Od bardzo dawna, okrągło-stołowa grupa trzymająca do 2015 roku władzę w Polsce, atakuje swoich przeciwników politycznych oskarżeniami o rzekome grzechy przeszłości. Chodzi zwykle o grzechy, jakimi ubabrani są przede wszystkim sami oskarżający, a atakiem wyprzedzającym chcą osłabić, lub nawet wytrącić oręż z rąk konkurencji. Jest to erystyczna technika dialektyki, charakterystyczna dla bolszewików, komunistów i wszelkich sprzymierzonych z nimi lewic, które wypróbowały i udoskonaliły to narzędzie w różnych politycznych sytuacjach nowej historii. Szczera dyrektywa do działań zawsze brzmi: Atakować przeciwnika oskarżeniami o to, czym obciążone są nasze sumienia.
Przez wiele lat wytykano przynależność do PZPR każdemu, kto nie mieścił się w układzie politycznym rządzących środowisk. Nie ma potrzeby, by przypominać nazwiska wcześniej oskarżanych, bo dzisiejsze ataki na posła Stanisława Piotrowicza wystarczająco przejrzyście ilustrują zjawisko i pokazują do jakiego stopnia można się obsunąć w kłamstwo i kompletną nieracjonalność. Nie warto też dokonywać porównawczych podsumowań, sporządzając listę polityków z prawdziwie haniebnymi życiorysami, którzy ulokowani są dzisiaj po stronie opozycyjnej. Tutaj wystarczy podać przykład Marcina Święcickiego, a raczej odwołać się do wcześniejszej notkidotyczącej właśnie tego przypadku. To klasyczny i szczególnie drastyczny przykład z samego Sekretariatu KC PZPR, okraszony późniejszą karierą w Unii Demokratycznej, Unii Wolności, aż po hańbę PO. Jest tylko swoistym skandalem, że ta polityczna kreatura regularnie pojawia się w różnych programach dzisiejszej telewizji publicznej. Jeśli już musi tak być, to zawsze jego pojawienie się powinno być poprzedzone fragmentem filmu z posiedzenia Sejmu kontraktowego, na którym wybrano prezydenta Jaruzelskiego. Dawno tego nie widziałem, ale pamiętam moment ogłoszenia wyniku głosowania i dziecięcą radość wzruszonego Święcickiego. To był bardzo ważny moment, który z pewnością stanie się symbolem zdrady przypieczętowanej w 1989 roku.
Nie rozwinę już żadnych dalszych szczegółów tematu, który opozycja rozgrzała niesprawiedliwymi atakami na S. Piotrowicza, bo czas na konkluzję, w której zawarta jest istota tego pozornego sporu.
Sednem obserwowanej hucpy są oskarżenia o współpracę z PRL-owskim systemem, który szkodził Polsce i krzywdził ludzi, a często także zabijał. Dzisiaj wszyscy już doskonale wiemy, że system ten nie skończył się w 1989 roku, a w wielu aspektach trwa także dzisiaj. Minęło 27 lat i PRL nie mógł się skończyć, bo przez wszystkie te lata podtrzymuje go właśnie ta grupa ludzi, która ma czelność dzisiaj oskarżać, że ktoś w przeszłości był prokuratorem. Nie było czynów, które mogłyby służyć jako podstawa oskarżeń, więc jest potępienie jakiejś formalnej przynależności i formalnych zawodowych obowiązków, choćby z nich żadna krzywda nie wynikała. Trzeba głośno w tym miejscu wykrzyczeć:
Fałszywi oskarżyciele! Przecież to wy współpracujecie przez cały czas z układem stworzonym przez władców PRL. Współpracujecie dzisiaj z reliktami tamtego układu, a jest to po stokroć bardziej szkodliwe, niż działania zawodowe wielu ludzi zmuszonych sytuacją do członkostwa w PZPR w czasach PRL. To partyjni uzurpatorzy w rodzaju Geremka, Balcerowicza, Kwaśniewskiego, Millera, Czarzastego, wraz z udawaną opozycją kontrolowaną przez Kuronia, Michnika, Mazowieckiego i cały ogon tzw. „legend” Solidarności, prowadzili tzw. transformację i budowali ten układ tak, by zachować szkielet PRL. Jeśli spojrzeć na galerię betonu stężałego w czasach PRL, np. Cimoszewicza, Borowskiego, Zemke, Dukaczewskiego, Rzeplińskiego, Śledzinskiej-Katarsińskiej….i wielu innych, to przecież wszyscy oni są zakorzenieni w PRL i idą dzisiaj ramię w ramię z wami. Nie da się oskarżać kogokolwiek o współpracę z dawnym PRL, gdy się samemu tak mocno współpracuje z tym, co po PRL przetrwało.
Żeby było jeszcze jaśniej: Jest wyraźny, bardzo głęboki podział w Polsce i są dwie strony. Jedna chce Polski takiej, w jakiej ukształtowała nas tysiącletnia historia. Druga chce Polski przepoczwarzonej z PRL - takiej, by zachować pozycję starych układów, a Polskę rozpuścić w europejskiej magmie. Ci drudzy ośmieszają się, oskarżając kogoś, że współpracował z nimi w czasach PRL.
Jeszcze dosadniej ujął to książę Adam Czartoryski:
„W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie. „