Robert Szmarowski Robert Szmarowski
3605
BLOG

Bidet sułtana

Robert Szmarowski Robert Szmarowski Polityka Obserwuj notkę 19

W połowie stycznia 2016 roku inspektor Zbigniew Maj, nowy komendant główny Policji, zaprezentował mediom, a więc i nam, obywatelom, pomieszczenia służbowe, będące w jego dyspozycji. Oprócz gabinetu wielkości hangaru jest to pokój do odpoczynku, łazienka i sala konferencyjna. Kilkaset metrów kwadratowych przepychu.

Łazienka o dużej powierzchni, wyposażona między innymi w bidet. Pokój do wypoczynku zabudowany szafą z przesuwanymi drzwiami i aneksem kuchennym. Gabinet uzbrojony w wysokiej klasy sprzęt audio – wideo i zabezpieczony na wiele sposobów przed wyciekiem informacji. Dodatkowo w pałacowym kompleksie znalazło się pomieszczenie dla adiutanta szefa formacji. Całość kosztowała trzy miliony złotych, a hojnym inwestorem okazał się były komendant, generał Marek Działoszyński.

Kwota jest olbrzymia i bulwersująca. Czy wszystkie wymienione rozwiązania i wygody musiały aż tyle kosztować? I czy dowódca nawet stu tysięcy ludzi musi dysponować aż tak pokaźną strefą luksusu? Szczególnie w sytuacji, gdy podległa formacja, najdelikatniej mówiąc, cienko piszczy w sferze zabezpieczenia materiałowo socjalnego.

Łazienkę można wyposażyć tanio i wcale nie potrzeba w niej bidetu. To znaczy, miło mieć bidet w łazience, ale bez niego zachowanie higieny jest jak najbardziej w zasięgu przeciętnego śmiertelnika. Sprzęt audiowizualny nie musi pochodzić z półki, na której zdobyczy upatrują zamożni koneserzy wysublimowanej rozrywki. Gabinet nie musi pomieścić trzydziestoosobowej świty sułtana, bo jeśli zachodzi konieczność takiego spędu, w gmachu centrali nie brakuje pomieszczeń o niezbędnej kubaturze.

No a te zabezpieczenia? Szyby klasy przeciwatomowej, uzbrojone w „dzwonki”, dzięki którym na nic zda się mikrofon kierunkowy. Ściany pokryte specjalną farbą, która nie przepuści niczego i nikomu. Można dyskutować, czy rzeczywiście w gabinecie komendanta głównego należy poruszać takie tematy, które wymagałyby aż takiego reżimu architektonicznego. Przecież komendant główny przede wszystkim dowodzi swoimi zastępcami. To oni merytorycznie sprawują pieczę nad tajnymi operacjami. A te operacje planuje się i omawia w wyspecjalizowanych komórkach organizacyjnych, dysponujących właściwie zorganizowaną bazą lokalową. Ale nawet jeśli tak, jeśli szef szefów porusza najtajniejsze z tajemnic u siebie w gabinecie, to czy potrzeba na to trzech milionów?

Generał Działoszyński dodatkowo tłumaczy, że przecież dowódca Policji odbywa mnóstwo spotkań, podejmuje ważnych gości i patronuje uroczystościom, więc musi mieć jak i gdzie to realizować. A ja na to powiem tak: jeśli facet wydaje z moich podatków trzy miliony złotych na uroczystości i kawusię z szefem policji Księstwa Andory, to znaczy, że mamy o jeden etat za dużo.

Wróćmy na chwilę do tych wypasionych kamer, nagrywarek i plazmowych wielkoekranowych monitorów. Potrzebne są podobno do wideokonferencji. Naprawdę? Są potrzebne? Konieczność, a chęć, to nie są pojęcia tożsame. W dyspozycji formacji mundurowych od lat jest łączność telefoniczna oparta o łącza internetowe. Aparaty telefoniczne, IP-phony, mają wyświetlacze, dostęp do skorowidza abonentów, a te kierownicze sprzężone są z kamerką internetową i komputerem, na którego ekranie wyświetla się oblicze rozmówcy. Czy to nie wystarczy? Ile razy w roku zachodzi konieczność „widzenia” szefa szefów z szefami województw? Wyobraźmy sobie taką realną sytuację. Powódź? No ale powódź nigdy nie obejmuje całego kraju, tylko co najwyżej kilka regionów. No i co podczas powodzi mają sobie do pokazania uczestnicy wideokonferencji? Co więcej może ona dać, niż rozmowa telefoniczna? Zwłaszcza, że wiążące dyspozycje zawsze mają formę pisemną i w ciągu kilku sekund można je dostarczyć faksem w każde miejsce kraju.

Prezentacja komendanta Maja spotkała się z krytyką ze strony tych, którzy kibicują komendantowi Działoszyńskiemu. Mówią, że przecież w dzisiejszych czasach takie luksusy są standardem. Pytanie, gdzie. Gdzie widzieli ten standard, bo raczej nie w jednostkach terenowych Policji. Mówią, że przecież komendant musi mieć jak się odświeżyć i gdzie przebrać, gdy wezwie go minister. Pytanie, za jakie pieniądze. Za trzy miliony złotych można wyremontować cały komisariat. Albo kupić stumetrowy apartament w Gdyni, nad samym morzem, w prestiżowym kompleksie Sea Towers. Mówią, że Maj „robi do własnego gniazda”, bo nie powinien pokazywać mediom pomieszczeń służbowych. Pytanie, dlaczego. Dlaczego obywatel i podatnik nie może zobaczyć, w jaki sposób pożytkowana jest jego krwawica. Mówią, że Maj sprzeniewierzył się etosowi oficerskiemu, bo nie wolno obgadywać innego oficera, a w dodatku poprzednika. Pytanie, czy poprzednik na takie honory zasługuje. Pytanie jak najbardziej zasadne, w świetle całokształtu dorobku tego poprzednika.

Generał Działoszyński miał lekką rękę do publicznych pieniędzy. Powołał sobie adiutanta, wybudował sułtański pałac, skromnie zwany zespołem gabinetowym, wyposażył Policję w rzecz niezbędną, nowe logo. Przerzucał komendantów wojewódzkich z kąta w kąt, a zapytany o koszty, beztrosko odparł, że „w skali budżetu formacji, są one niezauważalne”. Dla niewtajemniczonych: adiutant to bardzo wysoki etat, wart siedem – osiem tysięcy miesięcznie. A służba w trybie oddelegowania do innego garnizonu, to trzydzieści złotych dziennie z tytułu tak zwanej diety, czyli 900 złotych miesięcznie plus koszty zakwaterowania, niemałe zważywszy na rangę delegowanego.

Generał Działoszyński z dumą oświadczył, że za jego rządów Policja otrzymała 400 milionów złotych na remonty, w ramach programu standaryzacji. Chwała mu za to. Ale często za te pieniądze zmieniły się tylko fasady budynków, a papieru do drukarek, ani paliwa do radiowozów od tego nie przybyło. Te 400 milionów stanowi w pewnym sensie klucz do rozwiązania zagadki pałacowego zespołu gabinetowo łazienkowego w Komendzie Głównej Policji. „Gdzie stu je, tam się kilku naje”, głosi stare porzekadło. A jakaż to różnica, między 400 a 397? Jeśli kupię odkurzacz za 397 złotych, to zapytany o cenę, odpowiem, że kupiłem go za „jakieś cztery stówy”. No właśnie. W teren poszły „jakieś cztery stówy”, czyli 397 milionów złotych. A reszta, „niezauważalna w budżecie formacji” skapnęła gestorowi, czyli generałowi Działoszyńskiemu, który bez trudu przekonał zwierzchników, że bidet jest mu naprawdę potrzebny do zwalczania skutków powodzi.


Przeczytaj także:

Nowe wozy BOR-u - próba kontrataku stronników Działoszyńskiego

Czas adiutantów - rzecz o rozmachu generała Działoszyńskiego

Niech nam żyje defilada - za jakie pieniądze świętują formacje mundurowe.


Suplement

Poniżej zamieszczam treść moich komentarzy w dyskusji, która toczy się w kilku lokalizacjach w sieci i dotyczy poszczególnych aspektów "afery łazienkowo - pałacowej".

#

Problemy polskiej Policji, w tym ułomności w obszarze zarządzania nią, nie są pochodną niedoborów w zakresie sprzętu konferencyjnego, ani w zakresie ochrony informacji niejawnych. A więc żaden monitor, farba odblaskowa, ani wypasiona kamera, niczego tu nie usprawnią. Potrzebne są zmiany koncepcji organizacji terenowej, które nawiasem mówiąc będą wreszcie wdrażane. Potrzebne są także zmiany w mentalności kadry dowódczej wszystkich szczebli. Dopóki przełożony postrzega siebie jako władcę, a podwładnych, jako poddanych, trudno oczekiwać błyskotliwego wzrostu skuteczności Policji. I żaden adiutant, żaden pokój łazienkowy, żadne mdłe tłumaczenia zadufanego szefa tego nie zmienią.

#

Argument, że oficer nie może nagłaśniać i piętnować przekrętów w służbie, jest klasyczną bronią bandziorów, którzy z formacji zrobili sobie prywatny folwark. Nawiązania do tekstu z "Psów" z uporem młota parowego kolportują ci, którym na rękę było pozostawanie na orbicie wokół takich sułtanów, jak Działoszyński. Kapowanie? Gdzie się odbywa kapowanie? W mafii, w gangu, wśród ludzi, którzy mają do ukrycia czyny niegodne.

#

Popatrzcie na memy, kolportowane przez kodomitów i zwolenników upadłej ekipy. Dominuje tam drwina z rzekomego prostactwa nowego komendanta Policji, który ma czelność piastować stanowisko pod rządami PiS i piętnować skandaliczną rozrzutność. Te rudery, jako wymarzony standard komendy głównej, te wnętrza latryn, jako niby typowe dla mentalności nowego szefa, te "błyskotliwe" sugestie, że chodzi srać za stodołę. Co autorom tego szamba imponuje, skoro nabijają się z gościa, który twierdzi, że komendant główny nie potrzebuje siedziby za trzy miliony. Im imponuje właśnie taka fasada, bo nie mają bladego pojęcia, jak wygląda proza służby. To są właśnie ci uczestnicy rejsów poduszkowcem, ci stachańczycy, chętnie przywdziewający mundur, żeby poudawać twardzielka, a nieodróżniający pracy od służby, albo aprobujący patologiczny stan, w którym wysoki etat mundurowy patronuje stanowisku, gdzie za połowę wydatków można spokojnie obsadzić cywila.

Tajności wymagające wygłuszania, czy zagłuszania, omawia się w roboczym miejscu, przynależnym do stosownie wyodrębnionego pionu. Czy zarzut o "Bizancjum" jest zasadny? Sprzęt audio video na pewno można było zabezpieczyć na dużo niższej półce, bez uszczerbku dla funkcjonalności. Pokój kąpielowy? Też można skromniej, zarówno pod względem metrażu, jak i przedziału cenowego - kabinka z pewnością z najtańszych nie pochodzi. Gabinet na 30 osób? Komu to potrzebne i do czego? Bo nie profesjonaliście do pracy. Raczej dyletantowi do napawania się i do szpanowania przed maluczkimi. Wideokonferencje? Komendant główny musi widzieć odpicowanego na wyjściowo komendanta wojewódzkiego, żeby w województwie zrobiło się bezpieczniej? Takie narzędzie powinno trafić do stanowiska zarządzania, gdzie pion dyżurny jest koordynowany w skali kraju. Sala konferencyjna? U komendanta głównego? A co on, wodzirej? Przecież to jest przeciwieństwo zarządzania. Główny ma koordynować pracę zastępców i zatwierdzać to, co przekracza ich prerogatywy, a nie ręcznie dowodzić z telewizora. Goście, delegacje, uroczystości? A biuro prezydialne? A pełnomocnik do spraw kawy i herbaty? Atakujący insp. Maja nie orientują się, że z samych pełnomocników komendanta głównego można sformować regularny pluton, a wraz z członkami rady konsultacyjnej i kilku innych niezbędnych gremiów, będzie z tego kompania. I w tych warunkach komendant główny będzie zarządzał przez telewizor, albo paplał o tajemnicach w swoim gabinecie? A pion kryminalny? A te "inne" piony? Gdzie mają siedziby? Na Placu Defilad? Na murawie Stadionu Narodowego? Przecież ich robota planowana i uzgadniana jest w zewnętrznych bazach, albo w uzbrojonych pomieszczeniach. Ktoś, kto postrzega komendanta głównego, jako wykonawcę czynności, dla których jego gabinet wyposażono w ten sprzęt, daje dowód rażącego dyletanctwa.


 

Zobacz galerię zdjęć:

Kontynuację bloga znajdziecie Państwo pod tym adresem: http://szmarowski.salon24.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka