sats sats
460
BLOG

CZARNA MSZA

sats sats Rozmaitości Obserwuj notkę 2

 Znalazłem trzydzieści euro. Na ulicy. Nie w portwelu, bo pewnie jeszcze bym się zastanawiał czy nie oddać czasem. Ale Pan Bóg jednak uchronił mnie przed wyrzutami sumienia w przypadku przywłaszczenia lub poczucia żalu w razie zwrotu właścicielowi. Na szczęście leżało sobie samo, bez opakowania. Bogu dzięki.

Zastanawiałem się jakieś pięć sekund co dalej z tym niespodziewanym zdarzeniem począć. Jak je spożytkować.

Pięć, cztery, trzy.

W Maltę idziemy drodzy panowie, w Maltę idziemy...

No może prawie pięć sekund J. Wszystkie moje przyrzeczenia szlag trafił w trzy sekundy. A taki byłem dzielny, tak się trzymałem. Ach nic to. Wkładam do kieszeni, tej bez dziury i strzegę tych moich trzydziestaków jak jakiegoś skarbu. Jak hobbit pierścionka, jak kamyk zielony. Postanowiłem, że tym razem nie popełnię tego błędu i nie stanę z tyłu autobusu. Ch... tam w ogóle nie pojadę autobusem. Na piechotę się walnę to jeszcze 2,60 zaoszczędzę, będzie na browara.  Że spacerów mam dość to biegłem całą drogę.

Zdyszany wpadam do knajpy bo to jakieś dziesięć kilometrów. Oni to w ogóle powinni tu Nobla dostać a nie Unia Eurpejska. Wyspa ma może ze trzydzieści kilometrów wzdłuż i wszerz a drogi tak pozakręcali, esów floresów narobili, że jak chcesz przejść na drugą stronę ulicy, to ze trzy kilosy trzeba przejść. Żadnych prostych linii, nic. Może pijani byli jak to projektowali. Mniejsza z tym. Dobiegłem zziajany, ozor wywalony, a tu taki ścisk taki, że nawet czeski krecik nie da rady się przecisnąć.

No to jadę Jankiem Himilsbahem, co miał podobną sytuację w Spatifie.

- Ynteligencja.... WYPIERDALAĆ – zawsze chciałem to zrobić J.

O dziwo nie znalazł się żaden miejscowy Gucio Holoubek co ponoć wstał i powiedział:

- Nie wiem jak Państwo, ale ja wypierdalam.

A tu nic, nikt nie wyszedł. Nic , muszę się przeciskać. Po piętnastu minutach dotarłem do baru i drę się do barmana, że chcę piwo. A ten nic, tylko patrzy głupio. No to przeszedłem na mieszankę migowego i anglomaltańskiego. Gdy już doszliśmy do tego, że chcę piwo, nie potrzebnie się zagalopowałem i mówię:

-Patrz na mnie durniu , nie Królewskie ( i pokazuję jak bym miał koronę ) tylko EB jak EVERYBODY

Nie zrozumiał dureń. Zrozumiał tylko everybody i nalał piwa wszystkim obecnym.  Szlag trafił te moje  trzydzieści euro. Mało się nie popłakałem. Ale później klienci tego szacownego przybytku docenili moje (albo barmana ) dobre chęci i do rana piłem już za darmo. Wszyscy mi stawiali, wszyscy.

Wstałem rano z wyrzutami sumienia. Wszystkie te obietnice. Jak tak mogłem. Wstyd.

Dzisiaj jest niedziela, jak to zazwyczaj po sobocie. Chociaż czasami jest poniedziałek, a nawet wtorek. Różnie to z tym weekendem bywa. To tajemnica jakaś.

Na szczęście bojaźń przed Bogiem mam przez Ciotkę wklepaną równo w dupę . Ze mną po dobroci nic nie można i Ciotka to wiedziała. W ogóle Ciocia to była niesamowita osoba. W latach dziewiećdziesiątych ubiegłego stulecia wszystko o mnie wiedziała, gdzie byłem, o której wróciłem jak bym miał przez nią wszczepionego jakiegoś GPS-a. Wszystko wiedziała. I tylko tak patrzyła. Jak patrzyła  ? Dam wam przykład.

Budzę się u Wujków w mieszkaniu rano. No może nie zupełnie rano, bo gdzieś koło trzynastej. A Ciocia, zaciągając się spokojnie Pall Mall-em spokojnie pyta:

-No i o której Misiu wróciłeś?

-Dwunas... drug.. czwart.... 

Ciocia tylko patrzy.

I ty wiesz, że Ona wie, że ty wiesz, że Ona wie, że ty po prostu łżesz.

I tylko patrzy, nic nie mówi, nic. A moje poczucie winy osiąga wartości przez producenta  (niezbyt udany ten produkt ) jak krytyczne.

Więc Cioci się troszkę bałem, troszkę bo wydaję mi się, że Ona jednak udawała tą Swoją srogość.

A jak w brydża Wujkowie grali. Och to były dobre czasy. Przez tego brydża to się parę razy mało nie pozabijali. Tak poważnie do tego podchodzili. Przynajmniej Wujek, bo Ciocia to grała dla fanu. A Wujek nie, Wujek grał na serio. Kiedyś podczas jednej z ostatnich partyjek tak się z Ciotką popłakaliśmy ze śmiechu, że hoho.  Zaczęło się chyba od vista Cioci który był nie pomyśli Wujka. Zanosiła się i trzęsła ze śmiechu jak moje dzieci gdy zrobię jakąś głupią minę. A to był już okres kiedy bolał Ją nawet najmniejszy podmuch wiatru. Śmialiśmy się jak wariaci. Piękne czasy. Wielka, cudowna Kobieta.

Ale wracając do tematu. Niedziela jest, więc myślę, że odpokutuję jak na grzesznika przystało. Pójdę zwyczajnie na mszę. Kościołów tutaj mnogo. Wchodzę do pierwszego. Msza po maltańsku, a że maltański to mieszanka arabskiego i włoskiego to wyszedłem, bo bałem się, że zaraz po

Nomi Patre Spirytus J -( nawet w kościele wszystko mi się kojarzy ) usłyszę Allah Akbar i jakiś samobójca się odpali i skończą się moje przygody na Malcie. Więc idę dalej. Słyszę angielski. Jakaś pieśń religijna. Wchodzę. A tam sami czarni. Okazało się że trafiłem do jakiejś katolickiej wspólnoty afrykańskiej. Dawno tak dobrze się w kościele nie bawiłem. Tańce, hulanki, swawole. I radość kupa pozytywnej energii. Pomodliłem się troszkę za Ciocię, bo to akurat jej rocznica śmierci.

Nie mogę się doczekać następnej niedzieli. Jak bym był na koncercie Boba Marleya.

A i jeszcze jedno. Już nie tylko nie będę pił. Od dzisiaj nie robię nic co się zaczyna na literę „P”

Od dziś będę się tylko kochał, gustował i ........ jarał.J

sats
O mnie sats

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości