Aleksander Chłopek - outsider221 Aleksander Chłopek - outsider221
2107
BLOG

Przygody z SB - część pierwsza

Aleksander Chłopek - outsider221 Aleksander Chłopek - outsider221 Polityka Obserwuj notkę 53

   W radiowęźle Starego Żaczka usłyszałem swoje nazwisko. Charakterystyczny głos portiera Armatysa (kto dziś pamięta cerbera studenckiego krakowskiego akademika, o którym opowiadało się niemal tyle anegdot, co o kierowniku Buszku) wzywał mnie na dół - ktoś czeka.

   Franek był nie tyle zdenerwowany, co przerażony. Odciągnął mnie mnie na bok i poszliśmy w stronę Oleandrów. Gdy już zostaliśmy sami, zaczął mówić - że był przesłuchiwany, że musiał podać moje nazwisko i jeszcze dwóch koleżanek, że pewnie też dostanę wezwanie, więc muszę wiedzieć, że nic więcej nie powiedział i że zaprzeczał, że na spotkaniach i wyjazdach z "Wujkiem" omawiane są jakiekolwiek inne problemy, poza religijnymi. I żebym pamiętał, że tej rozmowy nie było. A sam już na spotkania "Rodzinki" nie będzie przychodzić, bo go śledzą.

   I zniknął. Przez jakiś czas go nie widziałem. Nigdy już do tej rozmowy nie wróciliśmy, także rok później, w Paryżu, gdy przez kilkanaście miesięcy pracowaliśmy razem w małym Hotelu w Dzielnicy Łacińskiej. Może dlatego, że mnie na przesłuchanie SB nie "zaprosiło", więc temat w naturalny sposób zniknął z mojej świadomości.

   A oczekiwałem przesłuchania z pewnym niepokojem. SB budziła grozę, moje pokolenie wychowywało się w atmosferze strachu, pod presją upominających rodziców, że o tym i o tamtym, i jeszcze o czymś, nikomu, ale to nikomu mówić nie można. Że wtedy był Urząd, a teraz Służba? - nikogo to nie zwiodło, lęk pozostał i był zasadny. I pozostała pogarda. Z partyjnymi musiało się żyć na co dzień, nieraz po sąsiedzku, okazywali się zwyczajnymi, jak my, ludźmi, często z naturalnymi, życzliwymi odruchami. Nawet szeptało się, że chodzą też do Kościoła, chrzczą swoje dzieci, tylko gdzieś tam daleko, poza miejscem zamieszkania.

   Co innego SB. To byli obcy. Jakaś mityczna kasta Złych. Działających w ukryciu, bo się na co dzień wśród nas nie ujawniali. Wzywali do siebie i można było stamtąd nie wyjść. O tym się szeptało.

   Kiedy w 2004 roku otrzymałem z IPN status pokrzywdzonego i już w czytelni Instytutu wziąłem do ręki notatkę z przesłuchania Franka, poczułem niespokojny skurcz serca. I nie zapomnę tej ulgi, która spadła na mnie po przeczytaniu. I radości - gdyby był pod ręką, tobym go serdecznie uściskał. Wszystko było tak, jak mówił. Nie kłamał ! I miał odwagę. Tę odwagę, która rodzi się też z zaufania.

https://www.salon24.pl/u/1312eksa46/982536,dokumenty-2-1966r

   Piszę o tym, bo jestem pod wrażeniem wczorajszej lektury wpisów i komentarzy o J. Zelniku. Wrażeniem nie zawsze przyjemnym. Niektórzy odsądzają go od czci i wiary z jakąś, budzącą wręcz niedobre skojarzenia, zawziętością. A ja Zelnika dalej cenię i szanuję, jako człowieka i również jako aktora. Bo aktorowi jest trudniej być przyzwoitym, coś o tym wiemy w ostatnich czasach więcej, może szczególnie po takich seansach rechotu ("aż rechoce się serce" pisał poeta), jaki słyszeliśmy niedawno na rozdaniu polskich Oskarów.

   Oczywiście Zelnik mógł i powinien zachować się inaczej. Dlatego przywołałem nasze przygody z SB niemal równoległe w czasie do perypetii Zelnika. On miał przed sobą karierę, nie chciał jej stracić, my (Franek i ja) właśnie wtedy czekaliśmy na zaproszenia do Francji, organizowane przez "Wujka" i otrzymanie paszportu. To była życiowa szansa!  Po przesłuchaniu Franka byliśmy pewni, że z marzeniami o wyjeździe możemy się pożegnać. I trudno - w tamtych czasach wiedziało się, że nie można robić kariery za wszelką cenę. Przyjmowanie z pokorą ograniczeń i godzenie się z nieosiągalnością wielu celów było najlepszym sposobem na przyzwoite życie. Dzisiaj pokorę dość skutecznie zastępuje pycha.

   Więc Zelnik mógł zachować się inaczej. Ale jednak szybko i skutecznie się od zła odciął. Z pewnością się wstydził swej dawnej słabości, skoro o niej nie wspominał. Ale też - i to trzeba uszanować - nie aspirował do żadnych publicznych czy politycznych stanowisk. Chciał być przyzwoity i był. I takim dla mnie pozostanie. W przeciwieństwie do ogromnej rzeszy celebrytów, także niektórych moich z lat studiów koleżanek i kolegów. Także i aktorów, dziś sławnych, ze wspólnego studium wojskowego na UJ.

   Powrót do kraju we wrześniu 1968 roku był pomysłem dość szalonym. Cóż, serce nie sługa. Dziś domyślam się, że zostałem zwabiony. SB zainteresowało się mną poważnie w 1972 roku. Chciano mnie zwerbować na zawodowego oficera. Poświadczają to zgromadzone przeze mnie i IPN dokumenty. Będę je publikował i opisywał, jak tylko opanuję sztukę ich wklejania do tekstów. Na razie udało mi się, niezbyt czytelnie, opublikować notatkę służbową funkcjonariusza SB z przesłuchania Franka 22.06.1966 roku.

 

 

 

 

 


 

Pochodzę z wielodzietnej rodziny z ośmiorgiem dzieci, znam wartość takiej rodziny i bardzo wiele zawdzięczam Rodzicom i Rodzeństwu. Od 18 roku życia byłem inwigilowany przez SB i objęty prze te służby wielokrotnie operacjami rozpracowującymi. Przepracowałem 35 lat w zawodzie nauczycielskim jako polonista, dwie kadencje w Sejmie, w Klubie parlamentarnym PiS. Od 12 lat bezpartyjny. Obecnie na emeryturze, ze statusem represjonowanego politycznie w PRL. Uczestniczę w lekkoatletycznej rywalizacji sportowej na Mistrzostwach Polski Mastersów, zdobyłem kilkanaście medali, w tym 7 złotych (w skokach: wzwyż, w dal, trójskok i o tyczce). Sympatyk PJJ.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka