seaman seaman
2663
BLOG

Budyń w miejsce błazna

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 65

Nie wiemy jeszcze, czy prezydent Francois Hollande potwierdzi przypisywaną mu budyniowatość w wielkiej polityce. Może się okazać, że ksywa Budyń była krzywdząca, chociaż wątpię, żeby długoletni socjalista był w stanie przechować w sobie resztki przyrodzonego rozsądku, jakim obdarza dobry Bóg człowieka poczętego. Z doświadczenia bowiem wynika, że dorośli socjaliści-recydywiści (nie wspominając już o komunistach) na starość zostają albo łajdakami, albo właśnie budyniami. Tertium raczej non datur. Jednak mimo wszystko może być cenna ta odmiana, bo jeśli Budyń wykaże się na dodatek oślim uporem wobec paktu fiskalnego, to może storpedować zamysł Donalda Tuska, który za państwowe pieniądze kupić chce sobie posadę w Brukseli.

Tyle może być mojego, jeśli chodzi o Hollande`a, że moje podatki chociaż w tej części nie pójdą na spłatę greckich długów bankom niemieckim. W niczym innym zmiana błazna na Budynia nie może zaszkodzić ani pomóc Polsce. Tak jak nie pomogła nam zmiana w Niemczech – ruscy z tą samą swobodą kładli rurę na dnie Bałtyku za kadencji Merkel, co za Schroedera. No, bo co to za różnica dla nas, że Angela się promiennie uśmiecha do Tuska, skoro swoje robi. Owszem, to różnica ważna dla Tuska, ale przecież nikt o zdrowych zmysłach nie może dzisiaj - po czterech i pół roku rządów premiera z Sopotu - utożsamiać interesu Polski z interesem Tuska.

Wiemy natomiast na pewno, że wielka polityka pożegnała błazna Sarkozy`ego. Bo Nicolas Sarkozy był skończonym błaznem w tym sensie, w jakim postpolityka zastąpiła politykę – nie miał żadnej innej perspektywy oprócz swojego ponownego wyboru. Kręcił się po świecie jak fryga i jak fryga bez wyższego celu, wyłącznie po to, żeby zrobić wrażenie na widzach – byle ucieszyć oczy zdziecinniałej gawiedzi wyborczej. Wszędzie było go pełno, tylko z tego kompletnie nic nie wynikało ani dla Francji, ani dla Unii, ani dla świata. Francuzi to spostrzegli, że szkoda pieniędzy na taki cyrk rządowy, mają lepszy w oryginale. Jak każdy klaun miał swój cyrkowy pseudonim – Sarko. Podobnie jak Silvio, włoska odmiana tego gatunku. Albo jak Donek, polski szczep błazeństwa politycznego.

Sarko wspinał się na palce, żeby wydać się wyższym; na jego wiecu selekcjonowano ludzi według wzrostu, żeby na zdjęciu nie wyszedł na mikrusa. Ja najbardziej zapamiętałem go z konfliktu gruzińsko-rosyjskiego, w którym przedstawił plan pokojowy, nie narażając się Rosji, co w kategoriach dzisiejszej Europy oznacza sukces. Rasowy klaun nie omieszkał wtrącić elementu humorystycznego, opowiadając dziennikarzom, że „integralność terytorialną Gruzji gwarantuje duch jego planu”. Kagiebiści na Kremlu ponoć kulali się ze śmiechu po carskich dywanach i parkietach.

Sarko, Silvio i Donek. Przecież to brzmi niczym nazwa błazeńskiego trio z jakiejś wędrownej trupy. Mają wspólną cechę, czyli bezczelność błazna, o którym wszyscy wiedzą, że jest błaznem i on to wie, że inni wiedzą. W związku z tym błazen ma pewność, że wszystko ujdzie mu na sucho, bo też nikt nie oczekuje od niego powagi ani meritum, lecz jedynie spełnienia wymagań tych, którzy na niego postawili. Ale prawdziwy problem w tym, że te cyrkowe ksywki odpowiadają osobowościom. Silvio i Sarko odeszli już do lamusa sztuki cyrkowej. Z tej trójki hultajskiej ostał się jedynie nasz Donek, ale i on już w sensie politycznym mocno zerka na księżą oborę. Przynajmniej, jeśli chodzi o politykę w Polsce. Ale co nam z tego? Kto może przyjść za Donka? Jakaś bufetowa, jakiś polski budyń, zakalec, suchar albo inny patyk.

A naprzeciwko nich, naprzeciwko Budynia, Bufetowej, Wanrompuja i całej tej pociesznej postpolitycznej menażerii, stanie Władimir Putin. On nie lata po świecie ze swoimi planami, żeby zdobyć poklask, bo jest z innej gliny, bynajmniej nie błazeńskiej. Ma w sobie coś z tej powagi Stalina, co by o nim nie powiedzieć, on serio traktuje władzę. I ma w sobie także skuteczność Stalina. Ma również gaz, ropę, atom i traktuje je jako narzędzia swojej polityki. My zaś mamy Donka, a Donek ma Grasia. Rządy Stalina nie skończyły się katastrofą dla powojennego świata między innymi dlatego, że opór stawili mu tacy politycy jak Harry Truman, Winston Churchill, Charles de Gaulle czy Konrad Adenauer.

Czym byłaby dzisiaj Europa, gdyby naprzeciwko Stalina stali wówczas Sarko, Silvio i Donek?

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka