Andrzej Gelberg Andrzej Gelberg
3049
BLOG

Honor i duma

Andrzej Gelberg Andrzej Gelberg Polityka Obserwuj notkę 105

       

 

Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor.

Józef Beck – 5 maja 1939

 

Polska była poczwarnym bękartem Traktatu Wersalskiego.

Wiaczesław Mołotow – październik 1939

 

W 480 roku przed naszą erą 300-tysięczna armia Persów pod wodzą Kserksesa dotarła do Hellady. Grecy mieli zaledwie 7200 żołnierzy i pod wodzą Leonidasa stawili pola. W bitwie pod Termopilami zginęli prawie wszyscy. Parę lat później, na kurhanie gdzie zostali pogrzebani obrońcy Hellady, postawiono kamienną tablicę z napisem: Przechodniu, powiedz Sparcie, tu leżym jej syny, prawom jej posłuszni, do ostatniej godziny. Już całkiem współcześnie stawiane są w Grecji kolejne pomniki Leonidasa, a mit i przesłanie Termopil, mit męstwa i odwagi, stał się dla Greków trwałym elementem ich narodowej dumy.

 

Przypominam to wydarzenie sprzed dwu i pół tysiąca lat, w związku z 70. Rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego, nie bez powodu. Otóż nieustannie pojawiają się w przestrzeni publicznej dwa nurty krytyczne – jeden historyczny, a drugi współczesny. Pierwszy dotyczy decyzji Komendy Głównej AK o rozpoczęciu walk w Warszawie 1 sierpnia 1944 r., a drugi – obchodzenia przez Polaków rocznicy tego wydarzenia.

Zawodowi krytycy, dysponujący wiedzą niedostępną w momencie podejmowania decyzji o godzinie „W”, zarzucają Borowi- Komorowskiemu brak odpowiedzialności, wręcz dezynwolturę. Jest to argument nieprawdziwy, a przyjmujących ten zarzut odsyłam do lektury stosunkowo mało znanej książki francuskiego dziennikarza Jeana Steinera „Warszawa 1944”, która jest swoistym stenogramem z codziennych odpraw Komendy Głównej – od 15 do 31 lipca 1944.

Powstańcy liczyli na pomoc aliantów, władze Państwa Podziemnego pomne doświadczeń akcji „Burza” na terenach wschodnich II RP, chciały – wobec „sojuszników naszych sojuszników”, czyli Armii Czerwonej – wystąpić w stolicy w roli gospodarza. Skończyło się zdradą. Kolejną.

 

Historia zdrady

 

Zdradzili Anglicy i Francuzi we wrześniu 1939 r., nie wywiązując się ze swoich zobowiązań sojuszniczych. I dotarła do nas – jak napisał Herbert – „krzepiąca wiedza, że jesteśmy sami”. Czy gdybyśmy wcześniej o tym wiedzieli, należało się poddać? Czy warto było przelewać krew po 17 września? Czy gen. Franciszek Kleeberg walcząc zarówno z bolszewikami, jak również podejmując akcję zaczepną przeciwko Niemcom pod Kockiem, zakończoną złożeniem broni dopiero 6 października 1939 – był szaleńcem? A czyż nie byli „rozumni szałem” żołnierze, którzy – dziesiątkami tysięcy przekroczyli granicę w Zaleszczykach, nie żeby uciekać przed Niemcami, tylko żeby z nimi dalej walczyć? Czy wreszcie gen. Anders, podejmując decyzję o szturmie Monte Cassino – a on i jego żołnierze, pochodzący w 90 procentach z terenów wschodnich II RP, wiedzieli o teherańskich ustaleniach „Wielkiej Trójki”, co oznaczało, że nie wrócą do domu – był niespełna rozumu? W powstałej już po zwycięskim szturmie pieśni „Czerwone maki na Monte Cassino”, opłaconym ponad tysiącem poległych, są  dwie frazy warte refleksji.  W pierwszej - „I poszli jak zawsze uparci, jak zawsze o honor się bić” – słowo „honor” było domyślnym zamiennikiem słowa „Polska”. A w drugiej - pełna dojrzałej goryczy uwaga, że: „ wolność krzyżami się mierzy, historia ten jeden zna błąd”.

Zdrada teherańska została już oficjalnie potwierdzona w Jałcie podpisem Churchilla, który kilka lat wcześniej nazwał Polskę „najwierniejszym sojusznikiem Wielkiej Brytanii”, a także podpisem Roosevelta, który o postawie Polaków w czasie wojny mówił, że są „ natchnieniem dla świata”. W roku 1945 wszystko to już było nieaktualne, a szczytowym dowodem zdrady i chamstwa stało się niedopuszczenie polskich żołnierzy walczących na Zachodzie do udziału w londyńskiej paradzie zwycięzców. Na życzenie Związku Sowieckiego.

Przypominam te stare sprawy nie dlatego, żeby się żalić na zły los, jaki spotkał wtedy Polskę i Polaków. Czynię to ku przestrodze, żebyśmy pamiętali, iż liczyć powinniśmy przede wszystkim na siebie. Uśpieni dzisiaj w poczuciu bezpieczeństwa, które ma gwarantować  nasze członkostwo w NATO zapominamy, że w roku 1939 mieliśmy umowy sojuszniczo-wojskowe z dwoma europejskim mocarstwami.

A wtedy byliśmy w obozie zwycięzców, walczyliśmy dzielnie i najdłużej, jednak bilans II wojny światowej okazał się dla nas katastrofą. Straciliśmy 40 procent przedwojennego terytorium, zginęło 6 milinów naszych obywateli, kraj ze swoją stolicą został potwornie zniszczony, a na dodatek na prawie pół wieku „zainstalowano” nad Wisłą ustrój komunistyczny.  Żaden kraj – poza III Rzeszą – nie poniósł w czasie II wojny światowej tak dojmującej klęski.

Powstanie Warszawskie na cenzurowanym

 

Polscy komuniści nienawidzili Powstania Warszawskiego, bo – taka była przez lata obowiązująca recenzja – wprawdzie militarnie było wymierzone przeciwko Niemcom, ale politycznie  przeciwko Związkowi Sowieckiemu. A to był grzech niewybaczalny. Zapłaciło zań tysiące „zaplutych karłów reakcji” wywożonych na Kałymę i Workutę, zapłaciło tysiące więzionych i setki mordowanych przez rodzimych siepaczy. Po okresie stalinowskim, zaprzestano wprawdzie stosować fizyczny terror, ale nie skończyła się walka o pamięć, kontynuowana niestety również po roku 1989. Z insynuacji, pomówień, hipotez wyssanych z palca bez cienia dowodu, zwyczajnych kłamstw, można byłoby spokojnie złożyć grubą książkę. Są do dzisiaj w Polsce środowiska, które w sposób jawny, a czasami zakamuflowany, dają wyraz swojej niechęci do Powstania. To one formułują pytanie: dlaczego mamy celebrować narodową klęskę? Chociaż bynajmniej nie zakładają komitetu budowy pomnika upamiętniającego zwycięstwo nad bolszewikami w roku 1920. To one wydają gazetę, na łamach której – w 50 rocznicę wybuchu Powstania – ukazał się nikczemny tekst, że Polacy wykorzystali zamieszanie powstańcze do mordowania Żydów, którym dotąd udało się uniknąć Holokaustu. To one wydają książki, w których możemy wyczytać, że ostatni dowódca AK, gen. Okulicki mógł być(sic) agentem GRU.

Tylko mając świadomość istnienia takich środowisk można zrozumieć „zamieszanie” wokół budowy Pomnika Powstania Warszawskiego, a potem zdumiewający brak decyzji dotyczącej budowy Muzeum Powstania Warszawskiego. Gdy prezydentem stolicy został Lech Kaczyński muzeum powstało w rok i od otwarcia zwiedzają je tłumy, głównie młodzież. Można zadać również pytanie, dlaczego tak często na Zachodzie mylą Powstanie w Getcie z roku 1943 – z Powstaniem Warszawskim. I już w tym kontekście: dlaczego Jurgen  Stroop, likwidator warszawskiego getta mógł stanąć przed sądem i trafić na szubienicę, a Heinz Reinefarth dowódca oddziałów dokonujących rzezi na Woli i Starówce, gdzie zamordowano znacznie więcej ludzi – dożył po wojnie późnej starości, wcześniej zostając burmistrzem Westerlandu i posłem do landtagu Szlezwik-Holsztyn? Dlaczego wreszcie w Procesie Norymberskim nikogo nie oskarżano o ludobójstwo (lub chociażby zbrodnię wojenną) za wymordowanie w Powstaniu Warszawskim 150-200 tysięcy cywilów?

Dzisiaj większość żołnierzy, którym udało się przeżyć Powstanie, trafiło już na wieczną wartę, niedługo trafią tam pozostali.

Ale wszystko wskazuje, że walka o dobre imię Powstania Warszawskiego będzie ciągle trwała.

 

Bo to jest walka o Polskę

 

W roku 1918 stał się „cud niepodległości” i Polacy rozdarci zaborami, wynaradawiani, w czasie I wojny światowej walczący często przeciwko sobie pod obcymi sztandarami, odzyskali Rzeczpospolitą. Musieli jej już dwa lata później bronić przed najazdem bolszewickim – i odnieśli wspaniałe zwycięstwo. Po ponad 120 latach niewoli naród udowodnił jak ważną dla niego sprawą jest posiadanie własnego państwa. Lecz prawdziwy sprawdzian narodowej i obywatelskiej postawy dokonał się 20 lat później, w okresie okupacji, a szczególnie w czasie Powstania Warszawskiego. To właśnie wtedy pokolenie urodzone już w wolnej Polsce zdawało swój egzamin dojrzałości. A temat maturalny nie był łatwy: młodzi ludzie, chłopcy i dziewczęta, musieli odpowiedzieć czynem na pytanie: Czy Polski są warci?  Musieli dać świadectwo.

Ale przecież nie tylko młodzi, nie tylko zaprzysiężeni żołnierze, ale również cywilna ludność stolicy. W czasie Powstania, w swoistym tyglu ognia i krwi, objawiły się postawy wcześniej rzadko spotykane, a już szczególnie na taką skalę: odwaga i męstwo, lojalność i odpowiedzialność, empatia i chęć niesienia pomocy jej potrzebującym, umiłowanie wolności i gotowość do poświęceń dla ojczyzny. W ciągu 63 dni Powstania wykuwał się współczesny etos polskiego patriotyzmu, który 36 lat później stał się natchnieniem i zobowiązaniem dla Polaków tworzących Solidarność.

 

Łączka

 

Główne uroczystości 70 rocznicy wybuchu Powstania odbywały się tradycyjnie na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Przyszło dziesiątki tysięcy Warszawiaków, przy mogiłach powstańczych zapłonęły znicze. W południowo-zachodniej części cmentarza, niedaleko ogrodzenia, zagrzebani zostali w zbiorowych „dołach śmierci” żołnierze Powstania zamordowani w katowniach ubeckich. Na tym terenie nazwanym „Łączką” prowadzone są od pewnego czasu prace ekshumacyjne. Niestety ostatnio zostały przerwane, gdyż nad częścią „dołów śmierci” powstała w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia „kwatera pułkowników”. I niemożliwe są dalsze prace ekshumacyjne bez usunięcia kilkudziesięciu grobów ludzi, którzy chociażby w sposób symboliczny reprezentują środowisko oprawców. Sprawa stanęła w martwym punkcie, gdyż brak jest przepisów na tak niezwykłą okoliczność.

Jacek Kaczmarski napisał kiedyś piosenkę zaczynającą się od słów: „Mów mi to co dzień, oni górą, jakbyś raz po raz w twarz mi pluł...” I w istocie oni są górą, nawet po śmierci, a nasi bohaterowie, pod spodem. I z powodu jakichś przepisów nie możemy ich godnie pochować: gen. Emila Fieldorfa-Nila, rotmistrza Witolda Pileckiego i wielu innych.

Walka z mitem Powstania Warszawskiego i jego żołnierzami trwa.


Tekst  ten ukaże się w najbliższym numerze "Gazety obywatelskiej".

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wszystko o mnie na stronie www.gelberg.org

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka