Zygmunt Białas Zygmunt Białas
2160
BLOG

"10.04.10 - Na własne oczy" - film Jacka Kruczkowskiego

Zygmunt Białas Zygmunt Białas Rozmaitości Obserwuj notkę 31

56-minutowy film dokumentalny "10.04.10 - Na własne oczy" był już prezentowany w Polsacie i będzie w najbliższym czasie wyświetlony w TVP. Scenariusz napisał i dokonał realizacji Jacek Kruczkowski, który przedstawił fragmenty nagrań, dokonanych 10 kwietnia 2010 roku przez kilku operatorów filmowych, którzy byli wtedy w Smoleńsku i w Katyniu. Archiwalnym już dziś nagraniom towarzyszą relacje ich autorów po trzech - czterech latach, które upłynęły od tamtych wydarzeń.

Połączenie archiwaliów z aktualnym komentarzem ich autorów jest wyjątkowo udanym zabiegiem twórczym Jacka Kruczkowskiego. Widzimy tragedię z innej jakby strony, po części od kuchni.

Gdyby utwór "Na własne oczy" był tekstem pisanym, zalecałbym odbiorcom czytanie między wierszami. Jest to jednak obraz filmowy, więc polecam widzom, by oglądali to, czego nie ma:

1.  Tak więc nie ma mgły, co najwyżej w pewnej chwili lekkie zamglenie. Widzimy to na filmie, a ponadto Krzysztof Łapacz mówi: "Absolutnie nie było mgły".

2.  Nie było pożaru. W jednym ujęciu widzimy strumień wody, wylewany przez strażaków właściwie w powietrze, w innym - jakieś ognisko, niewiele większe od harcerskiego.

3.  Nie było jednoznacznych dowodów katastrofy samolotu. Sławomir Wiśniewski potwierdza ten fakt: "Nie widziałem foteli ani szczątków ludzkich". Nikt zresztą nie widział, co najwyżej słyszał (Radosław Sęp: "Fotografowałem, co dię dało. Strażacy poinformowali, że ciała były skłębione w jednym miejscu").

4. Był zadziwiający spokój. Opowiada K. Łapacz: "Zaskoczył mnie spokój". Gdy oglądamy dziś relacje filmowe, mamy wrażenie, że kręcą jakiś film niskobudżetowy, w którym "robi się tłok i grozę" za pomocą prostych tricków. Ci, którzy nagrywają, są nieświadomi i bezradni:

---  K. Łapacz: "Przychodzi Bater i mówi: Bierz kamerę i chodż! - Nie wiedziałem, o co chodzi. (...) Była katastrofa... Ponoć wszyscy nie żyją".

--- R. Sęp: "Marek rozmawiał ciągle z kimś (przez telefon - przypis ZB). Nie wiem, od kogo otrzymał informację".

--- S. Wiśniewski (ten, który miał być świadkiem katastrofy): "Dostałem SMS-a z Warszawy od znajomej, że rozbił się prezydencki samolot. Zginęły 132 osoby".

Spokój ten był zakłócany przez służby OMON-u i przez liczne telefony (R. Sęp: "Telefony się urywały, bo dzwonili wszyscy do wszystkich")

5.  Fakty sugerujące katastrofę odgrywały znaczącą rolę. Pozwolono widzieć operatorom i filmować tylko pewne fragmenty rzeczywistości (R. Sęp: "Dobiegliśmy do wozu strażackiego. Pomiędzy krzakami widać było koła samolotu, symbol katastrofy").

Operowano umiejętnie tymi "symbolami": widok czarnej skrzynki, kolorowe trumny, złamane drzewo itp. Mówi R. Sęp: "Było już ciemno. Mogliśmy sfilmować ludzi, którzy wyjmowali z wraku różne rzeczy: komórki, paszport, możliwe, że fragmenty ciał. Wyjęto flagę biało - czerwoną i wieniec cały, choć nieco zniszczony".

I jeszcze parę słów o tym, czego nie było. A więc brakowało relacji rozhisteryzowanych dziennikarzy, idiotycznych komentarzy dyżurnych "znawców" w studiach telewizyjnych i płaczu Moniki Olejnik, nie było kłamliwych wizualizacji "katastrofy". Bez tych elementów jesteśmy nieco bliżej prawdy.

W skali ocen szkolnych (1 - 6) film Jacka Kruczkowskiego otrzymuje ode mnie szóstkę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości