zawsze trzeba mieć za drania tego, co jest innego zdania” – zauważał nieoceniony Jan Sztaudynger.Anglia miała kiedyś taką maksymę: „My nie mamy sojuszników, my mamy interesy.” Dlatego w Monachium mogli spokojnie porozumieć się z Hitlerem, podobnie jak Amerykanie ratujący sumienia powiedzonkiem „to jest drań, prawda, ale to jest NASZ drań”.

No, właśnie. A kiedy nagle na kogoś spada towarzyska anatema – wtedy dyplomacja przestawia „wajchę” i już jest inaczej, człowiek wszystkim śmierdzi. Można go porwać z własnego kraju (Noriega), można jego kraj najechać jak swój pod byle pretekstem (Irak), można w cudzym kraju ścigać „osobę trzecią” (Afganistan), można „nasadzać swoich” w obcych krajach (specjalność USA i Rosji).

W takich przypadkach nie liczy się żadne prawo. Według prawa – chyba dowolnego państwa – posiadacz konta bankowego może być pozbawiony swoich uprawnień wyłącznie na prawomocne żądanie Sądu czy Komornika albo na wniosek konkretnego państwa „trzeciego” wskazującego na przestępcze pochodzenie zgromadzonych środków. Żadna z tych ani podobnych okoliczności nie zaszła w przypadku Kaddafiego. Po prostu światowe „towarzystwo” uznało go za śmierdzącego – i już wolno na niego napluć, okraść go, poniżyć – zapomnieć o wszelkim protokole.

Jeśli kryterium miałoby być czynne wycofanie poparcia (legitymizacji) przez rodzimy lud – to połowa światowych przywódców musiałaby się mieć z pyszna!

Tu dopiero – Czytelniku – kończy się cytat.

Moim głównym przesłaniem będzie, że być może Organizacja Narodów Zjednoczonych powinna się zreformować, aby uczynić tę instytucję zdolną do przeciwdziałania zagrożeniom, które rzeczywiście dziś istnieją - mówił Komorowski w niedawnym wywiadzie dla dziennika "New York Times". - Myślę, że blokowanie Rady Bezpieczeństwa w sprawie Ukrainy jest symbolem, objawem ogólnej słabości ONZ”.

Sądzę, że Komorowski – wyparłszy z tej roli Kaczyńskich czy Sikorskiego, słabo zaangażowanych w rzecz Tusk i Buzka – jest teraz nowym dyżurnym heroldem krucjaty antyputinowskiej. W "Sueddeutsche Zeitung", po przemówieniu pana Bronisława w Bundestagu, Jens Bisky pisze: Komorowski "mądrze rozróżnia" między Władimirem Putinem, którego nacjonalistyczna ideologia przypomina lata 30. XX wieku, a Rosją. Instrumentów mających pomóc w odparciu ataku na "fundamenty naszej demokratycznej wspólnoty" nie musi się obawiać nikt w Rosji - co najwyżej Putin i ludzie z Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Pisze zatem Jens do Rosjan: usuńcież Putina, a zaprowadzimy u was demokrację. Bo tak ogłosił Komorowski Bronisław.

Jednocześnie Komorowski idzie w tę samą „nieokreśloność globalną”, w jaką Polska popadła już u zarania Transformacji: owa nieokreśloność objawia się polityką „dawania się przekupywać Europie dotacjami” i zarazem „wpuszczania Ameryki do wschodnio-europejskiego kurnika”. Polacy – zdaje się – w ogóle nie chcą widzieć, że Ameryka i Europa stają się zwolna śmiertelnymi wrogami dla siebie.

„Prezydent Komorowski uda się do Fortu Bragg w Karolinie Północnej. Spotka się tam z Dowództwem Operacji Specjalnych US Army oraz obejrzy pokaz ćwiczeń” – donosi uprzejmie prasa. Przecież nie jedzie tam porozmawiać o broni myśliwskiej!

Stanę na chwilę ramię w ramię z Prezydentem RP: też postuluję reformę ONZ. Jakieś półtora roku temu napisałem TUTAJ: „Karta Narodów Zjednoczonych wprowadza do ONZ grzech pierworodny: została „aktywowana” nie przez NARODY, tylko przez MOCARSTWA (ChRL, USA, RF-Francja, UK-Wielka Brytania, ZSRR), z których co najwyżej Francja i Wielka Brytania miały w tym czasie coś wspólnego z demokracją, jeśli zapomnieć o kolonializmie. Jest to zatem karta państw zarządzających narodami, co czyni wielką różnicę. Następstwem tego grzechu jest fakt, że pięcioro stałych członków Rady Bezpieczeństwa (poza epizodem tajwańskiego grania na nosie Chinom) – to właśnie te mocarstwa, a kryterium rozstrzygającym przynależność do ONZ jest PAŃSTWOWOŚĆ. W tym sensie ONZ jest kontynuatorką Ligi Narodów i jej niemocy”.

 

*            *            *

Gdyby ONZ zreformowano „po mojemu” – narody świata ścigałyby takich „odgórnych terrorystów”, jak Bush-junior, Blaire, Kwaśniewski z Millerem, kilku przywódców Izraela – z takim samym zapałem, z jakim przyklaskuje dokonywanym z dronów lub w specjalnych misjach egzekucjom bez sądu na wytypowanych zbrodniarzach, kuriozalnym więzieniom rozsianym w różnych państwach i bazach „poza zasięgiem konwencji demokratycznych”. Dostałoby się też Putinowi za Kaukaz, dostałoby się sekretarzom chińskim za Tybet i Ujgurię, dostałoby się paru watażkom z Afryki.

Można głosić – i tak będzie – wzrost znaczenia Polski na arenie międzynarodowej, bo mocarze wyznaczają polskich rządowników do roli heroldów nowych operacji „towarzystwa” przywódców. Ja bym się nie cieszył… Osłabienie instytucji weta przysługującego członkom Rady Bezpieczeństwa ONZ otwiera drogę zarówno do bezkarnych zamachów usuwających na całym globie rządy oporne wobec woli tego czy tamtego mocarstwa, ale też są granatem podkładanym pod cielsko Chin, które – poza zbrojeniami – przeważają we wszystkim nad Ameryką i „wybierają” się kolonizować Afrykę. To dopiero będzie wojna! „Demokratyzacja” Rosji poprzez likwidację Putina, jak zlikwidowano Kaddafiego, Saddama, bin Ladena – to całkiem niewielki „pan Pikuś”.

„Królem polowania zostaje myśliwy, który ustrzelił zwierzę najwyżej postawione w hierarchii (cielak jelenia jest wart więcej niż 10 dzików), a w razie remisu wielkość trofeum, ustrzelenie innej zwierzyny i wreszcie kolejność upolowania”. Aż nie chce się wierzyć, że to cytat z pedialnego hasła „pokot”, bo odniesienie do polityki międzynarodowej wydaje się aż nazbyt dosłowne.

Na koniec zaznaczę coś, co mnie niepokoi: coraz częściej najważniejsze gremia świata „niepokoją” się sprawami klimatu (chodzi o pogodę atmosferyczną). Oświadczam, że zajmę się tym tematem poważniej niż dotąd, bo jakoś nie chce mi się wierzyć w to, że chodzi wyłącznie o kwaśne deszcze, dziury ozonowe, zagrożenie masowymi wyłączeniami energii.

 

 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka