zwyczajna kobieta zwyczajna kobieta
273
BLOG

Glossa do Tygrysa

zwyczajna kobieta zwyczajna kobieta Kultura Obserwuj notkę 9

Kilkanaście lat temu w Norwegii powstał duży i kosztowny projekt przyozdobienia tego kraju pomnikami kultury (w każdej gminie pomnik kultury!).  Jakieś pieniądze szły z budżetu regionalnego, być może też centralnego, jakiś udział w finansowaniu tego miały również gminy. Kraj jest demokratyczny, więc odbywały się zebrania, na których skłaniano mieszkańców do pogodzenia się z wydatkowaniem pieniędzy na ten szlachetny cel.

W gminie, którą znam lepiej niż inne, na północy, choć wciąż nie tej najdalszej, dzieło miało przedstawiać „zbombardowaną wioskę kurdyjską”. Miało być wykonane z kamienia, zwiezionego ze Szwecji, bo artysta był Szwedem i taki kamień uznał za najwłaściwszy na budowę od podstaw ruin kurdyjskiej wioski za kołem polarnym w Norwegii.
Ludzie zaskoczeni tym niespodziewanym awansem do mecenatu kulturalnego nie od razu wykazali entuzjazm, jakiego się po nich spodziewano, dlatego herold kultury, którego zadaniem było odpowiednie ich do projektu zachęcenie, tłumaczył z powagą, jaki wielki to zaszczyt dla nich i gminy jako takiej, że powstanie u nich dzieło tak znaczące, jak sam ni mniej, ni więcej – Nidaros Dom!
Nidaros Dom, czyli Katedra Świętego Olafa w Trondheim,  to coś jak Wawel i Katedra Gnieźnieńska naraz, najwspanialszy zabytek, świadek historii i kultury tego narodu. Nic dziwnego, że wśród zebranych zapanowała niejaka konfuzja, a herold kultury tokował dalej zadowolony z siebie i swego posłannictwa. I wtedy wstał ktoś, kto choć dzieckiem nie był, z całą dziecięcą bezpośredniością wyraził swoją opinię o całokształcie. Kurdyjskiej wiosce, szwedzkim kamieniu i norweskiej kulturze, ze szczególnym naciskiem na Nidaros Dom, którego wspomnienie w takim kontekście uznał za świętokradztwo.
Zrobiło się zamieszanie, herold stracił wątek, ludzie pieniędzy odmówili, w każdym razie na ten raz. Z czasem przyszło do kompromisu. Tańszy kamień sprowadzono bodaj z Chin, wioskę jakoś przechrzczono i umiejscowiono dalej od drogi, tak że trzeba wiedzieć, żeby trafić, szczególnie teraz, kiedy zarosły ją krzaki, więc nie razi. Norwedzy to naród skłonny do daleko idącego kompromisu, chociaż jak widać, też nie bezgranicznego.
W tej gminie jakoś psim swędem udało się pogodzić święty spokój z pozorami rozsądku, ale nie w każdej tak się to dobrze skończyło. Widziałam te „pomniki” w sąsiednich gminach. Wywalone w najpiękniejszych miejscach widokowych szpecą krajobraz, jaki tylko tam można spotkać. Nadszczerbione mrozem, wiatrem i śniegiem przynajmniej niektóre z nich wyglądają już jak porzucony złom, śmieć i zawalidroga. Zresztą nie wiem, może przynajmniej niektóre zdążyli do tej pory usunąć.
Przed laty jechałam z pewną Norweżką, która specjalnie nadłożyła drogi, żeby mi jeden z tych cudów pokazać. Po jakiejś chwili dalej nad brzegiem fiordu zobaczyłam rozpadającą się, poszarzałą, ale jakże piękną w szlachetnej prostocie ruinę drewnianego domu na łodzie. Nie wiem, czy jeszcze stoi.
Dlaczego właściwie o tym napisałam?
Bo wydało mi się to jakimś pendant do tego, co Pan Tygrys pisze u siebie o wartości sztuki współczesnej.
Bo nie tylko u nas chwilami można odnieść wrażenie, że żyjemy w czymś zbliżonym do domu wariatów.
Bo nurtuje mnie niepewność, czy to jest pocieszające, czy wręcz przeciwnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura