Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
458
BLOG

Ukraina niejedno ma imię

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Polityka Obserwuj notkę 3

To były kolejne wybory na Ukrainie, które obserwowałem. Od tych pierwszych, w których uczestniczyłem w 2002 r. zmieniło się bardzo wiele. A jednocześnie bardzo wiele zostało po staremu. Na Ukrainie stare miesza się z nowym, także w wymiarze personalnym. Oczywiście ukraińskie wybory A.D. 2014 były o wiele uczciwsze niż te sprzed 12 laty, tak jak były na pewno bardziej transparentne niż choćby te ostatnie, które monitorowałem z ramienia Parlamentu Europejskiego – w roku 2009 (prezydenckie) i 2012 (parlamentarne). Ale jednocześnie, choć Ukraina stała się w tym okresie prozachodnia i – jednak – antyrosyjska, dalej to państwo, w którym jest olbrzymia korupcja, a oligarchowie są wszechwładni. To musi wydłużać jej drogę do Europy, mimo całej sympatii Zachodu dla premiera Jaceniuka i poparcia dla na wskroś pragmatycznego prezydenta Poroszenki.

Niedzielne wybory zakończyły się zwycięstwem Bloku Petra Poroszenki i polityczną wiktorią Frontu Arsenija Jaceniuka. Ten pierwszy zamiast spodziewanych ponad 30 proc. uzyskał tylko ok. 21 proc., ten drugi zaś, „majdanowski” premier wraz ze swoimi sztabowcami miał świetny pomysł na końcówkę kampanii. Rzucili hasło, że te wybory są faktycznie wyborami premiera. I że tylko Jaceniuk jest gwarantem stabilności i bezpieczeństwa Ukrainy. W jakimś sensie skopiowali manewr Poroszenki tuż sprzed wyborów prezydenckich: wówczas ten oligarcha i minister w rządzie Wiktora Janukowycza zaapelował, aby w imię właśnie stabilności państwa ukraińskiego wybrać prezydenta kraju już w pierwszej turze. Był to skuteczny apel: Petro Poroszenko był faworytem, wybory by i tak wygrał, ale dzięki temu pomysłowi zwyciężył w pierwszej turze.

NATO – tak! A reformy?

Mój rozmówca to przedstawiciel Zachodu od lat pracujący na Ukrainie. O pewnym bardzo wpływowym tutejszym polityku mówi, że to wyjątek, bo jest niepodatny na korupcję. Oponuję. Przytaczam przykład, że ów Bardzo Ważny Gość z wdzięczności dla swojego sponsora w kampanii wyborczej załatwił... tekę ministra dla współmałżonka. Proste: ty mi kasę w kampanii, ja tobie (choć nie osobiście, ale zostanie w rodzinie) – stołek w Radzie Ministrów. Mój znajomy, obywatel jednego z krajów UE, uśmiecha się szeroko: „Pamiętaj, w tym kraju nepotyzm nie jest uważany za element korupcji”…

W wyborach parlamentarnych są prozachodni wygrani i antyzachodni przegrani. Pierwsze trzy partie: prezydencka, premierowska oraz Samopomoc mera Lwowa Andrija Sadowego, nie tylko deklarują poparcie europejskiego wyboru Ukrainy, ale też optują za akcesem Kijowa do NATO. Tymczasem ujawniły się – i poniosły totalną porażkę – ugrupowania mówiące „Nie dla NATO”. Dopiero czwarte miejsce, i to zaledwie z niespełna 8-proc. poparciem, zajął Blok Opozycyjny, związany z dawną Partią Regionów Janukowycza. Do Wierchownej Rady w ogóle nie weszły inne NATO-sceptyczne partie, jak Silna Ukraina (!) oligarchy Serhija Tihipki oraz komuniści Petra Symonenki. Kijów spektakularnie potwierdził swój euroatlantycki kurs. A jeszcze 11 miesięcy temu ówczesne władze nie tylko nie chciały słyszeć o Pakcie Północnoatlantyckim, ale też odrzuciły zaręczyny z Unią.

Spotkanie z przewodniczącym ukraińskiego parlamentu, byłym pastorem, niegdyś bardzo bliskim współpracownikiem premier Julii Tymoszenko, a teraz premiera Jaceniuka – Ołeksandrem Turczynowem. Przed niespełna rokiem spotkałem się w Wierchownej Radzie z jego poprzednikiem Wołodymyrem Rybakiem. A teraz mam poczucie déjà vu. To samo miejsce, już inny „marszałek”, ale jego najbliższe otoczenie identyczne jak w listopadzie A.D. 2011: te same twarze, te same nazwiska, ten sam szef protokołu, nawet ten sam tłumacz. Tu nie ma nawet śladu rewolucji, która zmiotła ekipę Wiktora Janukowycza i urodzonego w Rosji premiera Mykoły Azarowa. Tyle zmieniono, aby nic nie zmienić.

Otworzyć szerzej okna

Czarnym koniem wyborów okazała się z wynikiem ponad 13 proc. Samopomoc – partia lwowskiego mera, którego ambicje wychodzą już poza dawną Małopolskę Wschodnią, a obecną Ukrainę Zachodnią. Na jej listach w zasadzie nie było polityków – są natomiast eksperci, naukowcy, akademickie autorytety, zwykle ludzie młodzi, już pozbawieni mentalności sowieckiej czy postsowieckiej. Ta „młoda Ukraina” budzi nadzieję. Tylko czy parlament tych ludzi nie zdemoralizuje, nie sprowadzi ich działalności do poziomu partyjnych gierek i oligarchicznych układów? Oby nie. Inaczej kapitał zaufania niemal co siódmego Ukraińca szybko stopnieje.
Jednak największym bieżącym wyzwaniem dla naszego wschodniego sąsiada nie są polityczne, powyborcze puzzle. Jest nim opłakana sytuacja gospodarcza. Inflacja na poziomie 18–20 proc. rocznie (!), ujemny wzrost PKB, zapasy węgla na parę dni – to musi spędzać sen z powiek ukraińskim elitom. Przeciętny Ukrainiec nie może zrozumieć, dlaczego jego kraj – duży eksporter węgla – musi tenże surowiec sprowadzać z RPA. Ukraińska klasa polityczna nie potrafi tego wytłumaczyć swoim rodakom. Co więcej, ostro miesza im w głowach, no bo jak można określić ostatnio zgłoszony postulat, aby... Polska dała Kijowowi węgiel za darmo! Nawet jeśli się takie bzdury opowiada w specyficznym czasie kampanii wyborczej, to i tak źle to świadczy o elicie tego państwa, która wmawiając sobie i podatnikom istnienie zachodniego Świętego Mikołaja, jednocześnie odkłada istotne reformy gospodarcze, realną walkę z korupcją i szkodliwym systemem oligarchicznym, czyni pozorną reformę administracyjno-samorządową, a konieczną reformę sądownictwa ogranicza do – skądinąd słusznej – lustracji. Zachód musi pomagać (już to czyni), ale również Ukraińcy muszą pomóc sami sobie. Ten ekonomiczny dzwon – mówiąc Hemingwayem – bije już im samym...

Były wicepremier Hryhorij Nemyria, jeden z liderów partii Tymoszenko, mówi mi, że głównym wrogiem Ukrainy nie jest nawet Rosja, ale korupcja. Cóż, nie wiadomo, co gorsze, panie premierze, ale przecież za rządów Batkiwszczyny korupcja kwitła w najlepsze. Moi przyjaciele, którzy tu mieszkają, mówią, że na Ukrainie rzeczywiście walczy się z korupcją – ale tylko w cudzych szeregach. A nepotyzm to norma. Gdy architekta lustracji Jehora Sobolewa na konferencji prasowej dziennikarka zapytała, dlaczego w kierowanym przez siebie urzędzie zatrudnia tylko osoby sobie znane – odparł, że przyjmuje do pracy tylko tych, którym ufa....

Aktorzy na obrotowej scenie

Dialog z jednym z bohaterskich sotników na majdanie – startował właśnie w wyborach. „Pieniądze na kampanię masz?”. „Nie, nie mam”. „No, jak to? Jak ty kampanię zrobisz?”. I taka pada odpowiedź: „Rozmawiał ze mną naczelnik urzędu skarbowego i obiecał, że pieniądze na kampanię mi załatwi”... „Jakże tak? Przecież mieliście walczyć z korupcją?”. „No, przecież walczymy!!!” – kończy z pełnym przekonaniem dzielny dowódca kijowskiej ulicy.
Byłem przed niespełna trzema tygodniami we Lwowie. Nie zdążyłem zapytać mera Sadowego, jak to się dzieje, że jednym z najbogatszych ludzi w jego mieście jest były (do niedawna) szef wydziału miejscowej milicji do zwalczania przestępczości zorganizowanej. Tyle miał nadgodzin?
Elity ukraińskie tasują się, ale wciąż są te same. W pewnym sensie można mówić o ciągłości władzy. Aktorzy zmieniają się w rolach pierwszoplanowych, ale ci z pierwszego planu przechodzą do drugiego szeregu, stają się reżyserami i suflerami. Oto spektakularny przykład. Kwiecień 2014 r. Już po zwycięstwie Majdanu. Idzie nowe. Czy aby na pewno? Na lotnisku Boryspol w Kijowie ląduje samolot. Podjeżdżają pod niego ludzie z miejscowego BOR-u. Nawet nie mają już aut z pancernymi szybami – wszystkie wywiózł podczas swojej zaplanowanej ucieczki Janukowycz. Odbierają specjalnego gościa. Jest nim Aleksander Kwaśniewski. Wiozą go do ekskluzywnej wilii oligarchy Wiktora Pinczuka. Tam na byłego prezydenta III RP czeka gospodarz wraz ze swoim teściem, byłym prezydentem Ukrainy Leonidem Kuczmą. Obok nich jest jeszcze dwóch ludzi. Jeden niedawno ogłosił, że chce być ukraińskim prezydentem. To Witalij Kliczko. Drugi za dwa miesiące zostanie nim naprawdę: to Petro Poroszenko. Stare miesza się z nowym.
W wyborczą niedzielę w Kijowie świeci słońce i jest tłok przy urnach już o ósmej rano. Czy władze Ukrainy skutecznie powalczą o dobrą pogodę – ekonomiczną i polityczną – dla swojego kraju? Zima ma być ciężka.

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie”
(28.10.2014)

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka