karlin karlin
1524
BLOG

Jack Bruce nie żyje

karlin karlin Kultura Obserwuj notkę 81

Odeszła legenda. Jedna z największych legend mojej młodości. Muzyk, uważany przez wielu za najlepszego, jaki kiedykolwiek grał na gitarze basowej, ale czy za najlepszego basistę, czyli za tego, czyim królestwem jest rytm, tętno muzyki, wśród wielu nie ma zgody. 

Ale to, co on potrafił wyprawiać na czterech strunach Warwicka czy Gibsona bez progów, przeszło do historii. 

Twórca wielkiego przełomu w rockowej muzie, czyli zespołu Cream, którego pierwsza płyta z 1966 r. była chyba tak radykalnym manifestem mistrzostwa zespołowego indywidualizmu instrumentalistów, że ten płomień, jaki z niej eksplodował, mógł się palić jeszcze tylko przez dwa lata.

W kompozycjach Jacka, jego aranżacjach i koncertowych improwizacjach, w których brali udział, i to często równocześnie, wszyscy na raz - Eric Clapton, Ginger Baker oraz Jack Bruce - było tak wiele świeżości, mikstury tak różnych stylów i zderzenia tak wielkich indywidualności, że wywarło to wpływ i wrażenie na prawie wszystkich, z Jimi Hendrixem na czele.

Ale prawie nikt nie był w stanie tego kontynuować. Nawet Jack, Eric i Ginger. 

Potem wszystko potoczyło się jak zwykle na rockowym padole. Narkotyki, degrengolada, próby powstania na nogi, a ponad 10 lat temu rak, z którym właśnie w zeszłą sobotę ostatecznie przegrał. 

R.I.P Jack.

A ja już chyba zawsze będę czuł dreszcz podczas słuchania  genialnego schematu basowego do słów: "Wstaje świt, a noc zamyka zmęczone powieki..."

No i tej, niesamowitej kaskady spadających dźwięków w canto "White Room": 


karlin
O mnie karlin

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura