Tomasz Terlikowski
Wchodząc w konwencję baśniowo-ludowego katolicyzmu dzielącego ludzkość na czyste zło i czyste dobro (z niewinnymi elementami słabości) Janusz Palikot próbuje dokonać fermentu, który z czasem mógłby ułożyć rozchwiane polskie życie społeczne na dwóch opozycyjnych, ale i równoważących się szalach - jedna z nowoczesnymi, świadomymi wierzącymi, druga z nowoczesnymi świadomymi i wolnymi ateistami.
Tomasz Terlikowski poniekąd słusznie dostrzega, że dotychczasową siłą Kościoła katolickiego była jego dominująca powszechność, w której istniało miejsce dla religijnych zadymiarzy, ortodoxów i faryzeuszy, zbłąkanych i wątpiących, odmieńców i odszczepieńców, oportunistów i reformatorów, a nawet deklaratywnych komunistów chyłkiem i po kryjomu chrzczących swoje potomstwo. Tworzenie uosobionego diabła w zasadzie jest dziś niepotrzebne Kościołowi w kryzysie. Z drugiej strony nawrócenie i obłaskawienie rogatego baranka - Palikota stałoby się sygnałem, że Kościół panuje nad sytuacją.
Ale czy faktycznie przypominający rozpruty worek, z którego co rusz wylatują coraz to nowe grzeszki, Kościół Katolicki kontroluje swoje tradycyjne poletko dusz między Odrą a Bugiem? Charyzmatyczny Palikot swoimi nieraz głupimi, nieraz inteligentnymi zagrywkami rzeczywiście coraz częściej odciąga od jedynej prawdziwej wiary nie tylko młodych potencjalnych, ale coraz częściej również całkiem dojrzałych, dotychczasowych wyznawców. Swoim bezkompromisowym antyklerykalizmem ośmiela zwykłych ludzi do rozmawiania o Kościele nie w kontekście wspólnoty wyznaniowej i Wieży z Kości Słoniowej, ale również jako podmiotu gospodarczego podlegającego takim samym prawom wolnorynkowym jak inne. Zaprawdę powiadam po raz wtóry, nawrócenie takiego gagatka jak Janusz Palikot byłoby niebagatelnym sukcesem.
Komentarze