Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
1672
BLOG

Bliski kolega Antoniego

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Polityka Obserwuj notkę 63

        Polemika z durniami, paranoikami i dyspozycyjnymi łotrami jest poznawcza tylko w jednym jednynym aspekcie – zaznajomienia się z nieciekawym doświadczeniem z niej wynikającym – to wszystko. Jeśli natomiast wziąć pod uwagę fakt, że przy okazji może niebezpiecznie podskoczyć ciśnienie i wzrosnąć tętno, zyski są naprawdę nikłe. Natomiast gdy nie daj Boże zostaniemy w takiej polemice przekonani co do słuszności zdania oponenta, ulegając tym samym presji jego argumentacji, wtedy korzyść jest niebagatelna, albowiem ustalimy w ten sposób poziom własnego skretynienia. Oczywiście o ile jesteśmy w stanie w jakiś sposób skonstatować - z podpowiedzi lub objawienia, przy czym drugi przypadek dotyczy głównie osób wierzących - że oto legliśmy w intelektualnym prochu przed matołem lub cwaniakiem.

         Tak sobie o tym myślałem, czytając w internecie wypowiedzi różnych medialnych baranów i politycznych szachrajów, starających się udowodnić, że paryskie zamachy nie powinny zmienić strategii Unii wobec napływu do Europy muzułmańskiej ludności. Bo jak na przykład powiedział szef KE Jean-Claude Juncker, ,,zamachowcy byli kryminalistami, a nie uchodźcami”.  Hm, tak, no dobrze, to niech ich teraz Juncker przesiewa i rozdziela - na śliwki robaczywki i te zdrowe, przy czym wcześniej czy później zdrowe również zrobaczywieją, gdyż przejawiają już taką kulturową tendencję w kontaktach z inną cywilizacją. A jak inną, to rzecz jasna wrogą z założenia, nawet jeśli ta karmi i zapewnia dach nad głową. Zaraz, może generalizuję - nie wszystkie zrobaczywieją, tak samo jak i wśród Europejczyków nie każdy jest tak głupi i bezczelny, jak Jean-Claude, w którego cesarzowa Europy lubi sobie czasem wytrzeć buty.

         O, na przykład Konrad Szymański, przyszły minister ds. europejskich, nie jest głupi. Stwierdził on, narażając się przy tym na ataki, choć jeszcze nie bombowe, że wobec tragicznych wydarzeń w Paryżu nie widzi politycznych możliwości relokacji uchodźców do wszystkich krajów UE. Co prawda później złagodził tę wypowiedź, uzależniając przyjęcie przez Polskę  kwoty muzułmanów od gwarancji  bezpieczeństwa, niemniej widać, że chłopu zdrowy rozsądek kiełkuje pod sufitem W przeciwieństwie do takiegio Schetyny, który wystąpienie Szymańskiego uznał za szkodliwe dla polskiej dyplomacji, bo anihilujące zatwierdzone uprzednio umowy.

         No tak, Schetyna podobnie jak jego partyjni koledzy oraz  wynarodowione lewactwo nie potrafi inaczej, niż z pozycji na klęczkach, zgodnie z postawą ,,co łaska, w zamian laska”, a o czym przekonywał przy winie i polędwiczkach Radek Sikorski, znający taką laskę z autopsji. Oczywiście zobaczymy, czy Szymańskiemu wystarczy zapału do głoszenia ,,nacjonalistycznych herezji”, gdy wskoczy już w ministerialne buty, podobnie jak Macierewiczowi, który osiedlanie w Polsce islamskich imigrantów nazwał błędem. Niemniej trzeźwość umysłu obu przyszłych ministrów nie budzi wątpliwości. Trudno bowiem akcpetować de facto nakazy, błędnie określane mianem uzgodnień, przerzucające na wszystkich ciężar decyzji obarczonych złym rozeznaniem sytuacji. Tu podkreślam - nakazy nakładające na nas obowiazek zarówno utrzymywania obcych, jak i godzenia konfliktów społecznych, których ci w przyszłości będą zarzewiem. I co gorsza – zmuszające nas do wydawania milionów złotych na inwigilację przesiedleńczych środowisk w celu wyłuskiwania z nich zbrodniczych elementów. A cała ta arabska draka wygląda trochę tak, jak w fikcyjnej sytuacji, w której choć burdel spalił się w sąsiedniej miejscowości, dobrotliwy burmistrz nakazał swoim mieszkańcom przyjęcie pod dach bezdomnych pensjonariuszek. To, że połowa z nich cierpi na syfilis i HIV, jest tajemnicą poliszynela, jednak burmistrz i radni zapewniają, iż dziewoje są zdrowe niczym rydze, chętne do pracy, co przecież w tym fachu jest najważniejsze, a zarazem wyjątkowo bogobojne. I wara nazywać je po imieniu, bo to nieładnie, niemoralnie, a przede wszystkim wbrew nakazom solidarności.

         O właśnie, na solidarność powołał się pewien zakontraktowany przez Salon bloger, bo przecież i takich tu mamy, który poczuł się w obowiązku pouczenia bezmyślnych i amoralnych zwolenników Szymańskiego i Macierewicza. Otóż jego zdaniem to Traktat Lizboński nakłada na kraje Unii obowiązek solidarnościowego wsparcia państw borykających się z trudnościami, a zatem i przyjęcia kwot islamskich imigrantów. Po co? By ulżyć tym, przez które przelewa się z południa muzułamński potok, jak i tym, które się pomyliły, kontraktując największe ilości poszukiwaczy socjalnych zasiłków.

         Hm, ciekawe, bo przecież istnieją lepsze sposoby okazania solidarności. Na przykład wspólne wzmocnienie granic państw najbardziej zagrożonych falą uchodźców, zwłaszcza na granicy węgiersko-syryjskiej, jaka od czasu pierwszego konatktu głowy z globusem utkwiła w świadomości premier Ewy Kopacz. Albo wystawienie wspólnych sił do likwidacji ISIS. Albo wprowadzenia ścisłej kontroli handlu ze zbrodniczym kalifatem, odcianjąc go w ten sposób od dochodów. Albo nałożenie sankcji na kraje wspierającye islamskich rzeźników. Albo…

         No tak, to byłyby akty solidarności podjęte przez suwerenne rządy państw człownkowskich, ale nie siłowe narzucanie komuś imigranckich kwot. Bo solidarność, o czy powinien wiedzieć nasz drogi informatyk i publicysta analiz, jest następstwem wewnętrznego poczucia wspólnoty interesów – podkreślam wewnętrznego,  a nie zachowań wymuszonych szantażem.

         To takie proste, że analfabetyczny Piętaszek by się zorientował w czym rzecz, a co dopiero cały Piętak. Ten jednak brnie dalej w zaparte, a brnie ohydnie i cynicznie, przypominając, że Traktat Lizboński podpisał sam Lech Kaczyński, zatem ów fakt zobowiązuje Szymańskiegio i Macierewicza do… Autor pisze, że do czegoś, ale konkretnie do czego? No więc sęk w tym, że do niczego, bo jak już udowodniłem wyżej narzucone kwoty nie były natępstwem solidarności państw Unii, tylko wynikiem brutalnej gry sił pomiędzy jej członkami, sił których Polsce brak. I jeśli autor zatytułował swoją notkę ,,Monachium Szymańskiego”, to oczywiście jak zwykle wygłupił się totalnie. A napisałem  jak zwykle, bo gość przejawia już taką dziwną manierę, że jak nie wymyśli bzdury i się nią z innymi nie podzieli, to nie zaśnie. Jednak zupełnie przypadkowo dobrze się stało, że przypomniał ten ponury kawałek historii z 1938 roku. Tam też decyzje zapadały ponad głowami zainteresowanych, i też z inicjatywy Niemiec, czego na pewno nie poparłby Lech Kaczyński. Więc ciszej, ciszej panie Piętak, nad tą trumną.

         I jeszcze drobiazg. Nazywa autor Antoniego Macierewicza swoim dawnym i bliskim kolegą, co automatycznie rodzi we mnie pewne podejrzenia, osłabiając zarazem stopień sympatii żywionej wobec niezłomengo polityka. No cóż, jakoś będę musiał nauczyc się z tym żyć, i tylko Bogu dziekować, że Piotr Piętak nie wspomniał, z jakim apetytem zajada się ulubionym przeze mnie tortem rumowym, bo moja strata byłaby wtedy nie do odrobienia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka