Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
2222
BLOG

Klątwa Doliny Nienawiści

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 50

Nie oglądałem żadnej relacji z dzisiejszego expose pani premier Ewy Kopacz. Naprawdę, to co dzieje się aktualnie w polskiej polityce, powoduje, że ja nie mam tego ochoty już ani oglądać, ani słuchać. Na jednym z portali przeczytałem ledwie krótkie streszczenie tych opowieści dziwnej treści i jedna rzecz przykuła moją uwagę.

Zacznę jednak nieco przewrotnie. Otóż wspominałem już, że moja percepcja jakoś tak sama z siebie dąży do wyparcia tego co dolatuje ostatnio do nas z tych naszych wspaniałych sfer rządowych. Cała ta sekwencja: ucieczka Tuska na saksy, potem galeria potencjalnych kandydatów na premiera zwieńczona koronacją dr. Ewy, ekshumowani Grabarczyk i Schetyna – mówiąc w skrócie, to wszystko jest ponad moje siły. Ograniczam się jedynie do zdawkowych esencji, staram się wiedzieć tak mniej więcej co oni z nami próbują zrobić i to mi w znakomitym stopniu wystarcza. No właśnie, wspomniałem o Grabarczyku. Jakoś mi tak przemknęło gdzieś takie zdanie, to chyba były słowa bodajże samej dr. Ewy, która to gdzieś oznajmiła, że pan Grabarczyk „tak zwyczajnie kocha ludzi”. Ok, jeśli ktoś mnie tutaj poprawi, napisze że ja coś pokręciłem, będę wdzięczny. Wyznanie pani premier wpadło jednym uchem i na szczęście jeszcze całkiem nie wyleciało, i bardzo dobrze. Bo kiedy dziś tak przebiegłem oczętami po skrócie z orędzia dr. Ewy, to na krótką chwilę zatrzymałem się na tym fragmencie, w którym dr. Ewa mówi nt. nienawiści, o ile dobrze zrozumiałem chodziło o, eureka, oczywistej w swej oczywistości, nienawiści Jarosława Kaczyńskiego do, nie tylko samego Donalda Tuska, ale, tu mała ekstrapolacja, nienawiść całego „ludu pisowskiego” do normalnych, uśmiechniętych ludzi. Mamy więc spersonifikowaną nienawiść pisowców w osobie Kaczyńskiego i miłość Grabarczyka. Idźmy więc dalej.

Pewnie każdy z nas pamięta jak w 2007 roku Donald Tusk wskoczył na rydwan władzy, i, jak wiemy doskonale, już potem ani na moment nie puścił lejcy. Wtedy chyba narodziła się teza, że PO to „pijar”, wystarczyło powiedzieć nazwisko Ostachowicz i każdy wiedział o co chodzi. Wiem, że kopię w głębokiej przeszłości, ale musimy też pamiętać o „polityce miłości”, która stała się credo. Dziś właśnie, kiedy dr. Ewa stanowczo upraszała się o zakończenie nienawiści, uświadomiłem sobie wreszcie, na czym ten cały myk z tym „pijarem” się opiera. To naprawdę jest majstersztyk. Wprzęgnięcie w bieżącą politykę tych podstawowych zagadnień z dziedziny etyki, tej miłości i nienawiści, to rozdanie, niczym w starym westernie, ról złego i dobrego załatwiło temat. Bo nikt mnie nie przekona, że było inaczej: jestem w stu procentach pewien, że całe dzisiejsze expose zostało tak sprytnie wykombinowane, że wszystko oprócz tej nienawiści, było tam przewidziane jedynie jako dodatek. Tam nie chodziło o nic innego, ta nienawiść zestawiona z Kaczyńskim została umieszczona tam z premedytacją, a reszta, te wszystkie banialuki na temat gospodarki i spraw społecznych miały być tylko pretekstem do uderzenia w starą, dobrze już znaną strunę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka