Jan Herman Jan Herman
327
BLOG

Państwo Równoległe i dlaczego

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 0
 

Warto odnotować, że Państwo jako cywilizacyjny fenomen zarządzający na całym globie Krajem i Ludnością – właśnie ujawnia, iż wyczerpuje swoją zdolność do sprawowania tej roli. Nie da się tego ująć bardziej literacko, niż to uczynił potomek Henryka Sienkiewicza w podsłuchanej rozmowie obiadowej: nasze Państwo istnieje wyłącznie teoretycznie, w rzeczywistości to wszystko jest ch…j, dupa i kamieni kupa.

W miejsce Państwa pojmowanego jako kreatora i zarazem konstytucyjnego strażnika systemu-ustroju, mamy dziś do czynienia z Państwem Ażurowym (patrz: TUTAJ). Cytuję siebie sprzed kilku dni:

Kiedy jeszcze nie było Państwa (państwo: skonsolidowane konstytucyjnie urzędy, organy, służby kreujące i egzekwujące prawo, sprawujące legitymizowaną lub uzurpatorską władzę nad Krajem, czyli zasobami naturalnymi i gospodarczo-kulturowymi, i Ludnością obfitą w naturalną żywotność ekonomiczną oraz w przedsiębiorczość) – między niezwiązanymi niczym Krajem a Ludnością kształtowały się stosunki spontaniczne. Ich najdojrzalszą formułą jest Rolnictwo[1] i Sozologia[2] (planistyczna). W tej formule Człowiek zmaga się z Naturą, eksploatując jej możliwości i ryzykując skutkami własnych błędów (np. nadmiernej eksploatacji) czy obiektywnych niedogodności (klimat, katastrofy).

Mając powyższe na uwadze funkcję Państwa rozumiem jako cywilizowanie działań Człowieka w następujących wymiarach:

1.       Kultura gospodarowania (rozwiązania, obyczaje, prawa rządzące stosunkami Człowieka z Naturą);

2.       Kultura polityczna (rozwiązania systemowo-ustrojowe zawiadujące stosunkami międzyludzkimi);

3.       Antycypacyjne zapobieganie błędom ludzkim i niedogodnościom obiektywnym gospodarowania, budowanie swoistego kokonu[3] kulturowo-cywilizacyjnego;

4.       Mnożnikowanie działań Człowieka wobec Natury (nastawionych na reprodukcję indywidualnego i zbiorowego dostatku);

5.       Potęgowanie możliwości Natury i Człowieka;

Tych pięć punktów – rozumianych jako legitymizacja wszelkiego Państwa – to obowiązek Państwa wobec Obywateli, niezależnie od ładu administracyjnego i ideologii zawiadującej Państwem. Taki obowiązek[4] od zawsze brali na siebie tyrani i demokraci, carowie i przywódcy, mocarze i inteligenci. Nawet jeśli powodowani byli niskimi pobudkami.

Przyjmuję, że pożądany model Państwa to taki, w którym wszelka niejednoznaczność w powyższym pięciopunktowym programie jest likwidowana w zarodku. Niejednoznaczność rozumiem jako probabilistyczną możliwość przyjęcia więcej niż jednego rozstrzygnięcia w identycznych okolicznościach-warunkach. Zastrzegam, że nie mówię o „uprzedmiotowieniu” decyzji i decydentów, o zamknięciu możliwości decyzyjnych w ramach totalnych (wszechobecnych, gęstych, ciasnych) regulacji, tylko o woluntarystycznej dowolności decyzji, która pozwala problemy identyczne (co do faktów i okoliczności) kończyć odmiennymi, być może sprzecznymi rozstrzygnięciami[5].

Otóż założenie powyższe jest współcześnie niemal nieobecne, w każdym razie trudno znaleźć jakąkolwiek niszę prawną, formalną, w której panuje jednoznaczność rozstrzygnięć w stopniu zadowalającym poczucie przyzwoitości[6]. Słowem „przyzwoitość” posługuję się często, kiedy wchodzę w temat deontologii[7], utylitarności[8], charytoniki[9]. Twierdzę, że Państwo i jego 5 wymienionych wcześniej funkcji poddane jest procederowi, który można nazwać apostazją[10] od przyzwoitości. Jest to patologia zżerająca Państwo jako fenomen cywilizacyjny, co uzasadnia pogląd, iż fenomen ów wyczerpał swoje możliwości sprawnego zarządzania Krajem i Ludnością, potrzebuje pasjonarnego[11] zastrzyku (defibrylacji[12]) albo obumrze, niezależnie od tego, kto obumieranie państwa postuluje[13].

Państwo Ażurowe w swej istocie powoduje, że jedni się odeń odbijają, a inni je przenikają bez trudu. Jednych ono uciska bez szans „wywinięcia” się, inni zaś nie zauważają ucisku, a na pewno go nie doświadczają. Ażurowość Państwa prowadzi do „błędu autotelicznego”[14], polegającego na przypisywaniu mu świadomej polityki „niesprawiedliwości społecznej” – i na tym rozmaite racje polityczne budują atmosferę niepokoju, protestu, misję „wielkiej naprawy”, w rzeczywistości zaś legitymizują swoją „antysystemowość” i mącą w głowach nędzarzy (patrz: homo sacer[15], l’uomo senza contenuto[16]).

Bo nie ma w tym owej marksowskiej „klasowości” (gdzie Państwo ewidentnie i otwarcie służy jednej klasie społecznej, np. wyzyskiwaczom kapitalistycznym, kosztem proletariatu[17]), tylko reguły – jeśli są – kształtowane są od podstaw, tak jak pierwotnie, w okresach przed-państwowych, kształtowały się stosunki Człowieka z Naturą. Państwo staje się – poprzez swoją ażurowość – kolejnym elementem, aspektem, wyrazem Natury.

Właśnie ażurowość Państwa jest największą dolegliwością współczesną, ale też okazją dla wszystkiego co samorządne i spółdzielcze. Państwo Równoległe – mój podmiot liryczny ostatniego czasu – wniknie w ażur jako jego komplementarium.

Państwo Ażurowe to takie, które:

1.       Losowo (przypadkowo), a tylko niekiedy „planowo” wobec jednych jest bezwzględne i stanowcze, a wobec innych nieśmiałe i gotowe do negocjacji;

2.       Pozwala na dowolność – nawet prowadzącą do sprzeczności – w interpretowaniu przepisów i okoliczności;

3.       Nie nadąża z realizacją swoich zobowiązań i projektów-programów, ale z drugiej strony bywa źródłem wszelkich, nawet nienależnych obfitości i ulg;

4.       Przyzwala wybiórczo na „prywatyzowanie” swoich prerogatyw, a nawet bywa „łupem” (np. wyborczym) klik, koterii i kamaryl;

5.       Nie kontroluje rozmaitych „cesji” i „delegacji” swoich uprawnień i mocy (przymus, przemoc), które stają się przedmiotem „wtórnego obrotu”, w tym komercyjnego;

6.       Sekretnie i wbrew wszelkim racjom społecznym zarządzane jest metodą „jemioły” przez Państwo Stricte”[18];

7.       Ostatecznie popada w proces „autoignorancji”[19], skupiając swoją państwowo-nomenklaturową uwagę na pomyślności własnej (oczkiem w głowie Budżet a nie Kraj i Ludność), otaczając się „twierdzą konstytucyjną” (murem z praw, przepisów, immunitetów, dopuszczeń, wtajemniczeń, procedur, algorytmów, certyfikatów – zza którego bezkarnie można „razić” naturalną żywotność ekonomiczną, przedsiębiorczość, obywatelskość, samorządność);

Wojownicy o sprawiedliwość społeczną, o likwidację „państwa w państwie”, o poważniejszą partycypację obywatelską w Budżetach, o minimalizację rozmaitych wykluczeń, o likwidację mechanizmów deprywacyjnych – powinni przestać szukać sensu dla swoich zmagań z państwem kapitalistycznym (w marksowsko-leninowskim rozumieniu), tylko zastanowić się, czy istnieje Państwo Ażurowe i co z tego wynika.

Myśl o PAŃSTWIE RÓWNOLEGŁYM towarzyszy mi od zawsze (to nie ściema), ale wyłożyłem ją chyba w koncepcie Ordynacji Sołtysowskiej. Patrz: TUTAJ.

 

Tu postaram się ją streścić.

1.       Ktokolwiek sądzi, że wystarczy dobrze pozycjonować się w niechcianym systemie, by go podstępnie obalić od środka (wallenrodyzm?) ten nie wie o sobie samym, jak mało jest niezłomnym, jak łatwo jest funkcjonując w systemie nieprzyzwoitym stracić przyzwoitość własną. Trzeba robić coś jeszcze „na boku”, poza systemowo;

2.       Jest polityczna różnica między KONKURENCJĄ a RÓWNOLEGŁOŚCIĄ. Ktokolwiek konkuruje z systemem – prędzej czy później stanie przed decyzją o jego obaleniu. Ktokolwiek buduje system równoległy – stawia przed samym sobą obowiązek tworzenia systemu lepszego niż ten, do którego równolegle działa;

3.       Konstytucja RP (i żadna) nie zabrania budowania równoległych struktur samorządu, na przykład terytorialnego. Co prawda, istnieje szereg ustaw „samorządowych” zakładających, że istnieje tylko jeden wariant, ów ustawowy, ale nijak nie zablokowana jest przecież możliwość powoływania równolegle innych przedstawicieli terytorialnych niż radni;

4.       Rzeczą obywateli – i tylko ich rzeczą – jest to, ile i jakich prerogatyw państwowych (władza, kontrola, przymus, przemoc, legitymizacja) oddadzą w ręce przedstawicieli równoległych. Ten punkt brzmi sensacyjnie, proszę Czytelnika o przemyślenie go w swojej intuicji obywatelskiej;

5.       Gdyby „system równoległy” pojawił się lokalnie, wyspowo, enklawowo – to jego oddziaływanie polityczne byłoby żadne, co najwyżej edukacyjne, a jednocześnie system „koncesjonowany” ustawowo – otrzymałby szybkie wsparcie monopolizujące „rynek samorządowo-polityczny”;

6.       Jest wiele spraw: edukacja, życie artystyczne, budżet partycypacyjny, sprawy komunalne, sprawy wzajemnicze, gromadnicze, socjalne, bezpieczeństwa lokalnego, inicjatyw miejscowych, zaopatrzenie ludności, mała infrastruktura) – które można legalnie zagospodarowywać (public collection) bez łaski urzędowego systemu samorządowego;

7.       Gdyby „system równoległy” upowszechnił się – stałby się realną przeciwwagą i narzędziem realnej społecznej kontroli nad poczynaniami urzędów, które w rzeczywistości kręcą radami jak ogon kotem: nie ma siły, która zabroniłaby „równoległym” na żywo komentować „dokonania” z posiedzeń ustawowych samorządów i organizować się za lub przeciw;

8.       I tak dalej. To nie jakaś utopia przecież…;

 

Demokracja nie jest wcale gwarantem praworządności – kpi w żywe oczy Balcerowicz. Rozumiem te słowa dwojako. Po pierwsze, demokracja jest stanem pożądanym i docelowym, a nie jakimś realnie żyjącym faktem. Po drugie: demokracja jako model społeczny-obywatelski łatwo się „psuje” ulegając wpływom niedemokratycznym.

 

Polskie Państwo nie podoba mi się nie dlatego, że jest kiepsko zapisane (choć i tu jest wiele do zrobienia). Nie podoba mi się przede wszystkim ze względu na to, że generuje patologie i promuje ludzi zdemoralizowanych społecznie (politycznie). A wtedy wszelki społeczny dorobek nieuchronnie popada w ruinę. Co widać wokół nas.

 

 

 

[1] Rolnictwo rozumiem jako przestrzeń społeczną obejmującą gospodarowanie żywymi (roślinnymi i zwierzęcymi) zasobami naturalnymi oraz dziedziny wspierające to gospodarowanie: wytwarzanie narzędzi, nawozów, środków ochrony, pasz, melioracje, edukację, doradztwo, itd., itp.;

[2] W. Michajłow definiuje sozologię jako: Nauka o przyrodniczych i doraźnych skutkach, a także dalszych następstwach przemian zachodzących zarówno w naturalnym, jak i uprzednio już odkształconych układach przyrody na mniejszych lub większych obszarach biosfery w wyniku działalności społecznej i gospodarczej człowieka oraz o skutecznych sposobach zapobiegania jej ujemnym następstwom dla społeczeństwa lub przynajmniej o możliwościach maksymalnego ich załagodzenia. Sozologia planistyczna – to: dostosowywanie obiektów i działalności człowieka do środowiska naturalnego, modelowanie struktury środowiska, dostosowywanie ekonomii. Por.: znakomity artykuł Józefa M. Dołęgi wyjaśniający pojęcie: http://ekorozwoj.pol.lublin.pl/no2/b.pdf (str. 15);

[3] Na ten temat głoszę pogląd o nieuchronnym, niezbyt odległym w czasie, a właściwie już trwającym rozpadzie gatunku „człowiek” na dwa fenomeny: fenomen szlachetny, otoczony kokonem dostatku w postaci wygód technicznych, bezpieczeństwa systemowo-ustrojowego (prawa), edukacji, ochrony zdrowia (w tym psychicznego), higieny sanitarnej, socjatrii-remutualizacji, trwałych źródeł dochodu, zabezpieczenia emerytalno-rentowo-socjalnego, oraz fenomen podły, który nie tylko pozbawiony jest (całkowicie lub częściowo) owego kokonu, ale też wystawiony jest na – prawie zawsze wrogie – działanie „surowego” otoczenia zdegradowanego na potrzeby owego niedostępnego kokonu: tu wykluczenie polega nie na zamknięciu drzwi do „składu z kokonami”, ale na obligatoryjnym zamieszkiwaniu „śmietniska”. Ukułem też w tej sprawie pojęcie „trash socjety”. Patrz: http://publications.webnode.com/news/polska-„ś”-trash-society/ , http://publications.webnode.com/news/dostatki%2c-dostępy%2c-dobrobyty/ , http://publications.webnode.com/news/w-poszukiwaniu-nowego-dekretu/ , http://publications.webnode.com/news/plebs%2c-masy%2c-publika%2c-elektorat%2c-szaracy%2c-lud%2c-pospolstwo%2c-prolet%2c-gawiedź%2c-tłuszcza/ , http://publications.webnode.com/news/forma-podmiotowości%3a-między-dysydencją-a-biopolityką/ , http://publications.webnode.com/news/samorządne%20zarządzanie%20kokonem%20%282%29/ , http://publications.webnode.com/news/sztuczności-i-naturalności/ , http://publications.webnode.com/news/dlaczego-wciąż-jeszcze-żyjemy-/ ;

[4] Za Pedią: Racja stanu (fr. raison d'État, łac. ratio status) – nadrzędny interes państwowy, interes narodowy, wyższość interesu państwa (niekiedy w domyśle: społeczeństwa – JH) nad innymi interesami i normami, wspólny dla większości obywateli i organizacji działających w państwie lub poza jego granicami, ale na jego rzecz. Za twórcę nowożytnej koncepcji racji stanu uważany jest Niccolò Machiavelli, natomiast pierwsze użycie terminu „racja stanu” przypisuje się arcybiskupowi Giovanniemu della Casa. Francuski myśliciel polityczny Cardin Le Bret twierdził, że król powinien rządzić sprawiedliwie, są jednak przypadki (jednym z nich była według Le Breta i Richelieu wojna trzydziestoletnia i udział Francji w tym konflikcie), kiedy władca powinien porzucić etykę i postępować tak jak nakazuje racja stanu (raison d'état). Racja stanu, choć różnie rozumiana, przedstawiana bywa jako kwestia nadrzędna. Powołują się na nią organizacje i partie polityczne bez względu na orientacje ideowe. Zwykle dotyczy zagadnień suwerenności kraju, jego pozycji ekonomicznej oraz pozycji w sojuszach gospodarczych i politycznych. Racją stanu kieruje się mąż stanu;

[5] Precedens de iure, znany w anglosaskim wymiarze sprawiedliwości, częściowo usuwa ten mankament: sąd orzekający w sprawach późniejszych ma prawny obowiązek przestrzegania wyroków sądowych wydanych w sprawach poprzednich. Obowiązek wynika z zasady stare decisis (szerzej: stare decisis et non quieta movere, czyli: pozostań przy podjętej decyzji), zgodnie z którą sprawy raz już w pewien sposób rozstrzygnięte nie powinny być rozstrzygane inaczej w przyszłości;

[6] Za Marcinem Wolskim: do  wielu słów skazanych na  wymarcie dołączyła przyzwoitość. Przyzwoitość – nieodzowny składnik kindersztuby, a  zarazem harmonii w  stosunku do  świata i  do  siebie. Przyzwoitość nakazująca współczucie dla pokonanych, szacunek do  przeciwnika, litość dla słabszych, zrozumienie dla grzesznych, wspaniałomyślność dla skruszonych, wybaczenie dla zmarłych –  była jednym z  elementów cywilizacji Zachodu zbudowanej na  fundamencie chrześcijaństwa. Nie znały tych cnót Azja (z  wyjątkiem tej buddyjskiej) ani przedkolumbijska Ameryka. „Gdy nie wiadomo, jak się zachować, na  wszelki wypadek trzeba zachować się przyzwoicie” –  brzmi słynny bon mot Antoniego Słonimskiego. Choć, przyznajmy, sam autor nie zawsze się do  niego stosował i  jakoś nie zaszczepił tej maksymy swojemu „wielkiemu sekretarzowi” Aaaadasiowi. Por.: http://www.gazetapolska.pl/25208-wymierajace-slowa-przyzwoitosc );

[7] Deontologia – to bezinteresowne oferowanie pełnego (dostępnego) profesjonalizmu własnych działań każdemu, bez dyskryminacji, przywilejów, warunków;

[8] Utylitarność – to bezwarunkowe i bezinteresowne nastawienie na maksymalną użyteczność (społeczną) własnych działań, niezależnie od okoliczności;

[9] Charytonika – to bezwarunkowa i bezinteresowna skłonność niesienia pomocy każdemu, kto nie umie lub nie może samodzielnie funkcjonować w okolicznościach faktycznych i-lub systemowo-ustrojowych;

[10] Apostazja (gr. ἀποστασία – odstąpieniebunt; z ἀπό (apo) – od, στάσις (stasis) – postawa, pozycja) – porzucenie wiary religijnej. W pierwotnym znaczeniu – całkowite porzucenie wiary chrześcijańskiej; termin został również adaptowany do ogólnych pojęć religioznawczych oraz wykorzystywany przez religie i wyznania niechrześcijańskie. Ja używam tego słowa w znaczeniu: odstępstwo od tego, co moralnie i społeczno-ekonomicznie prawidłowe i pożądane. Patrz: http://publications.webnode.com/news/obywatele-czy-wyznawcy/ , http://publications.webnode.com/news/wiara-organizacja-wspolnota/ , http://publications.webnode.com/news/inwokacja-dla-władcy-imperatywy%2c-organiczność%2c-wenalia/ , http://publications.webnode.com/news/metafora-komunarność-entropia-społeczna/ , http://publications.webnode.com/news/ubuntu-i-inne-pomysły-na-życie/ , http://publications.webnode.com/news/wyzwania-teoretyczne-intelektualne-koncepcyjne-/ ;

[12] Defibrylacja, defibrylacja elektryczna – zabieg medyczny, stosowany podczas reanimacji. Polega na zastosowaniu impulsu elektrycznego prądu stałego o określonej energii poprzez powierzchnię klatki piersiowej w celu wygaszenia najpoważniejszych zaburzeń rytmu serca – migotania komór (łac. fibrillatio ventriculorum) oraz częstoskurczu komorowego bez tętna. Defibrylacja dosłownie oznacza zakończenie migotania komór. Jest jedyną, a zarazem skuteczną metodą, zwiększającą szanse przeżycia podczas ciężkich zaburzeń pracy serca. Wykonana w ciągu 3 minut od utraty przytomności pozwala na przeżycie w 75% przypadków. Migotanie komór leży u podłoża zdecydowanej większości przypadków nagłego zatrzymania krążenia u dorosłych, które prowadzi do śmierci klinicznej;

[13] Najprawdopodobniej jako pierwszy wieszczył obumarcie fenomenu Państwa Karol Marks, który przewidywał, że powszechniejąca samorządność i spółdzielczość (zrzeszenie zrzeszeń wolnych wytwórców) ostatecznie uczyni zbędnymi zarówno organy, urzędy, służby i prawo, a rosnąca obywatelskość (wystarczające rozeznanie w sprawach publicznych i bezinteresowna, bezwarunkowa skłonność do czynienia ich lepszymi) spowoduje zamieranie prerogatyw państwowych, w tym zorganizowanego przymusu i przemocy. Patrz: http://publications.webnode.com/news/stare-zwisa-nowe-powiewa/ ;

[14] Znaczenie słowa "autoteliczny" łatwo wyjaśnić podając jako przeciwieństwo słowo "instrumentalny". Otóż "autoteliczny" znaczy tyle, co "będący celem sam w sobie", podczas gdy instrumentalny to nic innego jak "będący środkiem do jakiegoś celu". Nie wnikając w szczegóły, rozróżnienie jest dosyć intuicyjne: jeżeli przebywamy na wakacjach, które stanowią dla nas wartość samą w sobie i nie prowadzą do żadnych innych celów, są one właśnie wartością samoistną (autoteliczną). Jeśli natomiast są one środkiem do celu, jakim jest np. odwiedzenie wszystkich kontynentów, czy zgromadzenie materiałów do publikacji- wówczas nazwiemy je "instrumentalnymi". Jak jednak wygląda to w praktyce? Czy praca, którą lubimy, jest wyłącznie autoteliczna, czy może wyłącznie instrumentalna? A może w rzeczywistości obie te kategorie łączą się i trudno wskazać cokolwiek wyłącznie "będącego celem samym w sobie" albo wyłącznie prowadzącego do realizacji jakiegoś celu? Wydaje się, że głębsze zastanowienie nad w zasadzie dowolnym fragmentem naszego życia- nauką, wyjściem na piątkowe piwo, amatorskim treningiem, czy wyjazdem w góry- może przynieść wniosek, że poniekąd nawet coś co wydaje się wyłącznie sensowne "samo w sobie" służy realizacji (często nieuświadomionych) celów, przybierając zatem formę instrumentalną. Zaczerpnięto z http://www.scelina.pl/autoteliczny-instrumentalny.html ;

[15] Homo sacer (łac. „święty człowiek” lub „przeklęty człowiek”) – wg. Pedii niejasne pojęcie prawa rzymskiego: osoba, która jest społecznie wykluczona, może być zabita przez kogokolwiek, ale nie może być poświęcona w trakcie rytuału religijnego. Osoba taka jest pozbawiona wszystkich praw, a jej życie jest uważane za godne potępienia. Giorgio Agamben użył tego pojęcia na potrzeby swojej książki Homo sacer: suwerenna władza i nagie życie. Agamben opisuje homo sacer jako jednostkę, która istnieje w prawie jako zesłaniec. Uważa, że to paradoks: tylko dzięki prawu społeczeństwo może uznać jednostkę za „homo sacer”, tak więc prawo, które nakazuje wykluczenie, jest tym samym, co daje jednostce tożsamość. Agamben utrzymuje, że życie istnieje w dwóch aspektach. Jeden to naturalne, biologiczne życie, a drugi to życie polityczne. To życie Agamben ustosunkowuje do opisu „nagiego życia” uchodźcy w Korzeniach totalitaryzmu Hannah Arendt (1951). Mówi on, że efekt homo sacer to rozłam czyjegoś życia biologicznego i politycznego. Jako „nagie życie” homo sacer poddaje się suwerennemu stanowi wykluczenia i, chociaż ma życie biologiczne, nie ma znaczenia politycznego;

[16] Pojęcie „L’uomo senza contenuto” stworzył Giorgio Agamben w eseju o tym tytule u początków swojej filozofii społecznej (na wiele lat przed dojrzałą, ale mniej „rewolucyjną” książką „Homo sacer”). Pojęcie to, dosłownie oznaczające „człowiek wyzuty z treści”, wskazuje na osobników tak bardzo poddanych rozmaitym moralnym i społecznym deprywacjom, że nie mają nic dopowiedzenia, nawet sobie samym, są przy tym rozproszoną zbiorowością amorficzną, niezdolną do gromadzenia się wokół zdefiniowanego interesu społecznego, składającą się z pozbawionych więzi „osobnych” osobników. Patrz: http://publications.webnode.com/news/jezusologia/ , http://publications.webnode.com/news/natręctwo-polityczne/ , http://publications.webnode.com/news/ukraińska-orphania/ , http://publications.webnode.com/news/rzeszoto-między-zniewoleniem-a-zmeneleniem/ ;

[17] Najlepiej ten „błąd autoteliczny”  widać w staraniach rozmaitych ruchów typu „indignados”, w Polsce przybierających postać flibustiersko-podskakiewiczowską, głośną i nieskuteczną oraz esencjalnie „niecelną” programowo (Oburzeni, Niepokonani, Zmieleni, Nowa Lewica, Sierpień’80, Ruch Sprawiedliwosci Społecznej, Porozumienie Socjalistyczne, Komitet Pomocy i Obrony Represjonowanych Pracowników, Komitet Obrony Pracowników, Ruch Lokatorski, Samoobrona, Ruch Palikota, itd., itp.,), poszukujących gorączkowo nowocześniejszego zamiennika słów „proletariat” czy „klasa robotnicza” (stąd np. „wykluczeni”). Patrz: http://publications.webnode.com/news/na-czubku-języka-prawość-%3d-wolność/ ;

[19] Taka autoignorancja prowadzi – kiedy pojawiają się społeczne protesty – do komentarzy prominentnych osób w stylu: macie swoje samorządy, sądy, instancje, prawa, swobody, macie całą tę uświęconą demokrację, czego więc chcecie od rządu, ministrów, urzędów, organów, służb, radźcie sobie, to wolny kraj. W tym komentarzu jest pułapka: zawsze oponenci, a zwłaszcza dysydenci, mogą zapytać: to po co nam ty, prominencie, luminarzu, decydencie, możemy sobie poradzić bez ciebie;

 
Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka