Pamiętam krzyki oburzenia, gdy dwóch dziennikarzy TVN namówiło posłankę Renatę Beger z Samoobrony do wpuszczenia w maliny Adama Lipińskiego z PiS. Bo przecież wszyscy nam zazdroszczą, polska demokracja jest wręcz przykładem dla innych krajów tej części Europy, mamy jedną z najlepszych na świecie ustaw o finansowaniu partii politycznych, tylko politycy IV RP nie potrafią się zachować.
Potem był Zbigniew Chlebowski z PO i biznes cmentarny. Przewodniczący sejmowej komisji śledczej Mirosław Sekuła, twarz Platformy w tej sprawie, rozmową z pustymi krzesłami potwierdził dążność do osiągania najwyższych standardów na świecie w badaniu afer.
Później trafił się poseł Jan Bury z PSL, który w trybie wyborczym pozwał Marka Suskiego z PiS za to, że ten ostatni powiedział, iż Jan Bury "chlał w hotelu za publiczne pieniądze". Słusznie, bo przecież każdy, kto zna życie w Polsce wie, że nawet pomyślenie o marnotrawieniu przez polityków publicznych pieniędzy jest myślozbrodnią.
Teraz mamy kolejną "aferę", zwaną taśmami Serafina, z której dowiadujemy się o nepotyźmie i totalnej prywacie w sferze objętej władztwem PSL. Jak gdyby od dawna nie było tajemnicą poliszynela, że nawet sprzątaczki w urzędach nadzorowanych przez PSL dobierane są wedle klucza partyjnego.
Reasumując, domagam się zakończenia tej obłudy. Politycy wszystkich opcji są, jacy są, kuchnia polityczna jest, jaka jest, tylko dziennikarze nie wiedzą, że to nie są wyjątki, lecz reguła. Ba! Śmiem twierdzić, że jedynym spoiwem łączącym PSL i PO są stołki oraz kasa pochodząca od firm z przetargów, zleceń, analiz, ekspertyz itp.