Wicepremier prof. Piotr Gliński przeprosił:
„To, że ktoś jest z kimś spokrewniony, nie oznacza, że działania danej organizacji pozarządowej są naganne. (…) Jestem gotowy przeprosić panią Zofię Komorowską, Jakuba Wygnańskiego czy Różę Rzeplińską za to, że były stawiane w krytycznym świetle.”
Nie wiedziałem, że on sam na ten temat coś powiedział. Jeśli jednak niczego nie powiedział, a przeprasza za kogoś innego, to powinien wskazać za kogo, by można było sprawdzić, czy jest za co przepraszać. Ja nie widzę powodu, bo słyszałem jedynie wypowiedzi stwierdzające fakty o finansowaniu organizacji pozarządowych, które zawsze powinno być badane pod kątem możliwego konfliktu interesu.
Z mojego punktu widzenia te przeprosiny były strzałem w stopę wicepremiera, bo przypomniały dość paskudny obrazek, gdy na wczesnym posiedzeniu sejmu kontraktowego Bronisław Geremek całkowicie bez uzasadnienia i bez aprobaty Klubu Obywatelskiego przepraszał Sejm za ostrą, ale słuszną wypowiedź posła Antoniego Furtaka pod adresem ówczesnego ministra rolnictwa. Nigdy nie pojąłem, dlaczego to skandaliczne zachowanie Geremka, upokorzenie dojrzałego posła, pozostawiono bez reakcji. Stąd te nowe przeprosiny natychmiast skojarzyły mi się z okolicznością, którą z pewną obawą przyjąłem, gdy po raz pierwszy prof. Gliński pojawił się obok PiS, mianowicie z faktem, że był on mocno związany z Unią Wolności, a w latach 1998 – 2000 był nawet jej członkiem. To już był schyłkowy okres dla powszechnie odrzucanej partii UW, więc przystąpienie w tym okresie do jej grona musi zastanawiać. Szkoda, że wicepremier sprowokował teraz takie wspomnienia.
Drugi strzał w stopę wykonał minister Jarosław Gowin, wpisując swoje poparcie na twiterze: „Premier Gliński - klasa. Jestem dumny, że mogę być z Nim we wspólnym rządzie.”
Tym samym pokazał, że nawyki nabyte w tym samym środowisku pozostają wspólne dla jego członków i są bardzo trwałe.
Łukasz Warzecha wykonał trzeci strzał w stopę, wyrażając podziw dla przeprosin:
Wielkie wyrazy uznania dla prof. Glińskiego. Głos rozsądku.
W tym ostatnim przypadku, jednak Warzecha ma już tak przestrzelone stopy, że strzał trafia raczej w tych, którzy go zatrudniają, lekceważąc irytację czytelników.
Salwa najpotężniejszych i zbiorowych strzałów w stopę rozległa się natomiast w Krakowie, w związku z całkiem innym wydarzeniem. Zjazd polskiej adwokatury dokonał zbiorowej auto-kompromitacji przyjmując owacyjnie obecność A. Rzeplińskiego na sali. Co im się tak spodobało w Rzeplińskim? Prezesem TK już od dawna jest tylko formalnie, sędzią w zasadzie z tego, co o nim dzisiaj wiemy, nie powinien nigdy być, a w ciągu jednego roku stał się dla normalnych ludzi pośmiewiskiem, lub wprost odpychającym zjawiskiem. Na zjeździe został przywitany tak, że mówić o „standing ovation” to za mało. Nawet za mało jest powiedzieć: „burnyje apłodismienty prochodiaszczije w owacju”. To był po prostu ryk aprobaty dla prawnika, który stawia się ponad prawem, konstytucjonalisty, który łamie konstytucję, sędziego, który kpi sobie z prawdy, obyczajów i normalnej przyzwoitości. Ta kompromitacja uczestników zjazdu będzie bardzo bolesna. Trzeba zacząć kształcić nowych prawników i muszą to zrobić nowi nauczyciele.
Komentarze