Mila Nowacka Mila Nowacka
2058
BLOG

Kurs 24 grudnia 2001

Mila Nowacka Mila Nowacka Rozmaitości Obserwuj notkę 27

Wigilię 2001 roku planowaliśmy spędzić bardzo kameralnie. Ja, mąż, jego brat - Andrzej z żoną, ich rodzice, moja – dziś już nieżyjąca mama, i oczywiście nasze i Andrzejów dzieci.

Andrzej, który wówczas był taksówkarzem pracował tego dnia do 20.00 zatem postanowiliśmy poczekać na niego z kolacją.  Rzecz jasna – zgodnie ze zwyczajem czekało także miejsce na niespodziewanego gościa.

Około godziny 17.30 odebrał zlecenie. Klientką okazała się pewna starsza pani. Pani podała adres, Andrzej pojechał na wskazaną ulicę, okazało się jednak, że takiego numeru nie ma. Pani stwierdziła, że musiała chyba pomylić nazwę ulicy, zatem pojechali na inną, podobną z nazwy, tyle że na drugim końcu miasta. Pod danym numerem stał niewielki prywatny biurowiec zatem z całą pewnością nie chodziło o to miejsce. Na liczniku w tym momencie już była spora kwota, Andrzej zapytał więc czy starsza pani życzy sobie kontynuować poszukiwania adresu, pod który zamierza się udać . Pani zapewniła, że tak, okazując jednocześnie zawartość portmonetki, w której było co najmniej 300 zł. Uspokojony szwagier wspólnie z klientką przepatrywali zatem katalog ulic w planie Warszawy w poszukiwaniu nazwy najbardziej  zbliżonej do podanej na początku jazdy.

Dwa kolejne odwiedzone miejsca przyniosły dalsze rozczarowania – pod pierwszym nie było takiego numeru, pod kolejnym znajdowała się stacja benzynowa.

Szwagier w końcu zapytał, czy Pani ma może numer telefonu do osób,  do których się udaje, bowiem mógłby do nich zadzwonić z komórki.

Pani numeru nie miała.

Andrzej nieco się zmartwił.

-  Proszę pani, jest 19.20, za 40 minut powinienem być na kolacji u mojego brata. Czy wezwać dla pani kolejną taksówkę?

- Nie, wie pan – odparła starsza pani – w tej sytuacji proszę mnie odwieźć do domu. To i tak miło z pana strony, że pan tyle czasu poświęcił, dzięki temu przez całe dwie godziny nie byłam w Wigilię sama. W tamtym roku taksówkarz zrezygnował już przy pierwszym błędnym adresie. Proszę mnie zawieźć na …. – tu podała adres.

Andrzeja coś tknęło.

Ruszył i podjechał wprost pod…. nasz dom.

- Proszę, niech pani wejdzie. Przy naszym stole zawsze jest miejsce dla niespodziewanego gościa.

 

Ciocia Stasia, bo tak miała na imię owa pani, była od tej pory naszym regularnym gościem w każde święta, także te rodzinne. To była po prostu nasza Ciocia Stasia.  Aż do 2008 roku. Zmarła nagle we śnie 3 stycznia 2009 roku. Jej ciało znaleźli sąsiedzi dzień później i o jej śmierci powiadomili naszą rodzinę, bowiem jedyne numery telefonów zanotowane w jej notesie należały do Andrzeja, mojego męża i mnie.

Ciocia od wielu lat wiodła samotne życie – jej mąż i syn zginęli w wypadku samochodowym w 1987 roku. Spoczęła w tym samym grobie. Zostawiła piękne wspomnienia w naszych sercach, była, istniała, ktoś o niej pamiętał. Ktoś odwiedza Jej i Jej bliskich grób.

Żegnaj Ciociu Stasiu.

W tę Wigilię czekało na Ciebie nakrycie. Szkoda, że nigdy już tego miejsca nie zajmiesz.

 

Komentarze obraźliwe usuwam. Banuję chamów, klony i trolle bez względu na opcję, z której są. UWAGA NIE MAM KONT NA FACEBOOKU I NK Jakakolwiek wiadomość stamtąd, rzekomo ode mnie - nie jest ode mnie

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości