Zamki na Piasku Zamki na Piasku
1705
BLOG

Zychowszczyna. Jeszcze gorsza wersja michnikowszczyny

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Polityka Obserwuj notkę 25

Gdyby kryteria lustracyjne LPR zostały uwzględnione w Ewangelii, nie byłoby różnicy między zdradą Judasza a zaparciem się Piotra czy nawet drzemką Apostołów w Ogrójcu.” Myśl arcybiskupa J. Życińskiego jest dla mnie celnym i lakonicznym komentarzem do tego, co zostało zrobione w sprawie profesora Witolda Kieżuna.

Oto właśnie chodzi: umysł człowieka inteligentnego i kulturalnego potrafi czynić subtelne rozróżnienia pomiędzy zdradą a słabością. Umysł człowieka, który czuję silną potrzebę przyporządkowania barw świata do zbioru tylko 2 kolorów: czarnego i białego jest umysłem inkwizytora. Może i taki umysł ma niezmienne pragnienie obrony czystości wiary. Może i taki umysł ponad wszystko pragnie uzyskać rozeznanie – co jest chwastem zła a ziarnem dobra. Ale taki gorliwy umysł szuka żarliwie błędu, aby go potępić, gdyż czuje, że posiadł niedostępną innym wiedzę i pewność w sprawach ostatecznych. Voltaire słusznie mówił o takich ludziach: „Słodki inkwizytor z krzyżem w swojej dłoni z miłości rzuca swego bliźniego w żar płomieni.” W powieści Jerzego Andrzejewskiego – „Ciemności kryją ziemię” T. Torquemada mówi: „Wobec prawdy nie ma ludzi nie podejrzanych. Wszyscy są podejrzani.

Inkwizytorzy działający na gruncie religijnym mają Biblię (ale to tylko poręczny dla pychy parawan) a świeccy rękopisy zostawione przez dawne służby bezpieczeństwa. Jest tam prawda i tylko prawda i są jej powiernicy, którzy jak autorzy tekstu w „Do Rzeczy” na prawdę mają i koncesję i monopol. Ani Lew Tołstoj ani Fiodor Dostojewski – a pióra to przecież genialne – nie byli w stanie oddać pełnej kondycji, wielowątkowości i złożoności natury człowieka. Tym samym i rękopis sformowany dłonią jakiegoś funkcjonariusza bezpieczeństwa z awansu społecznego uczynić tego nie może. Mimo to jednak czyni to z wytwornością topora spadającego na głowę skazańca.

Nie jestem przeciwnikiem lustracji, ale nie może być ona toksyczna. Ma sens (niedoceniany wprawdzie w III RP) na poziomie bezpieczeństwa państwa i ochrony jego interesów, ale nie na poziomie prywatnej wojny w której najpierw umazano wroga smołą pochwał, aby tym szybciej wrzucić go w żar płomieni. Pięknie płonie!

Nie darząc szczególną estymą osoby Lecha Wałęsy z niejakim obrzydzeniem przeczytałem - i to był mój ostatni kontakt z publicystą S. Cenckiewiczem – tekst o rodzinie L. Wałęsy. To już nie miało nic wspólnego z odkrywaniem przykrych białych plam w politycznym życiu Lecha (na to każdy polityk musi być gotowy a ten kto ich boi musi oddać się urokom domowych pieleszy). To było spotkanie na papierze słów napisanych przez kulturalnego troglodytę w masce historyka i erudyty.

Wiele osób ma taki dylemat: ale prawdę napisał prawdę! Jak prawdy nie publikować! Jak prawdę cenzurować! Musimy znać prawdę! Cnota krytyk się nie boi jeżeli prawdziwa. Trudno się z tym nie zgodzić.

Ale jak słusznie implikuje cytowany uprzednio J. Życiński: trzeba umieć rozróżnić. A do rozróżniania potrzebna jest dobra wola. Czym innym jest być niedoskonałym (jakże to ludzkie), upadać i podnosić się a błędy czasów minionych naprawić a krzywdy wynagrodzić a czym innym jest zdradzać dla pieniędzy lub niewinnych skazywać na śmierć.

Prawda – ale czy jesteśmy pewni, że prawda skoro sam zainteresowany temu przeczy? Prawda, ale w zasadzie jak prawda? Żadnych dowodów wprost – ani podpisanego dokumentu o współpracy ani pokwitowań odbioru beneficjów za współpracę. Zdaniem J. Żaryna prof. W. Kieżun nawiązał współpracę w rozumieniu SB – szkoda, że nie w rozumieniu samego zainteresowanego, który wydaje się być tym autentycznie zaskoczony.

Nadto – budzi to moją pogardę – dla inkwizytorów pokroju S. Cenckiewicza uczciwy człowiek nie istnieje, lecz tylko ukrywa swą podłą naturę – bo gdyby był uczciwy to przecież ukrywałby się w lesie z parabelką w dłoni i czekał na wyzwolenie przez A. Zychowicza i R. Ziemkiewicza albo leżałby spokojnie na kwaterze „Ł”.  

Smutne to, że po epoce michnikowszczyzny przyszła zychowszczyna. Niby to co innego a jednak nadal to samo.

Nieznośna jest tym ludziom myśl, że powoli, bo powoli odbudowywała się pamięć i tożsamość Polaków (Powstanie Warszawskie, Żołnierze Niezłomni) pogruchotana przez lata PRL, ale panom spod znaku zychowszczyzny podobać się to nie może: bo to nie na tych fundamentach ideowych ma być budowana tożsamość Polaków: nowego Petaina im dajcie a umrą z zachwytu!

Smutne jest i to, że człowiekowi, któremu część jego ziemskiego czasu wyrwało przemocą Gestapo i NKWD a jakiś blask tej postaci zasłużenie przywrócony został u kresu życia to na końcu drogi staje domorosły inkwizytor S. Cenckiewicz z potępiającym wyrokiem: „Winny. Tak mówią akta SB. Tak mówię Ja. Przecież ja i Wałęsę osądziłem to i Kieżuna mogę. Nie ma dla mnie świętych krów a tym bardziej świętości. Ja decyduje o tym. Czytajcie „Do Rzeczy”.”

 

Po 25 latach od zmiany ustroju jestem skłonny powiedzieć: ukarzmy tych, którzy w poprzednim ustroju popełniali przestępstwa, które nie mogły być ścigane z powodów politycznych a rękopisy SB zamknijmy tam, gdzie powinni być ich autorzy oraz inspiratorzy: w kazamatach na lat 50. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka