Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
2936
BLOG

Mucha w sieci pająka komórkowego

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Rozmaitości Obserwuj notkę 65

Z telefonami komórkowymi mam problem od pierwszego momentu, gdy pojawiły się na naszej prastarej ziemi. Uważam je za wynalazek przynoszący więcej szkody niż pożytku. Wyjaśnienie dlaczego tak sądzę, zostawię sobie na inny tekst. Tymczasem stawiam taką oto tezę: od telefonów komórkowych jeszcze gorsi są operatorzy. Jestem pewien, że za sto lat historia będzie opisywać ich jako coś w rodzaju zakonu krzyżackiego - jedni będą mówić o tym, że byli to łupieżcy, a „realiści” przypomną, że przecież dali nam cywilizację.

Pretekstem do powstania tego pełnego goryczy tekstu stał się telefon jaki odebrałem w zeszłym tygodniu. Najpierw jednak tło: jedna z sieci, mianowicie T-Mobile (ekstraklasa, aż chciałoby się dodać) rok temu wykołowała mnie przy przedłużaniu umowy - tak to ujmę w największym skrócie. Po tamtym wydarzeniu obiecałem sobie solennie: nigdy więcej żadnych umów z operatorami. Mam zamiar wziąć telefon na kartę, do tego dołożę sobie tablet z internetem i niech mnie cmokną w pompkę. Więc tło już jest. Jakiś czas temu spotkało mnie to, co pewnie wielu z nas zna aż za dobrze. Otóż zacząłem być nękany telefonami z działu obsługi. Ponieważ stręczyciele mają taką manierę, że dzwonią wtedy, kiedy człowiek jest w pracy, je obiad, albo wysiada z autobusu, to już samo to mogłoby podnieść mi ciśnienie. Jednak jeśli dołożyć do tego fakt, że stręczyciele jedyny zamiar jaki noszą wobec mnie, to wciśnięcie mi kolejnego kitu tuż po tym jak mnie oszukali, to już mamy pełnię mojego wkur....ienia. W końcu odebrałem telefon, jakiś młody człowiek zaoferował mi nową taryfę, za którą płaciłbym więcej niż płacę teraz, a dostałbym te minuty, które miałem mieć według wynegocjowanej rok wcześniej umowy, a której zapisów T-Mobile nie dotrzymał – jednym słowem bezczelność nie uznająca granic. Powstrzymując nerwy na wodzy, wyjaśniłem mu grzecznie, że z tą siecią nie mam zamiaru już rozmawiać o niczym i poprosiłem, by nie brał tego osobiście. Zapewniłem go, że on mi ani wrogiem ani kumem, ale jego pracodawca w mojej opinii stoi na równi z Platformą Obywatelską. Rozłączyliśmy się, pożegnaliśmy i wydawało mi się, że sprawa jest zamknięta.

Parę dni później zadzwonił telefon, zobaczyłem jakiś nieznany mi numer, więc odebrałem. Nie wiem, czy to jest normalne, że sieci komórkowe dzwonią ze swoimi opresjami spod pozornie zwykłych numerów? Jakbym wiedział, że dzwonią oni, że to to biuro obsługi całe, to nigdy bym tego telefonu nie odebrał. A tak, wpadłem w zasadzkę. To jednak nic.

Powiem wam, uprzedzając nieco fakty, że takiej rozmowy z telemarketerem jeszcze nie miałem, choć już zaakceptowałem jakoś tam fakt, że oni są, dzwonią i wciskają ludziom kity. Ten jeden jednak pokazał mi, że sztuka telemarketingu wchodzi, zdaje się, na wyższy poziom i zaczyna mieć coraz więcej wspólnego z mało moralną sztuką prania mózgu. Człowiek, który zaatakował mnie w październikowe popołudnie w moim mniemaniu nie był zwykłym marketerem. Kim więc był? Nie wiem, stawiam na dwie możliwości: albo został wyciągnięty wprost z Tworek, albo został przeszkolony przez jakieś męty ze służb specjalnych. Nie zdążyłem nawet powiedzieć „halo” a już zalał mnie słowotokiem godnym jakiegoś robota. Wystrzeliwał słowa jakby w jakimś amoku, coś pieprzył o tym, że w podzięce za moją lojalność wobec T-Mobile'a (sic! Eksperci od lojalności się znaleźli) oni mi dają rabat 300 zł, dzięki któremu dostanę tablet za „jedyne” 9 zł. Karabin słowny wypluwał kolejne pociski. Wpadłem w jakiś stupor słuchając jego metalicznego monologu na temat zalet tabletu, za pomocą którego mogę robić to, siamto i owamto. W końcu mu przerwałem i zapytałem o co właściwie chodzi i gdzie tkwi kolejny T-Mobile'owy haczyk. Nie zbity z tropu zapewnił mnie że nigdzie, ale muszę wziąć do tabletu internet mobilny za „jedyną” (uwaga, uwaga) złotówkę dziennie. Słyszeliście coś takiego? Co prawda mam zapłacić sieci ok. 30 zł za internet miesięcznie ( w ten magiczny sposób pewnie spłaciłbym w ratach przepłacony badziewny „wspaniały, nowoczesny, cudowny” tablet), ale tu nie ma żadnego haczyka. Bo to tylko złotówka dziennie przecież.

Oświadczyłem oprawcy, że nie chcę mieć nic wspólnego z jego instytucją, nie chcę jego ofert ani „bonusów”, nie lubię ich i nawet gdyby dawali mi Mercedesa nie wziąłbym go z czystej, złośliwej przekory. Wtedy zmienił ton, najpewniej idąc za poradami wewnętrznego podręcznika manipulacji. Zaczął być nieprzyjemny, stwierdził że go oszukuję, ponieważ teraz mówię, że nie chcę jego oferty, a wcześniej wyraziłem nią zainteresowanie (to zainteresowanie to miało być to moje „a o co chodzi?”) Chciał wzbudzić we mnie poczucie winy, rozumiecie? Kiedy powiedziałem znów to samo co wcześniej, znów zaczął mechanicznie czytać komunikaty, w tym znów zaczęło się zachwalanie cudownego tabletu (nazwijmy go roboczo „tablet za darmo od T-Mobile'a – o, to dobre jest). W tych auto-zachwytach zapędził się w podejrzane rewiry – oznajmił, że biorąc ich tablet oszczędzam, bo np. mogę oglądać filmy ściągnięte z internetu zamiast chodzić do kina i płacić tam za bilet jak za zboże. Słuchajcie, ten facet, mrugając okiem, zachęcał mnie do łamania prawa! Tu muszę jeszcze zaznaczyć istotną kwestię: ten telemarketer nie miał głosu jaki zwykle słyszymy: ugładzony, miękki i jakiś taki lepki. Nie, on miał taki charakterystyczny zaśpiew, taki dresiarski.

Kiedy stanowczo powiedziałem mu, że za chwilę, jeśli nie przestanie do mnie gadać, po prostu się rozłączę, i żeby mnie do tego nie zmuszał, gdyż nie lubię tak kończyć nawet najmniej mi miłej rozmowy, wtedy usłyszałem, że „no tak, pan się nie porozumiał co do umowy (SIC! x nieskończoność) i teraz unosi się dumą i nie chce dostać wspaniałego, jedynego na świecie tabletu, którym można nawet orać pole..etc. Zostało to wypowiedziane nawet z jakąś nutą pogardy. Wtedy się rozłączyłem.

Jeszcze kilka godzin później nie mogłem się otrząsnąć. Zacząłem się zastanawiać co będzie dalej. Teraz próby łamania charakteru przez agresywnych telemarketerów, a za chwilę po prostu wizyty w domu kilku panów i już wprost padające próby zastraszania? Moim skromnym zdaniem w tę właśnie stronę to zmierza. Nie mogłem się nadziwić, że te gangi komórkowe prowadzą tak debilną politykę. Ponieważ gdyby T-Mobile spróbował podejść do mnie uczciwie (jak to mówi młodzież: LOL) i nie traktować mnie nie tylko jako obiekt werbalnego werbunku na poziomie „czeka”, ale i debila który nie wie do czego służy tablet, to może ja bym się nad ta ofertą przynajmniej zastanowił, bo jak mówiłem rozważam, tak się składa drogi T-Mobile'u, nabycie tabletu. Tymczasem nasyła się na mnie jakiegoś draba, próbującego mnie tak ordynarnie okiwać, że brak słów, w nadziei, że debil z którym rozmawia nie rozumie, że złotówka dziennie to miesięcznie złotych trzydzieści. Potem jednak stwierdziłem, że bawię się w jakieś pięknoduchostwo. Oni tak muszą właśnie działać. Bo oni nie szukają takiego klienta jak ja. Oni szukają takiego, którego da się stłamsić przez telefon, zastraszyć – np. emerytów w wieku kiedy nie do końca mogą już racjonalnie ocenić sytuację. Młodzież lekką ręką wydającą na głupoty. Ja jestem dla nich nieważny, nieistotny. Zarzucają sieci szeroko i nawet jak na 20 napadniętych osób dwie lub trzy dadzą się oszukać to dobra nasza. Tak działają tego typu rozbójnicze korporacje, metoda ekstensywna jest ich modus operandi i nie zmieni się to nigdy. Czujcie się ostrzeżeni.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości