Jan Herman Jan Herman
314
BLOG

Pogaworzymy o podatkach

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 3

(tekst długi, ale warto)

 

Wszystko wskazuje na to, że liczne zagadnienia rozpostarte między pojęciami „budżet” i „podatek” stają się osią merytoryczną kampanii przedwyborczej. Oczywiście, mediaści propagują różne piekące spory ideologiczne, a nawet religijne i kulturowo-obyczajowe, relacjonują też polityczne podchody (kto, kogo, czym, kiedy, po co) – ale to niczego nie wnosi. A sprawa podatków i budżetów – owszem, ważna jest ponad podchody.

Na roboczo powiedzmy sobie, że podatki i rozmaite inne opłaty przymusowe składają się na Budżety, te zaś składają się z funduszy odzwierciedlających nieuchronne konieczności (np. wykup obligacji, spłata długów publicznych) oraz aktualia polityczne (wydatki bierne na kulturę, funkcjonowanie Państwa, inwestycje rządowe oraz wydatki dynamizujące, np. wyzwalające przedsiębiorczość).

Podatki płacimy wszyscy: kupując cokolwiek płacimy podatek wkomponowany w cenę zakupu, a czasem jest to aż kilkanaście pozycji (podatek VAT, akcyza, opłaty dodatkowe, odpisy na jakieś cele, itd., itp.).

W sferze ideowo-propagandowej podatek jest przedstawiany jako wspólny, solidarny, ofiarny wysiłek obywateli i ich firm na rzecz realizacji ważnych, niezbywalnych celów publicznych. Ja zaś wolę z sarkazmem dodawać, że najważniejsze pozycje w budżetach to te, które rozmaici „upoważnieni przez naród” mogą wydawać na sprawy nieznane nikomu i bez jakiejkolwiek kontroli. Moim zdaniem bywa, że połowa budżetów jest wydawana właśnie w ten sposób, choć „norma” to ok. 30%..

Ukułem przed laty pojęcie Dynalogic, które zresztą zrobiło furorę na konferencji w Rostowie. Uproszczona idea tego pojęcia – na rysunku:

Pogaworzymy o podatkach

To, co przeciętny zjadacz chleba uważa za gospodarkę – to zaledwie jej „robocza” część na schemacie nazwana Infragospodarką. W tej części gospodarki wytwarzany jest dochód zwany narodowym, czyli konkretne, dające się kupić na każdym rogu rzeczy, przedmioty i usługi.

Wypracowane przez setki pokoleń mechanizmy pozwalają, by z obszaru Infragospodarki część dochodów (w przeważającej mierze pod przymusem) została pobierana na finansowanie Administracji (rozmaite bazy danych i zarządzanie nimi), Infrastruktury (instalacji oplatających przestrzeń gospodarczą z założenia służących wszystkim), Walorów (finanse, bankowość, ubezpieczenia, fundusze, budżety, gwarancje, itp.) oraz Politykę (sztaby eksperckie debatujące nad optymalną alokacją Walorów, Infrastruktury i Administracji).

Współcześnie mamy do czynienia z sytuacją, w której dysponenci Walorów ustanawiają krajowe i globalne monopole narzucające swoją wolę, swoją postawę i swoje racje oraz swoje myślenie całej Infragospodarce, a Polityka pozostaje na usługach Walorów, dokonując alokacji wedle życzeń finansjerów, bankowców, ubezpieczycieli, funduszy budżetowych i parabudżetowych, agencji rozmaitych. Dodatkowo Państwo (urzędy, organy, służby) poprzez Nomenklaturę wgryzło się, zagnieździło właśnie w tym obszarze (objąłem go ogólną nazwą Ultragospodarka) i pasożytuje na nim niczym jemioła, co oznacza, że eksperci od alokacji zostali wyparci do roli doradców, a ster decyzyjny trzymają politycy, nie zawsze kompetentni i nie zawsze przyzwoici.

Drapieżność i nienasycenie polityków – nieuchronne w dowolnym systemie-ustroju – powoduje niekiedy, że Infragospodarka ugina się pod ciężarem podatków i innych składników budżetowych, przy czym owe ciężary nie są – mimo propagandy – przeznaczane na pożyteczny rozwój Administracji, Infrastruktury, Walorów i Polityki – tylko na utracjuszowskie zabawy polityków w rządzenie, nie wspominając o ośmiorniczkach. Wtedy w Infragospodarce (czyli tam, gdzie tworzy się namacalny, soczysty dochód) pojawiają się rozmaite zapaści, bolączki, choroby ekonomiczne, znane z tysięcy podręczników i manuali drukowanych dla młodego księgowego, sprytnego menedżera i starego wygi, członka rozmaitych raz nadzorczych i innych kolektywów decydenckich.

Lekarstwem na te bolączki jest obszar Paragospodarki: ze środków wcześniej pod przymusem odebranych Infragospodarce, politycy jemiołujący w Ultragospodarce „łaskawie” uruchamiają fundusze, zbawcze programy i pomoc dla najmniej sobie radzących, z zadaniem witaminizowania Infragospodarki. I uwaga: nawet jeśli tak postawiony cel uda się zrealizować, nawet jeśli infrastrukturalna zajeżdżona kobyła zaczyna stawać na nogi (a to nie jest takie pewne wobec drapieżności nienasyconej Nomenklatury) – to owe fundusze, programy – zamiast kończyć swoje działania i zamykać podwoje – przekierowywane są z powrotem ku politykom jemiołującym. Czytelnikowi doradzam przyjrzenie się kilkudziesięciu parabudżetom, agencjom „ziemskim”, funduszom, państwowym gigantom „zbyt dużym by pozwolić im upaść”, a na koniec flagowcomi tuskowego drugiego expozesa (exposé), czyli Polskim Inwestycjom rozwojowym SA.

Podkreślę tu najważniejszą w moim przekonaniu paradoksalną cechę współczesnej gospodarki: zagnieżdżone w Ultragospodarce i przejmujące sterowanie nią kliki, koterie i kamaryle polityczne, udają że są Paragospodarką, czyli że poczuwają się do misji zbawiania Gospodarki, Kraju i Ludności. Jest to oczywista bzdura: najlepiej widać podczas spazmów, zatchnięć i kryzysów, że choćby się wszystko waliło – nie ucierpi na tym budżet, a zwłaszcza ta jego część, którą rozmaici „upoważnieni przez naród” mogą wydawać na sprawy nieznane nikomu i bez jakiejkolwiek kontroli, o czym wspomniałem już na wstępie powyżej.

 

*             *             *

Pomądrowawszy na temat struktury gospodarczej uświadomiłem – mam nadzieję – Czytelnikowi bombardowanemu peanami o zbawiennictwie polityków, dlaczego płaci podatki i co się z nimi dzieje tam, gdzie może on sobie co najwyżej popatrzeć, jeśli „władza” mu pozwoli. Na tym tle rozważania o tym, jakie powinny być podatki i różne zbliżone debaty nabierają soczystości i mogą być naświetlone poprawnie.

Pogaworzymy o podatkach

Z przyczyn, które wymagają osobnego rozważenia, ale wiążą się z potężniejącym zmonopolizowaniem wszelkich aspektów rzeczywistości – czytaj TUTAJ – deficyt budżetowy stał się stałym, nieodzownym wątkiem Budżetu, i to nawet w fazie jego planowania-projektowania. Trzeba przyznać, że to nie jest normalne, jeśli wciąż od nowa zarządcy Kraju i Ludności planują deficyt dochodów wobec wydatków: to jawny, bezczelny i ewidentny dowód niegospodarności.

Świat – na przykład UE – zapisał nawet, że jakiś określony deficyt budżetowy jest DOPUSZCZALNY! Zatem wszyscy szybko osiągnęli pułap „dopuszczalny” i nadal mają kłopot z rosnącym deficytem. Na to znajduje się recepta.

Na przykład w Polsce mamy liczne „inśtytucje parabudżetowe”: ich historia jest długa, nie są one wynalazkiem współczesnym (patrz: TUTAJ). To co jest współczesnym wkładem do tej formuły – to fakt, iż są one finansowane w coraz większy sposób z rozmaitych obowiązkowych opłat i odpisów, których oficjalnie nie nazywa się podatkami.

Mamy też liczne agencje i fundusze państwowe, na które składają się po trosze rządy i duże organizacje gospodarcze. Ich zadaniem rzeczywistym (poza manifestowaną troską o dobro powszechne) jest wytworzenie „odrębnego obiegu” gospodarczego, pozornie otwartego dla wszystkich (przedsiębiorczych), ale w rzeczywistości zamkniętego dla wyraźnie wyodrębnionej grupy.

Są jeszcze doskonale przećwiczone w czasach gospodarki nakazowo-rozdzielczej podmioty gospodarcze i inne instytucje kontrolowane przez Skarb Państwa. Tam są gromadzone w sposób para-komercyjne wielkie zasoby. Któż ogarnie majątek w postaci gruntów i obiektów, którym dysponuje kolej i nie wykorzystuje go?

Dochodzimy jednak do sedna, które na rysunku zaznaczone zostało owalem na samym dole. Otóż świat Polityki (nomenklatura dzisiaj w Polsce sięga 700 tys. osób, a poprzez alokacje obejmuje 25=30% Ludności) – za Twoje, Czytelniku, wydarte z kieszeni pieniądze, zajmuje się przede wszystkim nie paragospodarczym uszczęśliwianiem Ciebie, ale rozbudowywaniem Państwa, czyli rozmaitych prerogatyw, w które się owi politycy wyposażają, a które pozbierane w jedno nazywają się WŁADZA.

Pojęcie „władza” jest wbrew pozorom wieloznaczne, ale my skupmy się na tym aspekcie, który związany jest z Regaliami. Słowo to jest pochodzenia łacińskiego i oznaczało pierwotnie „królewszczyznę”, czyli ziemie, obiekty i uprawnienia pozostające w gestii władcy. Dziś ów władca jest wielogłowy, a każda z głów zastanawia się, jakim to chytrym sposobem spowodować, że cokolwiek obywatel albo firma zechce uczynić – musi się do władcy zwrócić i poddać się procedurom, algorytmom i ścieżkom, z których każda „z ważnych społecznych powodów jest niezbędna dla dobra publicznego”. Oczywiście, miliony dziennie takich procedur, algorytmów i ścieżek, w najbardziej duperelnych i absurdalnych sprawach, wymagają arbitralnie ustanowionych opłat (np. „znaków skarbowych”), których żaden fachowiec nie nazwie podatkiem. Nierzadko obywatel i firma „czują potrzebę” wzmocnienia swoich racji dodatkową, nieoficjalną opłatą, bo przecież co innego zwrócić się zaledwie z zapytaniem i prośbą i poddać „obróbce” urzędniczej – a co innego osiągnąć zamierzony skutek, nieprawdaż?

Do Regaliów zatem zaliczyć obecnie można:

1.       Strategiczne grunty, lasy, wody, decydujące o bezpieczeństwie Kraju i Ludności;

2.       Strategiczne instalacje infrastrukturalne (tzw. infrastruktura krytyczna), administracyjne, finansowe;

3.       Specjalne uprawnienia państwowe mające charakter monopoli (bicie monety, dyspozycja armią i policją, koncesje na niektóre rodzaje działalności, ustanawianie standardów, norm);

Warto zauważyć, że np. kolejne rządy polskie, wobec słabnącej kondycji Kraju i Ludności (patrz: TUTAJ i TUTAJ), wyprzedają Regalia, czyli dezintegrują podstawy fundacyjne Gospodarki, co oznacza, że osłabiają swoją zdolność pomnażania władzy (o zgrozo!) – byle tylko zachować zdolność kreowania tych pozycji budżetowych, które (powtórzmy po raz kolejny) rozmaici „upoważnieni przez naród” mogą wydawać swobodnie na sprawy nieznane nikomu i bez jakiejkolwiek kontroli.

W tym kontekście szydzenie z opinii, iż Polska jest w ruinie, albo że w nią popada – jest daleko posuniętym cynizmem.

 

*             *             *

Rozumiemy zatem, jaką drogę pokonują świadczone przez nas pod przymusem podatki: kierowane są najpierw do obszarów oznaczonych jako niezbędne (administracja, infrastruktura, walory, polityka), ale tam pod naciskiem zagnieżdżonego Państwa są przetwarzane w korzyści polityczne związane z Regaliami, w chwilach trudnych legitymizowane „dobrem publicznym” (paragospodarczym), aby na koniec, za srebrniki, zasilić potęgę tych, których stać na zakupy Regaliów w ramach „niezbędnej i racjonalnej” prywatyzacji.

Budżet, niezależnie od przemądrych definicji – to kolekcja złożona ze złotówek oddanych przez Ludność, podzielona między zadania zwane publicznymi, z których każde ma zgodnie z Konstytucją służyć tej Ludności i jej Krajowi. Złotówki te są najczęściej siłą i podstępem wydzierane Ludności w postaci kaskadowego grilla podatkowego, a dodatkowo w postaci akcyz, ceł, grzywien, mandatów, opłat skarbowych i kilkudziesięciu innych sztuczek, w których nie rozeznają się w pełni nawet programiści ministerialnych baz danych. Jest w Polsce kilkadziesiąt „poważnych” podmiotów uprawnionych do zdzierania z obywateli różnych „pozycji budżetowych”, oraz około miliona punktów zdzierczych, w których za każdy swój ruch zakupowy płacimy fiskusowi przynajmniej VAT i akcyzę. Na 99% urządzeń z „kaskadowego grilla” nigdy nie wydawaliśmy – jako płatnicy – zgody, nikt nas o nią nie pytał. Na 50% kierunków wydatkowania Budżetu płacimy nawet nie mając o tym pojęcia, a gdybyśmy takie pojęcie mieli – zdobylibyśmy w gniewie Ministerstwo Finansów niczym Pałac Zimowy.

Przytoczę tu fragmenty swojej koncepcji warstwowego modelu gospodarki, opublikowanego w Czerkasach.

Kilkadziesiąt podręcznikowych, najbardziej znanych albo najczęściej używanych modeli gospodarczych (patrz: modele ekonometryczne) jako swoją podstawową wielkość wynikową przyjmuje Dochód, Kapitał albo Wzrost (te trzy kategorie są nicowane w najprzeróżniejszy sposób). Jest to konsekwencja ukrytego założenia, że badacz-ekonomista ma do czynienia z gospodarką rynkową.

Założenie to jest błędne u podstaw: Gospodarka od swego zarania jest gospodarką Monopoli. W tym sensie nie istnieje ekonomia inna niż polityczna, bowiem w świecie monopoli o parametrach gospodarczych nie decyduje rynek, tylko decyzje politycznego centrum: rządu, zarządu korporacji, samorządu terytorialnego, itd., itp.

Uwzględniając powyższe twierdzę, że wszystko, co dzieje się w Gospodarce, podporządkowane jest Budżetowi, dąży do konstruowania Budżetu. Poniższy rysunek pokazuje uproszczony schemat gospodarczy:

Pogaworzymy o podatkach

Naturalna żywotność ekonomiczna NŻE – to nasza, powszechna, szara zapobiegliwość, staranie się o to, żeby przeżyć godnie do jutra i może jeszcze zabezpieczyć sobie możliwości na pojutrze. Co dnia zdobywamy, wypracowujemy jakiś dochód. Po czym – jako że funkcjonujemy w warunkach daleko posuniętego społecznego podziału ról – przeznaczamy ten dochód na pozyskanie „z rynku” (z przestrzeni gospodarczej) rozmaitych dóbr, wartości i możliwości, wedle naszych życzeń.

Na ten moment czekają Przedsiębiorcy. Przedsiębiorczość (biznesowa, społecznikowska, twórcza) – to gotowość i zarazem umiejętność tworzenia dóbr, wartości i możliwości oraz – najczęściej komercyjnego – dystrybuowania ich w obszarze naturalnej żywotności ekonomicznej. Tworzenie dokonuje się na własny rachunek (i ryzyko) albo w formule „kształtowania rynku”. Tendencja historyczna wskazuje wyraźnie ucieczkę Przedsiębiorczości od ryzyka (poprzez monopolizację).

W gospodarce monopoli działalność Przedsiębiorców jest regulowana. Regulacyjnymi Instytucjami, organami, urzędami, agencjami, sądami, itd., itp. – zarządza Nomenklatura. Nomenklatura tworzy warunki dla przedsiębiorczości oraz – przy okazji – dla naturalnej żywotności ekonomicznej. Nie zawsze są to warunki sprzyjające, myśląc „warunki” wyobrażam sobie po prostu okoliczności, reguły, zasady, przepisy, normy, certyfikaty, koncesje, patenty, prawa, obowiązki. Pamiętajmy, że mowa nie tylko o gospodarce Kraju (Rządu), ale też o gospodarce Samorządu czy Korporacji.

Ostatnim i ostatecznym ogniwem tego łańcucha, ostatnią warstwą gospodarki jest Budżet. Zawiera on sumę wpływów z różnych źródeł (plus tło w postaci rozmaitych zasobów i funduszy). Jego istotną jednak pozycją, o którą chodzi w Gospodarce, są WYDATKI. Nie obejmują one niczego, czym nie zechce zając się KIEROWNICTWO. W naszym sposobie rozumowania jest to Parlament (Rząd), albo Rada Samorządu (Zarząd), albo Rada Nadzorcza Korporacji (Zarząd).

Pomiędzy poszczególnymi warstwami występują relacje wzajemności ekonomicznej, które stanowią spoiwo łączące warstwy w gospodarkę jako całość,  ale też decydują o kondycji poszczególnych warstw i całej gospodarki:

1.       Relacja pomiędzy Przedsiębiorczością a Naturalną Żywotnością Ekonomiczną polega na tym, że Przedsiębiorcy udostępniają NŻW możliwości zdobycia dochodu codziennego (np. zatrudniając pracowników), a NŻW w zamian przeznacza ów dochód na pozyskanie dóbr, wartości i możliwości oferowanych przez Przedsiębiorczość: w ten sposób Przedsiębiorcy realizują swoją rentowność;

2.       Relacja pomiędzy Nomenklaturą a Przedsiębiorczością polega na tym, że Nomenklatura definiuje warunki działania korzystne dla Przedsiębiorców, ci zaś w zamian korzystają odpłatnie (płacąc pośrednio lub bezpośrednio) z możliwości Administracji, Infrastruktury, Walorów/Finansów i Polityki, jakie oferuje Nomenklatura, zawiadująca tymi możliwościami i kreująca je wciąż od nowa;

3.       Relacja pomiędzy Nomenklaturą a Budżetem polega na tym, że Budżet pośród swoich Wydatków kreuje pozycje rozbudowujące możliwości Nomenklatury i samą Nomenklaturę, zaś w zamian Nomenklatura (Administracja, Infrastruktura, Walory, Polityka) bierze na siebie „nieuchronność” wpływów do Budżetu, czyli stymulowanie Przedsiębiorczości (i pośrednio NŻW) do zasilania Budżetu z części swoich dochodów;

4.       Dodatkowo mamy też do czynienia z relacjami pośrednimi: NŻW z Nomenklaturą i Budżetem, Przedsiębiorczości z Budżetem, które dla klarowności modelu pomijam;

5.       Na cały ten model nałożona jest jeszcze Gwarancja Budżetowa, niezależna od relacji między-warstwowych, obrazowana na rysunku ukośną strzałką przebiegającą przez całą Gospodarkę: współcześnie oznacza ona wszelkiego rodzaju podatki dochodowe, obrotowe, akcyzy, opłaty, narzuty;

Powyżej opisany schemat jest dalece uproszczony. Jego podstawowym niedostatkiem jest założenie, że Gospodarka istnieje sama w sobie. Tymczasem wszelka Gospodarka karmi się Ekozasobami oraz Imperium.

W tym złożonym modelu warstwowym u podstaw struktury leżą Ekozasoby, na szczycie zaś konsekwentnie „punkt docelowy” Gospodarki, czyli Budżet. Jeszcze raz podkreślmy, że w moim przekonaniu ostatecznym celem wszelkich działań gospodarczych jest Budżet.

Pogaworzymy o podatkach

Swoistą „karmą” wszelkiej Gospodarki ą Ekozasoby. Korzystają z nich wszelkie inne warstwy gospodarcze. Ale aż do warstwy Słabizny (są to np. osoby czy gospodarstwa domowe pozbawione stałego, pewnego źródła dochodu) mamy do czynienia z Pozaekonomią. Jednym słowem, działania gospodarcze nie uwzględniają (co najwyżej śladowo, mimochodem) tego, co dzieje się w warstwach Słabizny, Outsiderzy (wykluczeni), Imperium i Ekozasoby. Trwa tu jednak gra pozorów: jednym z takich pozorów jest instytucja katastru, na mocy której zatwierdza się czyjąś własność gruntu (posiadłości) tylko po to, by Budżet miał tytuł do obciążenia tej własności podatkiem.

Imperium jest czymś w rodzaju „rekietu”: zawłaszczona zastaje cudza połać gospodarcza, której istoty się nie narusza, pod warunkiem że „opłaca się” ona specjalnym haraczem.

Następne dwie warstwy (Outsiderzy i Słabizny) pozostają poza Ekonomią (rozważaniami o Gospodarce) z prostego powodu: nie są w stanie samodzielnie dokonywać zakupów na „rynkach”, natomiast udostępnianie im możliwości zdobycia dochodu nie opłaca się Przedsiębiorcom, z wielu powodów.

I od warstwy NŻE rozpoczyna się Wyzysk Wewnętrzny. Każda kolejna warstwa wyzyskuje w jakiś sposób warstwę „niższą”, zaś Budżet jest esencją i zarazem zwieńczeniem tego wyzysku.

Powiada się, co mogłoby podważyć moje poprzednie zdanie, że przecież Budżet zawiera mnóstwo pozycji „filantropijnych”, mających w swoim „statutowym” celu wsparcie Outsiderów, Słabizny, NŻE, Przedsiębiorczość, a nawet Nomenklaturę. W odpowiedzi mogę zapytać: jakie pozycje budżetowe tnie się, kiedy Gospodarka słabnie?

Otóż „filantropijne”, a także dynamizujące pozycje budżetowe powstają, kiedy sprzyja koniunktura, a potem, na mocy mechanizmu Dynalogic, są „retorsjowane” z powrotem ku Budżetowi.

 

*             *             *

Gdzieś na wstępie niniejszego artykułu wprowadziłem pojęcie Dynalogic. Jeszcze lepiej mechanizm Dynalogic, choć w bardziej złożony sposób, ujmuje to kolejny schemat: w tym schemacie (na rysunku poniżej) zawarte jest też narzędzie, za pomocą którego „urynkowia się”, a w rzeczywistości komercjalizuje obszar Ultragospodarki i Paragospodarki. Sensem i dążeniem tej komercjalizacji jest spowodowanie, że:

A.      W Budżecie „sensu stricto” pozostają tylko pozycje związane z finansowaniem tzw. Państwa Stricte (Parlament, Rząd, Armia, Policja, NIK, Służby sekretne, Służba Graniczna, Dyplomacja, Służby graniczne (straż i celnicy) Wojewodowie), pozostałe pozycje budżetowe (w tym resortowe i paragospodarcze) zostaną oddane „w ajencję”, np. jak w Ameryce;

B.      Wszelka odpowiedzialność za jakiekolwiek problemy społeczne albo za stan gospodarki – oddalona jest poza Państwo Stricte i Budżet, które przeistacza się w podmiot wszechwładny, omnipotentny, ale za to pozostający poza kontrolą i poza odpowiedzialnością za cokolwiek;

C.      Zarządzanie sprawami gospodarczymi i społecznymi, ale jednocześnie stanie na straży interesów Państwa i nadzór Para-Budżetów – na podstawie specjalnej cesji przejmuje warstwa Top-Nomenklatury, zagnieżdżonej w sferze publicznej i prywatnej;

Wszystko, co omawiam w ostatnich akapitach, rozpostarte jest pomiędzy warstwy od Naturalnej Żywotności Ekonomicznej po Budżet. Oto schemat:

Pogaworzymy o podatkach

Pamiętamy, że wyzysk warstwy „niższej” na rzecz warstwy „wyższej” odbywa się w ten sposób, że „góra”, daje „dołom” możliwość funkcjonowania, uzyskiwania dochodów w formule charakterystycznej dla konkretnej warstwy, zaś w zamian ma uprawnienie do eksploatowania „swoich dołów”. Dodatkowo Państwo ma szczególne uprawnienie, polegające na tym, że może „bez zobowiązań” (pomijając procedury wyborcze) dodatkowo obciążać wszelkie warstwy (patrz: Gwarancja Budżetowa: podatki dochodowe, obrotowe, akcyzy, opłaty, narzuty, itd., itp.).

Jest oczywiste, cała Gospodarka stoi na Naturalnej Żywotności Ekonomicznej oraz na Przedsiębiorczości (pomijając Eko-zasoby i Imperium), i że jeśli „suma wyzysku” tych warstw będzie przekraczała ich potencjał dochodowy – to Gospodarka zacznie się zapadać.

 

*             *             *

Pora na kilka konkluzji, które powinni sobie przyswoić wszyscy poddani urokowi przeboju obecnej kampanii wyborczej, czyli sprawom podatków i budżetów.

Mimo „słuszności” legitymizującej pobór podatków (osobiście wolę obywatelską, samorządną formułę „public collections”), nasze podatki nie dość, że obracają się przeciw nam (za twoje pieniądze politycy umacniają swoją władzę wobec ciebie), to jeszcze w tych śladowych obszarach „słuszności” są poddane krańcowej niegospodarności, przez co wszystkim się – prawidłowo – zdaje, że podatki są zbyt duże, a ich owoce dla Kraju i Ludności – znikome. Stąd już niedaleka droga do tego, by podatki postrzegać jako narzędzie opresji Państwa wobec Obywateli, co rodzi postawy „unikania i kombinowania”.

Dyskusja o podatkach i budżetach obciążona jest zatem deficytem zaufania do decydentów, że nasze pieniądze odebrane nam siłą zostaną dobrze wykorzystane we wspólnym, dobrze pojętym interesie. Dodatkowo – choć „pęczniejąca reprodukcja” Regaliów i Prerogatyw państwowych jest głoszona na każdym kroku – ostatecznie są one wyprzedawane w ramach paradoksalnie pojętej prywatyzacji (ratującej te części budżetów, którymi politycy dysponują poza kontrolą).

Zabawy naprawcze powinny zatem zmierzać nie w stronę „podniesiemy, obniżymy”, tylko w stronę „zmienimy strumienie przepływu i inaczej rozłożymy kompetencje decyzyjne”, co oznacza rozwiązania instytucjonalne, ustrojowo-systemowe, a nie wygibasy rachunkowo-księgowe, którymi zasypana jest dziś kampania wyborcza.

Władza, monopol polityczny, prywatyzacja regaliów i prerogatyw – nijak nie służą ani Krajowi, ani Ludności.


 
Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka