Sprawa posła Przemysława Wiplera pokazuje jeszcze jedną, pomijaną przez wszystkich komentatorów, patologię. Otóż pani minister spraw wewnętrznych, szefowa policji a prywatnie przyjaciółka premier Ewy Kopacz, Teresa Piotrowska dopiero po ujawnieniu przez dzienniki „Fakt” i „Super Expres” nagrań z monitoringu wystąpiła do podległych sobie organów o materiały na ten temat. Wynika z tego, że sprawa pobicia posła przez policjantów – czy też odwrotnie, pobicia policjantów przez posła – w ogóle jej nie zainteresowała, palcem nie kiwnęła, mimo że od roku była ona grzana przez media przy każdej nadarzającej się okazji.
O czym to świadczy?
Moim zdaniem tylko i wyłącznie o tym, że minister odpowiedzialny za służby policyjne w ogóle nie interesuje się tym, co one robią i czym się zajmują. Poprzednik pani Piotrowskiej, niesławnej pamięci Bartłomiej Sienkiewicz, bez zapoznania się z materiałem dowodowym orzekł, że sprawa jest ewidentna i nie ma o czym dyskutować – poseł Wipler rzucił się na policjantów, pobił ich, zelżył, podarł mundury i jeszcze złamał pani funkcjonariuszce pałkę służbową. Obecna pani minister przejmując po nim stołek nie zrobiła niczego by na własne oczy sprawdzić jak rzecz się miała, nie zainteresowała się, bo i po co? Przecież sam poszkodowany sprawca przyznawał bez oporu, że był na bani a skoro tak, to sam sobie winien. Trzeba było siedzieć w domu a nie szlajać się po knajpach. Kropka.
Gdyby był trzeźwy to narracja nieco by się zmieniła, pewnie jakiś mądry, medialny autorytet orzekłby, że odezwał się do policjanta to dostał odpowiedź, a w ogóle to ma za swoje bo trzeba wiedzieć z kim trzymać. Klasyka życia w Polsce, za każdym razem kiedy zachodzi podejrzenie, że dzielni policjanci zachowali się niewłaściwie wyciągają – niczym królika z kapelusza – oskarżenie przeciwko ewentualnemu poszkodowanemu i to on musi przed prokuratorem i sądem udowadniać, że nie jest zwierzęciem garbatym powszechnie występującym na terenach pustynnych. Przecież nie może być tak, żeby policja była o cokolwiek oskarżana i żeby w jakikolwiek sposób można było ograniczać jej możliwości pacyfikowania obywateli – to może być niebezpieczne dla władzy, a to przecież władzę mają mundurowi ochraniać. Przed obywatelami.
Już od dawna, a od czasu ujawnienia słynnych nagrań z monitoringu częściej, słychać głosy, że policja to państwo w państwie, że jej funkcjonariusze nie są w żaden sposób kontrolowani a ich działania nie podlegają weryfikacji ze strony przełożonych. Pani minister Piotrowska udowodniła, że głosy te mówią szczerą prawdę – dopiero pod naciskiem opinii publicznej postanowiła upozorować jakieś działania, które w państwie prawa powinny być czymś oczywistym. Nie rokuje to dobrze na przyszłość, zwłaszcza, że już za dwa dni ulicami Warszawy przejdzie Marsz Niepodległości będący celem prowokacji skrajnej lewicy i obiektem nieudolnych działań dzielnych funkcjonariuszy...
Komentarze