Pozwalam sobie na refleksję na zasadzie historii alternatywnej:
wyobraźmy sobie, że w czerwcu-lipcu 1939 r. do Gdyni przypływają i wyładowują się brytyjska brygada czołgów i francuski batalion czołgów ciężkich. Następnie demonstracyjnie przemieszczają się z Gdyni przez Korytarz do Warszawy i dalej do Rzeszowa i okolic na wspólne manewry z 10 Brygadą Kawalerii. Po manewrach pozostają w Polsce południowo-wschodniej jako szpica Brytyjsko-Francuskiego Korpusu Ekspedycyjnego, który ma znaleźć się w Polsce do wiosny 1940 roku.
Ta jedna decyzja i ten jeden ruch Francji i Wielkiej Brytanii mógł powstrzymać wybuch wojny w Europie w 1939 roku. Ani Hitler, ani Stalin nie zdecydowaliby się w tych okolicznościach na agresję i rozbiór Polski w 1939 roku.
Wróćmy do współczesności:
amerykańska decyzja o dyslokacji brygady pancernej do Europy Środkowo-Wschodniej na początku 2017 r. jest współczesnym odpowiednikiem tego, czego zabrakło w lecie 1939 roku. Jest urealnieniem traktatowego zobowiązania do utrzymywania i rozwijania "zbiorowej zdolności do odparcia zbrojnej napaści". Zobowiązania, które było fikcją do 2015 roku.
Jest oczywiste, że brygada będzie stacjonować przede wszystkim w Polsce i ewentualnie w państwach nadbałtyckich. Przecież nie, z przyczyn geograficznych i politycznych, na Słowacji czy w Rumunii.
Onegdaj p. Targalski powiedział publicznie, że uwierzy w gwarancje amerykańskie dla Polski, gdy zobaczy wielką jednostkę amerykańską na naszym terytorium.
Pozostaje pytanie: czy i ewentualnie co może zmienić się do lutego 2017 roku...?