Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
479
BLOG

Ewa nie chce spać, niestety

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Polityka Obserwuj notkę 7

Ewa chce spać? Nie, znacznie gorzej. Ewa chce rządzić. To ja już wolę filmy niż rzeczywistość polityczną. Ewa chce być jak Margaret i Angela naraz. Dwa w jednym. No, to ma zacięcie komediowe. A może tego nawet nie wie, że ludzi śmieszy i bawi. Zdaje się, że też tumani, niestety. Przynajmniej „poka” ‒ jak mówią Moskale. Znaczy: póki co. A, właśnie, a propos Rosjan. Mają fajne słowo w swoim języku, które nie ma odpowiednika w naszej mowie ojczystej. To słówko to „samodur”. Oznacza ono, mniej więcej, kogoś, kto sam się ogłupia. Nie kogoś, kto jest po prostu zwykłym durniem (na to jest określenie „durak”), ale istotę ludzką, która, nawet będąc osobą wykształconą, ba, inteligentną, wmawia sobie różne rzeczy, nawet absurdalne, i bierze je za dobrą monetę. Czyli, spolszczając, sama z siebie struga wariata. Jedno słówko ‒ a jakie trafne określenie.

Syndrom „samodura” narodził się w Rosji, ale przecież nie przynależy do określonej szerokości geograficznej. U nas, w Polszcze, „samodurów” dostatek, w bród, latoś, obrodziło. Prawdziwa klęska urodzaju. Jest doprawdy spora część Sarmacji, która widząc kolejne afery, błędy, skandale, gafy, grzechy zaniechania władzy z uporem godnym innej, lepszej sprawy wmawia sobie i bliźnim, że ‒ mimo wszystko ‒ polska szafa gra. Słowem: owszem, są błędy i wypaczenia, ale socjalizm, tfu, co jo godom, koalicja PO-PSL, to dobra rzecz. Można rzec, że ci nasi rodacy co rusz widząc wtopę „platfusa”, od drobnych z punktu widzenia kieszeni podatnika, jak przejście kolejnego skarbnika PO w stan nieważkości (choć sprytnie, bo pod sojuszniczą ambasadą, a nie pod wrogą) do mega wielkich (krasnoludki z rządu nie dopilnowały, sierotka Ewa nie zauważyła i ponad 3 miliardy idą się trzepać) skandują głośno tradycyjne, piłkarskie: „Polacy, nic się nie stało !”. A tymczasem, bracia rodacy, stało się, stało, cały czas się dzieje. Biedna ta Sarmacja przy takiej władzy i tak licznych rzeszach „samodurów”.

Zmieniam temat, choć dalej wschodnie klimaty. Byłem właśnie we Lwowie i Drohobyczu. Łza mi się w oku nie zakręciła, bo chłopaki, wiadoma sprawa, nie płaczą. To tylko deszcz padał, jak u Sienkiewicza, „W pustyni i puszczy”, w dialogu Stasia Tarkowskiego z Nel. Mam wielki sentyment do Kresów Wschodnich RP i nie ukrywam tego. Wspieram Ukrainę i jej walkę z Rosją, bo leży to w interesie narodowym mojego kraju, ale na ołtarzu geopolityki i naturalnych sojuszy nie zamierzam składać ani prawdziwej historii naszej Ojczyzny, ani też pamięci o rodakach zamordowanych, nieraz w okrutny sposób, tylko za to, że byli Polakami. Ginęli z rąk Rosjan, Niemców, ale też, w wielkiej mierze, Ukraińców. Będę o nich zawsze pamiętał ‒ i nie jest to sprzeczne z popieraniem Kijowa w jego konflikcie z Moskwą. To pierwsze bowiem jest obowiązkiem serca i sumienia, to drugie ‒ rozumu i wynikiem nie tylko typowo polskiego gestu solidarności, ale też efektem chłodnej analizy.

*felieton ukazał się w „Gazecie Polskiej” (15.10.2014)
 

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka