Janusz Myszyński Janusz Myszyński
1398
BLOG

Ukrainy już nie ma

Janusz Myszyński Janusz Myszyński Polityka Obserwuj notkę 20

Interesującą analizę stanu państwa ukraińskiego w kontekście historycznym oraz ostatnich wydarzeń, zapoczątkowanych na kijowskim Majdanie, przedstawił w portalu  neon24.pl  bloger Jarek Ruszkiewicz (nick: @SpirotoLibero) w notce pt. "Ukrainy już nie ma", link: http://spiritolibero.neon24.pl/post/108242,ukrainy-juz-nie-ma

Przedstawiam wczorajszy jego tekst w całości:

 

Ukrainy już nie ma

W momencie obalenia prezydenta Janukowycza i zainstalowania oligarchiczno - banderowskiej junty państwo ukraińskie przestało istnieć. 

A tak naprawdę to nigdy go nie było. Ukraina jako niezależny byt państwowy praktycznie nigdy nie istniała. Za czasów I RP ziemie ruskie wchodziły w skład Rzeczpospolitej obojga Narodów i carskiej Rosji.

Po I WŚ podobnie - część zachodnia należała do II RP, a wschodnia zmieniła pana na bolszewickie sowiety. Po II WŚ bolszewicy zabrali tereny zachodniej Ukrainy i połączyli w jedną republikę sowiecką. Podziały jednak pozostały. Głównie narodowościowe, co jest zrozumiałą konsekwencją wielowiekowej przynależności do dwóch różnych obszarów wpływu. Ten podział pogłębił się dodatkowo wraz z sowiecką industrializacją wschodnich obwodów.

Zachodnia Ukraina pozostała tym, czym była - krajem rolniczym z bardzo słabo rozwiniętym przemysłem. Ale paradoksalnie jedynie tam możemy mówić o narodzie ukraińskim. Spoiwem jest jezyk, wspólna historia, mity założycielskie (Bandera) i wróg - czyli Rosja. Takie poczucie więzów, nawet jeśli wiemy, że Bandera to był bandyta i morderca, wystarczy, żeby społeczeństwo mogło określać się jako naród. Jeśli jednak przyjmiemy takie kryteria za prawdziwe, to wynika z tego niezbicie, że Ukraińcy na wschód od Dniepru Ukraińcami nie są. To oczywiście pewne uproszczenie, bo były migracje ludnosci i wschodnia Ukraina też nie jest jednolita etnicznie. Około dwadzieścia lat niepodległego państwa to był jednak okres zbyt krótki, żeby powstał jednolity pod względem tożsamości naród. Takie procesy trwają setki lat i muszą bazować na czymś więcej niż rząd centralny.

Siłowy przewrót na Ukrainie wykonany z inicjatywy tzw. Zachodu przy poparciu niektórych lokalnych oligarchów doprowadził do zainstalowania w Kijowie junty oligarciczno - banderowskiej. Nie mam zamiaru w tym miejscu wchodzić w jakąkolwiek polemikę z myślącymi inaczej, którzy (choć już coraz słabiej) powtarzają jak mantrę tezę o rzekomo "wolnościowym i spontanicznym zrywie" narodu ukraińskiego. Fakty są inne i kłamstwa mediów oraz chciejstwo politycznych marionetek na nic tu się nie zdadzą.

Została otwarta puszka Pandory i tych złych demonów, które wypełzły na wolność, nie da się tak łatwo opanować. A praktycznie jest to już niemożliwe.

Abstrahując od innych ważnych uwarunkowań geopolitycznych - ambicje imperialne Rosji, chciwość Unii i hegemonistyczna polityka światowa "państwa wybranego" czyli usraela - należy zauważyć, że operacja na Majdanie obnażyła wszystkie niedoskonałości państwa ukraińskiego i niespójność społeczeństwa. W momencie obalenia prezydenta Janukowycza i zainstalowania oligarchiczno - banderowskiej junty państwo ukraińskie przestało istnieć.

Przestało istnieć w takiej formie politycznej i administracyjnej, jaką znamy od dwudziestu lat. Nikt i nic nie jest w stanie tego przywrócić. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Marionetkowy rząd w Kijowie nie ma sił, żeby opanować tę sytuację. Nie ma pieniędzy ani środków siłowych. Jeśli premier i prezydent w piątek zapowiadają głośno szeroko zakrojoną "akcję antyterrorystyczną" przeciwko separatystom, zajmującym ciągle nowe budynki administracji, a do środy jeszcze nikt tam praktycznie nie dotarł, to pusty śmiech bierze. Czym te zmobilizowane naprędce 350 rezerwistów tam jedzie? Nawet furmankami albo autostopem już by dali radę.
Prawda jest jednak zupełnie inna, o czym nie poinformują nas presstytutki z mediów głównego nurtu. Wojsko ukraińskie i milicja albo odmawiają walki z "terrorystami" albo wręcz przechodzą na ich stronę.

Propaganda podbija cały czas bębenek zagrożenia ze strony Rosji, która ponoć na nic innego nie czeka, jak tylko, żeby wpuścić swoje hordy na teren wschodniej Ukrainy i rezać. Takie brednie mogą mówić jedynie "politycy", którzy robią to za okreslone korzyści (i tych jestem w stanie zrozumieć) albo ci, którzy są zwykłymi kretynami i o polityce, zwłaszcza wykraczającej poza gminne koterie, nie wiedzą nic. Ale ci powinni raczej zmienić zawód i znależć sobie zajęcie na miarę swoich możliwości intelektualnych.

Czy Rosja może militarnie interweniować na Ukrainie? - Oczywiście, że może! Ma po temu siły, środki i doskonały pretekst w postaci rosyjskojęzycznej mniejszości (która tak na prawdę jest większością) na wschodniej Ukrainie. Ale Rosja tego nie zrobi z kilku powodów.

Najważniejszym powodem jest to, że po prostu nie musi. Jedynym przypadkiem, w którym Putin nie miałby wyjscia, byłoby masowe zabijanie przez kijowską juntę Rosjan na wschodniej Ukrainie. A na to marionetki z Kijowa nie mają po prostu środków ani pewnie determinacji. Wiedzą bowiem doskonale, że są zwykłą bandą uzurpatorów, osadzonych na urzędach przez usrael, CIA, Unię i kogo tam jeszcze. To jasne, że Rosjanie podlewają kontrolnie oliwy do ognia. Byliby głupi, gdyby w takiej sytuacji tego nie robili.

Rosja tę bitwę już wygrała i teraz może spokojnie siąść na brzegu rzeki i oczekiwać płynącego trupa nieprzyjaciela.

W najgorszym dla Ukraińców wariancie może zdusić i zniszczyć ich państwo (czy też to, co z niego zostało) gospodarczo i nie będzie to takie smętne popierdywanie jak "sankcje" Zachodu wobec Rosji. W najlepszym natomiast, Rosjanie będą dążyć do przeforsowania federacyjnego modelu państwa. Ale wtedy też wygrają, bo wschodnie obwody, nawet nominalnie należące do państwa ukraińskiego, będą ciążyły w stronę Rosji. To akurat, paradoksalnie, powinno się Unii podobać. Unia od lat prowadzi konsekwentną politykę landyzacji  Europy, mającą na celu likwidację państw narodowych. W myśl takich właśnie planów w Polsce powstały dwa nikomu niepotrzebne województwa - lubuskie i opolskie.

Rosja bić się nie musi, usrael nie chce, bo chyba wystarczy już tych militarnych plam - Wietnam, Irak, Afganistan, Syria itd. Teraz pewnie usiądą przy stoliku i ustalą sobie nowy podział stref wpływów. No i odwołają swoje kundelki, które już dość sie naujadały.

Marzyciele z nad Wisły będą mogli sobie dalej snuć plany powrotu na Kresy, ale to będą jedynie mrzonki. Zachodnia Ukraina to prawdopodobnie będzie następne kolonialne państwo jak Polska. Polacy nie będą jednak mieli z tego żadnej korzyści, bo nikt dawnym właścicielom nie zwróci zagrabionych przez sowietów majątków. Odzyska swoje dobra jedynie grupa, pochodząca z narodu wybranego, bo akurat oni w sprawach "rewindykacji" swojego i nie swojego mienia są mistrzami świata. Wejdą zachodnie koncerny, korporacje i sieci handlowe i złupią to, co jeszcze nie zdążyli złupić lokalni złodzieje i mafiozi.

A my co? - Jedyną korzyścią jest kolejne zrzucenie masek przez administratorów naszego kraju. Powinniśmy pilnie zapisywać najgorliwiej ujadające kundelki, które przy okazji chciałyby sprowadzić do Polski obce wojska i robią z nas tarczę strzelniczą. Tylko czy Polacy to potrafią? Spytam inaczej - czy mają jakiś realny wybór?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka