Miazio Miazio
2341
BLOG

7 chudych lat w MON

Miazio Miazio Polityka Obserwuj notkę 31

Wczoraj upłynęło 7 lat od wyborów parlamentarnych, które dały władzę Platformie Obywatelskiej. W tym tekście chcę podsumować efekty rządów tej formacji w Ministerstwie Obrony Narodowej.

 Profesjonalizacja armii

Najważniejszym postulatem PO w zakresie obronności była rezygnacja z obowiązkowego poboru. Armię poborową miała zastąpić mniejsza ale lepiej uzbrojona armia zawodowców doskonale nadająca się do służby na misjach. Postulat ten szybko wcielono w życie. Gdy Platforma obejmowała rządy w MON polska armia liczyła ponad 130 tysięcy żołnierzy, w tym 80 tysięcy zawodowców i 50 tysięcy żołnierzy z poboru. Już dwa lata później wojsko opuścił ostatni poborowy, a dziś w armii służy ok 110 tys. żołnierzy w tym prawie 100 tys. zawodowców i 10 tys. żołnierzy Narodowych Sił Rezerwowych (patrz niżej). Pozornie spadek liczebności armii jest więc niewielki, a w zamian uzyskano lepsze wyszkolenie żołnierzy i poprawiono możliwości ekspedycyjne wojska. Gorzej, że poprzez profesjonalizację armia straciła zdolność do szybkiego wzrostu liczebności w sytuacji zagrożenia państwa. O ile bowiem w 2008 roku mieliśmy prawie 300 tys. rezerwistów, którzy ukończyli służbę w wojsku w ciągu ostatnich 5 lat, to liczebność tych rezerw obecnie jest przynajmniej dziesięć razy mniejsza. W czasie mobilizacji wojsko nie ma więc kogo wchłonąć by powiększyć swą liczebność, a potem uzupełniać straty. O ile więc przed profesjonalizacją posiadaliśmy armię liczącą na stopie pokojowej 130 tysięcy żołnierzy i mogliśmy ją na wypadek wojny zasilić 300 tys. rezerwistów to obecnie utrzymując w czasie pokoju 110 tys. żołnierzy niemal tyle samo wojska wystawimy do walki w czasie potencjalnej wojny.

Narodowe Siły Rezerwowe

Remedium na brak wyszkolonych rezerw miały być Narodowe Siły Rezerwowe. Służyć w nich miało 20 tys. ochotników, którzy po szkoleniu przygotowawczym i okresowej służbie w wybranych jednostkach mieli przechodzić do rezerwy. Problem w tym, że NSR okazał się kompletną porażką. Choć ochotników do NSR nigdy nie brakowało to formacja ta przyjęła w swe szeregi jedynie 10 tys. ludzi (zamiast planowanych 20 tys.), a poziom ich wyszkolenia ciągle pozostawia wiele do życzenia. Najgorsze jednak jest to, że duża część żołnierzy NSR przechodzi potem do służby zawodowej i w ten sposób formacja ta zamiast stawać się kuźnią rezerw pełni rolę nowicjatu dla osób chcących dostać posadę w armii.

System dowodzenia

Kolejnym wielkim problemem w armii stała się wprowadzona w styczniu 2014 roku reforma systemu dowodzenia. Tak naprawdę chyba nikt nie rozumie jej istoty i podziału kompetencji pomiędzy najważniejszymi dowódcami i instytucjami. Wystarczy wspomnieć, że na wypadek wojny zamiast jednego głównodowodzącego, armią będzie kierować dwóch równorzędnych (!) dowódców. Pierwszy z nich (Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych) ma dowodzić oddziałami wydzielonymi do obrony kraju, a drugi (Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych) dowodzić ma jednostkami tyłowymi. Nie trzeba być wojskowym ekspertem by odgadnąć jak wiele sporów kompetencyjnym może wyniknąć z takiej organizacji dowództwa i jaki chaos powstanie gdy gdzieś na tyłach walczących wojsk wyląduje nieprzyjacielski desant. Co gorsza struktura dowodzenia na wypadek wojny będzie inna niż na wypadek pokoju. Przypomina to przedwojenny podział na tor pokojowy i tor wojenny dowodzenia. System ten ewidentnie nie zdał egzaminu we wrześniu 1939 roku, a dziś może być tylko gorzej. Wszak w 1939 roku nie było jeszcze wojen hybrydowych, cyberataków, uderzeń rakietowych i zagrożenia desantem wielkich jednostek przeciwnika na głębokich tyłach. Absurdy te na szczęście dostrzegli już nawet ministerialni decydenci i obecnie przygotowywana jest modyfikacja reformy wdrożonej ledwie kilka miesięcy temu.

Budżet MON

Dość powszechnie uważa się, że Polska wydaje na wojsko 1,95% PKB. Nie jest to prawda. Choć od 2002 roku istnieje ustawowy obowiązek wydawania co najmniej takiego właśnie odsetka PKB na armię to w rzeczywistości zasady tej dotrzymywano tylko do 2007 roku, a więc dokładnie do objęcia władzy przez PO. W latach 2002 – 2007 na obronę wydawano średnio 2,01% PKB, a potem, w czasie rządów Platformy Obywatelskiej (2008-2013) wydatki te spadły i wynosiły średnio tylko 1,82% PKB. Jeśli porównamy te wydatki do ustawowego limitu 1,95% PKB to okaże się, że PO w ciągu ostatnich lat nie wydała na armię kwoty 10,5 mld zł. Jest to równowartość ok 400 najnowszych Leopardów, 50 F-16 lub 10 okrętów podwodnych.

 Modernizacja Wojsk Lądowych

W ciągu ostatnich lat Wojska Lądowe otrzymały tylko jeden przyszłościowy typ ciężkiego uzbrojenia. Spośród 120 planowanych do zakupu w tym okresie haubica Krab, wojsku dostarczono dotychczas jedynie 8 tych pojazdów. Niestety nawet one okazały się wadliwe. Armia odkryła, że na kadłubach Krabów zaczęły pojawiać się mikropęknięcia co w praktyce dyskwalifikuje je z normalnego użytkowania. Producent blachy pancernej Bumar i odpowiedzialna za całość produkcji Huta Stalowa Wola nawzajem przerzucają się oskarżeniami o to kto jest winny usterce, a realizowany od ponad roku program naprawczy na razie nie przyniósł oczekiwanych wyników. Obecnie mówi się już o konieczności wyposażenia Krabów w inne silniki lub nawet o konieczności wykorzystania całkiem nowych licencyjnych podwozi.

Nieco lepiej idzie z wdrażaniem w wojsku kołowych transporterów opancerzonych Rosomak. Transportery te są budowane w Polsce od 2005 roku i zbierają świetne recenzje tak w kraju jak i na misjach. Warto przypomnieć, że zagorzałym przeciwnikiem wyboru tej konstrukcji dla Wojska Polskiego był ówczesny poseł Bronisław Komorowski, który lobbował wtedy na rzecz wyboru pojazdu innego producenta. Niestety dobrze rozpoczynający się program napotkał wkrótce liczne problemy i obecnie pomimo wyprodukowania już prawie 700 pojazdów, w jednostkach jest ich tylko około 400 (dane szacunkowe). Przyczyną tego jest opóźnienie w projektowaniu specjalistycznych wersji Rosomaka. Siemianowicka fabryka produkująca Rosomaki jest tu najmniej winna. Przyczyną opóźnień są nieudolne działania urzędników MON, którzy z opóźnieniem wypracowywali warunki techniczne dla poszczególnych wersji, stawiali nierealne żądania, a do tego często zmieniali swe wymagania. Obecnie spośród planowanych pierwotnie 10 wersji w służbie są tylko dwie (bojowy wóz piechoty i wóz ewakuacji medycznej). Pozostałe, w tym wozy rozpoznawcze, dowódcze, wozy zabezpieczenia technicznego, wsparcia ogniowego i wozy ze zintegrowanymi przeciwpancernymi pociskami kierowanymi są dopiero opracowywane. Ich brak powoduje, że brygady, które docelowo mają być wyposażone w Rosomaki pomimo 10 lat realizacji programu ciągle nie mają pełnego ukompletowania. Szczególnie dotkliwy jest brak pojazdów ze zintegrowanymi pociskami przeciwpancernymi i pojazdów wsparcia ogniowego, bez nich jednostki uzbrojone w Rosomaki nie mają żadnych szans na zatrzymanie pancernych jednostek przeciwnika.

  Dużo gorzej jest w przypadku poszukiwania następców dla gąsienicowych wozów piechoty BWP-1 (40 lat w służbie), wozów rozpoznawczych BRDM-2 (40 lat w służbie) i czołgów T-72 (30 lat w służbie). W Polsce w ostatnich latach powstało kilka prototypów pojazdów mogących być podstawą do opracowania następców tych maszyn ale działania te są zdecydowanie niekonsekwentne i nie mają należytego wsparcia MON. Prowadzi to do marnotrawienia pieniędzy, czasu i potencjału polskiego przemysłu. Doskonałym przykładem może tu być historia uniwersalnej platformy bojowej Anders. Ten ciekawy pojazd był rozwijany przez kilka lat przez koncern Bumar. Niestety w 2012 roku Bumar zatrzymał jego rozwój i zdecydował się na promowanie w Polsce szwedzkiego CV90 zaprojektowanego w latach 80-tych XX wieku. Doszło do tego, że w 2013 roku na kieleckim salonie przemysłu obronnego Bumar wystawił futurystycznie wyglądający czołg PL-01 Concept. Wóz ten stał się przebojem salonu jednak eksperci wkrótce odkryli, że PL-01 Concept to po prostu kadłub CV90 obudowany nowocześnie wyglądającym nadwoziem zaprojektowanym przez firmę … wzornictwa przemysłowego. Na szczęście decydenci nie dali się nabrać na tę maskaradę i w bieżącym roku na salonie w Kielcach pojazd ten już się nie pojawił. Pomimo więc istniejącej od lat świadomości, że podstawowe pojazdy pancerne polskich wojsk lądowych wymagają pilnej wymiany generacyjnej nie mamy obecnie żadnego perspektywicznego prototypu nadającego się do produkcji, a jego opracowanie zajmie nam zapewne przynajmniej następnych 5 – 10 lat.

Warto odnotować też dwa pozytywne fakty dotyczące modernizacji Wojsk Lądowych. Pierwszym jest decyzja o sprowadzeniu do Polski kolejnej partii czołgów Leopard. Dzięki temu szybko i tanio wymienimy część archaicznych T-72 na wciąż nowoczesne i ciągle podatne na modernizacje Leopardy. Krytycy tego pojazdu powinni pamiętać, że polski przemysł nie jest obecnie w stanie produkować wozów o podobnych parametrach, a zaprojektowanie od podstaw czołgu nowej generacji zajmuje nawet najpoważniejszym producentom (Turcja, Korea) kilkanaście lat i jest obarczona dużym ryzykiem. Drugim sukcesem, choć tylko częściowym, jest wprowadzenie do użytkowania bezpilotowców rozpoznawczych Flyeye. Cieszy szczególnie, że bezpilotowce te są całkowicie polską konstrukcją, gorzej że zakupiono ich tylko symboliczną liczbę, która nie zaspokaja podstawowych nawet potrzeb Wojsk Lądowych. Producent Flyeye rozwija już nowe, większe konstrukcje, które mają szanse na wejście na uzbrojenie w najbliższych latach.

Modernizacja Sił Powietrznych

W czasie 7 lat rządów PO nie zamówiono dla Sił Powietrznych ani jednego nowego samolotu bojowego. Do końca 2008 roku dotarły natomiast do Polski zamówione wcześniej samoloty F-16 i po kilku latach osiągnęły one gotowość bojową.  Podpisano natomiast umowy na dostawy aż 19 samolotów transportowych: 8 polskich PZL M-28 Bryza, 5 hiszpańskich samolotów transportowych CASA-295 oraz 6 używanych Herkulesów. Samoloty te poważnie wzmocniły potencjał polskiego lotnictwa transportowego. Siły te (nie licząc Bryz) są wykorzystywane do obsługi polskich misji zagranicznych jednak ich przydatność do obrony terytorium kraju jest bardzo ograniczona. Nie powiodły się natomiast próby pozyskania kolejnych samolotów F-16. Miały one zastąpić 32 całkiem już przestarzałych samolotów myśliwsko-bombowych Su-22 stacjonujących w Świdwinie (woj. zachodniopomorskie). Ostatecznie zdecydowano jednak o pozostawieniu tych samolotów w służbie na kolejną dekadę co w niczym nie podniesie zdolności bojowych polskiego lotnictwa, a generować będzie tylko wysokie koszty utrzymania tych całkowicie nieefektywnych już maszyn.

Modernizacja Marynarki Wojennej

W ciągu ostatnich 7 lat Marynarka Wojenna nie pozyskała żadnego nowego okrętu wojennego,  zaś epopeja związana z budową korwety Gawron urosła do symbolu marnotrawstwa pieniędzy przeznaczonych na modernizację armii. Decyzję (jak się późnej okazało całkiem nierealną) o budowie serii aż 6 korwet podjęto w MON w 2000 roku gdy na czele tego ministerstwa stał Bronisław Komorowski. Dopiero po 9 latach od tej daty zwodowano kadłub pierwszej jednostki. W międzyczasie jednak wyszło na jaw, że szacowane koszty budowy korwet zostały zaniżone ponad trzykrotnie, a ministerialni decydenci wycofali się z finansowania budowy pozostałych jednostek. Decyzje te doprowadziły do bankructwa Stoczni Marynarki Wojennej, która miała budować te okręty. W 2012 roku, po wydaniu przeszło 400 mln zł, zrezygnowano przejściowo nawet z dokończenia pierwszej z budowanych jednostek ale ostatecznie postanowiono wykorzystać wybudowany kadłub korwety Gawron do budowy patrolowca Ślązak. Jak sama nazwa wskazuje okręt ten będzie nadawał się do patrolowania odległych wód i zwalczania somalijskich piratów, jednak w ewentualnej wojnie z Rosją nie będzie w stanie odegrać żadnej roli.   

Nie mniejsze perturbacje przechodzi program „Orka” dotyczący zakupu 3 okrętów podwodnych. Rząd premiera Tuska za namową marynarzy dążył do zakupienia tych jednostek w niemieckich stoczniach. Stocznia w Kilonii oferowała bowiem po okazyjnej cenie okręt podwodny typu 214, którego nie chciał odebrać rząd grecki. Zaletą tego rozwiązania była nie tylko umiarkowana cena ale także szybkość realizacji dostawy. Niestety jak podnosili krytycy tej propozycji okazyjny zakup pierwszej jednostki niejako zmuszałby nas do kupna kolejnych dwóch okrętów u tego samego producenta co pozwoliłoby mu na podyktowanie nam swoich warunków. Polski przemysł stoczniowy oczywiście nie mógł liczyć na udział w tym przedsięwzięciu. Najwięcej kontrowersji wzbudzał jednak fakt, że proponowane nam okręty podwodne nie miały możliwości przenoszenia rakiet manewrujących dalekiego zasięgu. Takie rakiety, wystrzeliwane z zanurzonego okrętu mogą zniszczyć cel w odległości co najmniej 1000 km od wybrzeża. Okręty wyposażone w taką broń stałyby się więc kluczowym elementem polskiego systemu odstraszania strategicznego. Decydenci w MON długo nie chcieli się zgodzić na wprowadzenie wymogu przenoszenia rakiet manewrujących przez kupowane okręty,  wykluczałoby to wszak zakup jednostek niemieckich. Presja opinii publicznej, fala krytyki w prasie specjalistycznej i interwencje posła Ludwika Dorna doprowadziły jednak ostatnio do częściowej zmiany stanowiska MON. Obecnie zakłada się zakup okrętów przystosowanych do przenoszenia rakiet manewrujących ale … bez samych rakiet. To kuriozalne rozwiązane może doprowadzić do pozyskania kosztownych okrętów podwodnych do których nie będziemy mogli pozyskać rakiet manewrujących. O istnieniu takiego ryzyka przekonali się już Hiszpanie, którzy zaprojektowali okręty podwodne S80 przystosowane do przenoszenia amerykańskich Tomahawków, po czym przez wiele lat nie mogli uzyskać w USA zgody na zakup tego uzbrojenia. Jaki będzie finał polskiego postępowania zobaczymy, dziś wiemy jednak już na pewno, że zakup okrętów podwodnych jest mocno opóźniony i nie pojawią się one w Polsce przed rokiem 2020. Oznacza to poważne kłopoty z utrzymaniem w marynarce personelu przeszkolonego do służby na okrętach podwodnych - już w 2016 roku planuje się wycofanie ze służby 4 z 5 polskich okrętów podwodnych, a odtworzenie kadry może się okazać trudniejsze niż sam zakup nowoczesnych okrętów.

 Choć marynarze ciągle czekają na nowe okręty to i oni wzbogacili się o nowy istotny system uzbrojenia. W 2013 roku ukompletowano Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy wyposażony w nowoczesne norweskie rakiety NSM. Jednostka ta docelowo ma być w stanie zniszczyć każdy okręt w odległości do 250 km od naszego wybrzeża. W najbliższym czasie planuje się zakup kolejnej jednostki tego typu.     

 Zamieszanie w zbrojeniówce

Na koniec warto wspomnieć o kondycji polskiej zbrojeniówki. Polski Holding Obronny (nowa nazwa Bumaru) chyli się właśnie ku upadkowi. Jeszcze kilka lat temu nic nie zapowiadało upadku tego giganta. W 2007 roku Bumar był właśnie w trakcie realizacji swego największego zamówienia eksportowego. Kontrakt opiewał na wyprodukowanie dla Malezji 48 czołgów PT-91M i innych ciężkich pojazdów. Niestety potem nie udało się już powtórzyć takiego sukcesu. Zarzucono rozwój czołgów rodziny PT-91, środki na rozwój wydawano nieefektywnie, a początkiem końca Bumaru stał się wielki kontrakt z Indiami z 2012 roku na dostawę ponad 200 wozów zabezpieczenia technicznego. Umowa została źle wynegocjowana, a potem fatalnie realizowana. Efektem tego było zerwanie umowy i wielki skandal, który pogrzebał szanse polskiej zbrojeniówki na rynkach Azji południowo-wschodniej. Renoma Bumaru upadła tak nisko, że niezbędna stała się zmiana nazwy firmy. To jednak niewiele pomogło i obecnie po latach sporów realizowana jest koncepcja zmierzająca do likwidacji byłego Bumaru i powołania pod egidą Huty Stalowa Wola nowego narodowego konsorcjum zbrojeniowego pod nazwą Pegaz – Polska Grupa Zbrojeniowa. Oby to konsorcjum działało z lepszym skutkiem.

Podsumowanie

Oczywiście tekst ten nie opisuje całości przemian jakie zaszły w armii od czasu objęcia rządów przez Platformę Obywatelską. Z braku miejsca pominięto tu wiele programów i zjawisk, zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych. Myślę jednak, że przedstawione fakty pozwalają na stworzenie zgrubnego chociaż obrazu zmian jakie zachodzą w wojsku. Przede wszystkim rzuca się w oczy, że rezygnacja z poboru nie przełożyła się dotychczas na odczuwalną poprawę wyposażenia technicznego armii. Na ironię zakrawa fakt, że dzisiejsi zawodowcy używają w znacznej części tej samej broni co poborowi 20 - 30 lat temu. Przyczyną tego jest ciągłe oszczędzanie na wojsku, przeciągające się przetargi, brak długofalowej wizji rozwoju wojska i właściwej polityki przemysłowej.  

Miazio
O mnie Miazio

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka