Ponieważ mam brata mierzącego prawie dwa metry, ja musiałem zostać kurduplem.
Przez całe jednak dzieciństwo i młodość moje 180 cm wzrostu wcale nie wydawało mi się kurduplaste, niemniej ostatnimi czasy przemierzając drogę do pracy, na przystanki i do domu i jak zwykle obserwując przy tym ludzi, ze szczególnym uwzględnieniem kobiet dochodzę do wniosku, że albo one ostatnimi czasy urosły, albo ja jestem po prostu zbyt mały.
Zdawać sobie z tego sprawę zacząłem podczas uroczystości w jakimś liceum, gdzie zdecydowana większość młodych ludzi była ode mnie wyższa. Potem mistrzostwa świata w siatkówce w Katowicach i strefa kibica, gdzie czasem musiałem stawać na palce, żeby dostrzec wynik na telebimie. No i zwykła codzienność, prozaiczna obserwacja otaczającej rzeczywistości też zdaje się potwierdzać moje przypuszczenie.
Jedynym pocieszeniem w tej sytuacji jest stary dowód osobisty, gdzie obok miary wyrażonej w ,,cm,, jest też dopisek ,,wysoki,,. Pomocne było też wspomnienie pewnej krótkiej, ale burzliwej znajomości z dziewczyną wyższą ode mnie o pół głowy. Kiedy staliśmy obok siebie nie czułem się swojsko, ale w pozycji horyzontalnej różnice nie rzucały się aż tak w oczy, a momentami znikały nawet całkiem.