Czy te oczy mogą nie kłamać?
Czy te oczy mogą nie kłamać?
Zbyszko z Bogdańca Zbyszko z Bogdańca
2049
BLOG

"Solidarność i Duma" czyli wyznania spadochroniarza Tuska

Zbyszko z Bogdańca Zbyszko z Bogdańca Polityka Obserwuj notkę 1

Sześć lat temu, kiedy kończyła się druga kadencja urzędowania prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, Donald Tusk napisał książkę. Dał jej tytuł „Solidarność i Duma”. Dwa chwytne hasła, wzorowane na słynnej wtedy książce Oriany Fallaci „Wściekłość i Duma”. Mała książeczka, raczej broszurka, o grubości niecałych 10 milimetrów, na podłej jakości papieru napisana siermiężnym, szorstkim tekstem. Na stronach duże obustronne marginesy, spore odstępy między wersami. Widać, że autor nie miał zbyt wiele do powiedzenia i napisania. Chciał mieć po prostu książkę. Koniecznie przed wyborami. Z portretem autora na frontowej okładce. Wydało ją mało znane wówczas wydawnictwo o nazwie Słowo/Obraz Terytoria sp. z o.o., należące do mało znanego wtedy przedsiębiorcy z Lublina Janusza Palikota. Tuż przed kampanią wyborczą wydawnictwo dosłownie zasypało Polskę billboardami, na których reklamowano tę książkę. Twarz Tuska spoglądała z okładki wyeksponowanej na wielkoformatowej reklamie. Kampania kosztowała wydawnictwo ok. 600 tysięcy złotych. Koszty z pewnością się nie zwróciły. Ale przyniosła Tuskowi na koszt zewnętrznej instytucji tak ważną w kampanii wyborczej reklamę i rozgłos. A także złudne prowadzenie w kampanii wyborczej. W ten sposób Platforma zaoszczędziła setki tysięcy złotych. Było to typowe obejście prawa wyborczego, narzucającego partiom politycznym ścisły rygor kontroli finansów. Palikot nie mógł wpłacić 600 tys. zł na konto PO, więc wymyślono sztuczkę z książką. Wszak reklamowano książkę, a nie kandydata na prezydenta. A to że kampanie zbiegły się w czasie, to zupełny zbieg okoliczności. Nie przeszkadzało to potem Tuskowi rozpocząć oficjalnie kampanię prezydencką pod hasłem „Prezydent Tusk. Człowiek z zasadami”.

Postanowiłem po sześciu latach sięgnąć po tę książkę. Nie bez problemu udało mi się ją zakupić. Wszak od sześciu lat nie była wznawiana. Bo i po co? Spełniła swoją rolę. Byłem ciekaw co napisał „człowiek z zasadami” w swojej małej książeczce. Jak bardzo w swojej dalszej publicznej działalności pozostał wierny temu co w niej napisał. Refleksjami chciałbym się podzielić z czytelnikami mojego bloga (niebieska czcionka – cytaty z książki. Podkreślenia moje).

Tusk pisał:

Władza powinna oznaczać wyłącznie obowiązki a nie przywileje. To jest program minimum: przyzwoitość, bezinteresowność i powściągliwość w wydawaniu publicznych pieniędzy. Jego realizacja jest warunkiem wstępnym powstrzymania degradacji życia publicznego.

Senat, nad którym ciąży „grzech pierworodny” doraźności i kompromisu, nie stał się nigdy izbą gromadzącą autorytety i daleko mu do roli niezależnej instytucji, która panowałaby nad tworzeniem prawa. Jego likwidacja jest polityczną i ustrojową oczywistością.

Zniesienie immunitetu jest wymogiem zwyczajnego poczucia przyzwoitości od czasu, gdy okazało się, że bardziej potrzebny jest łajdakom, aferzystom i przestępcom niż przyzwoitym parlamentarzystom.

Trzy sztandarowe postulaty Tuska, a więc powściągliwość w wydawaniu publicznych pieniędzy, likwidacja senatu i zniesienie immunitetu, mimo że jest premierem i ma pełnię władzy nie zostały zrealizowane. Słowo nie zostało dotrzymane. W dalszej części książki autor pisze, że dotrzymywanie słowa to jest podstawa:

Pierwszym moim, naszym, zadaniem jest zmiana standardów uprawiania polityki. To od razu leży w zasięgu naszych możliwości. To jest minimum stojące poza wszelkimi dyskusjami, bez którego żadna, nawet najskromniejsza zmiana nie będzie możliwa. A kluczem są tu: dotrzymywanie słowa, przestrzeganie na wszystkich szczeblach władzy reguł bezinteresowności, budowanie takiej struktury zarządzania, w której odpowiedzialność poszczególnych urzędników jest jasno określona. Władza musi być skromna i oszczędna. To nie jest wymóg chwili, to powinna być zasada przestrzegana stale, niezależnie od tego kto i gdzie rządzi. Władza to są same obowiązki, żadnych przywilejów.

Czy „podróż życia” na Machu Picchu to był przywilej czy obowiązek?

***

Donald Tusk przeforsował niedawno dwa ważne projekty, uderzające bezpośrednio w opozycję: ograniczenie subwencji budżetowych dla partii politycznych i zakaz reklamowania partii i ich programów. Liczył, że sprzyjające mu media zapewnią popularność jego rządowi, a tym samym dalszą, nieskrępowaną władzę przez wiele następnych lat. A kiedyś pisał tak:

Nie może być tak, że jakaś partia urasta do roli dyktatora tylko dlatego, że zdobyła większość w parlamencie, narzuca swoją wolę innym i bezwzględnie chroni swoje partyjne interesy.

***

Dość dosadnie rozlicza się z przeszłością, nie pozostawiając suchej nitki na rządzie Mazowieckiego:

Rząd Tadeusza Mazowieckiego był w stanie przeprowadzić w ekspresowym tempie amnestię (więzienia opuściła wtedy wielotysięczna rzesza przestępców), ale zwlekał z przyspieszeniem wyborów parlamentarnych, które miały wyłonić konstytuantę niepodległego państwa (milczeniem pominę już samobójczą politycznie decyzję pierwszego premiera RP o starcie w wyborach prezydenckich). Po roku 1989 r. nie został sporządzony raport o państwie dawnego ustroju ani nie zdołano przedstawić odpowiedniej ustawy lustracyjnej. A przecież należało to do politycznych i obywatelskich obowiązków gabinetu Mazowieckiego.

***

O kompetencjach UW i liberałów pisał Tusk w następujący sposób:

Przesadą byłoby twierdzenie, że wiedzieliśmy na czym polega władza. Odwaga musiała starczyć za kompetencje, a metoda prób i błędów nie miała alternatywy. W obozie reformatorów mało kto zastanawiał się jak rządzić, natomiast wszyscy chcieli sprawować rządy. Dobra wola, moralny mandat pogromców komunizmu transformacyjny zapał zastąpić miały sztukę rządzenia.

Najlepsi nie chcą wchodzić do polityki i brudnej administracji. Brzydzą się nią. Powtarza się mechanizm, który znamy z czasów komunizmu. Awansowali wówczas ludzie, którzy swoje sumienia zawiesili na kołku, oportuniści i wiecznie spoceni karierowicze. System się zmienił, ale mechanizm pozostał ten sam.

***

W dosyć dziwaczny sposób pisze Tusk o „ojczyźnie”. Podkreśla swoje kaszubskie pochodzenie, jest dumny z kaszubskiego elementarza, którego jest autorem. O „ojczyźnie” pisze tak:

Moją ojczyzną są Kaszuby, Gdańsk, Sierpień 1980 i Solidarność.W zestawieniu tym pominął słowo „Polska”. Do tematu Tusk wraca w ostatnim rozdziale.Moją Ojczyzną są nie tylko Kaszuby i Polska, moją ojczyzną jest też Europa. Tym razem łaskawie wspomniał o Polsce, ale Kaszuby nadal na pierwszym miejscu i na równi z Polską. A Polska na równi z Europą.

***

Wspomina też swoją pracę przy malowaniu kominów:

Spędziłem siedem lat na malowaniu kominów. Każdy z pracowników nie tylko wisiał na linach dwieście metrów nad ziemią z pędzlem w ręku, ale organizował też zlecenia, negocjował wysokość stawki, racjonalizował metody pracy. Mieszkaliśmy w hotelu robotniczym, obleśnym baraku na smutnej ulicy z ruderami. W sąsiedztwie był jeszcze komisariat milicji i poradnia zdrowia psychicznego. W dzień karty, piwo i dyskusje o polityce, piłce i kobietach, w nocy robota.

Malowanie kominów w nocy? Po piwie?

***

O Janie Krzysztofie Bieleckim:

Jan Krzysztof Bielecki, przyszły premier stał się współwłaścicielem i kierowcą ciężarówki. Znalazł partnera, Sebastiana Markiewicza, który sprzedał wszystko, co znalazło kupca, a pieniądze – ku rozpaczy rodziny – zainwestował w ciężarówkę.

A to cwaniak. Ustawił się cudzym kosztem!

***

Dzisiaj, czytając książkę „Solidarność i Duma” nikt nie uwierzyłby, że napisał ją Donald Tusk. Ani słowa o złym PiSie, raz tylko wspomina Jarosława Kaczyńskiego, w kontekście żalu jaki ma do premiera Jana Olszewskiego, że zwrócił się swego czasu przeciwko Kaczyńskiemu. Swój ostry język i dosadną retorykę koncentruje Tusk na innych, ówczesnych swoich wrogach politycznych – prezydencie Kwaśniewskim, SLD i Samoobronie.

W jednym z radiowych wywiadów– wspomina Tusk - prezydent Aleksander Kwaśniewski stwierdził ku osłupieniu dziennikarki prowadzącej rozmowę, że największymzagrożeniem dla polskiej demokracji jest Platforma Obywatelska. Wypowiedź w pierwszej chwili wydała się mi szokująca. Był to czas tryumfalnego sondażowego marszu w górę Leppera i narastającego napięcia społecznego wywołanego informacjami o korupcyjnych i mafijnych aferach w rządzie Leszka Millera.

Dalej Tusk przystępuje do ataku na prezydenta Kwaśniewskiego: „Rzeczywiście, dla takiej demokracji, której przez lata patronował prezydent i jego partia Platforma jest najpoważniejszym zagrożeniem.” – pisze. Wypomina mu „dwuznaczne chwianie się” nad grobami polskich oficerów w Miednoje, szydzenie z Jana Pawła II, kiedy kazał swojemu ministrowi Markowi Siwcowi całować po papiesku ziemię kaliską oraz dekorowanie najwyższymi odznaczeniami byłych SB-ków na równi z dysydentami.

***

O SLD, Samoobronie i Rydzyku:

Musimy pokonać siły chroniące zgniłe status quo, tych wszystkich, którzy z hasłem obrony III RP i demokracji na ustach bronić chcą tak naprawdę swoich przywilejów politycznych i finansowych oraz pozostałości dawnego systemu; z drugiej zaś strony zatrzymać musimy tych, którzy w imię przełomu pragną wszystko wywrócić do góry nogami (…). Kłamstwo i przemoc w miejsce republikańskich cnót – tego w rzeczywistości pragną. Patronami jednych są Aleksander Kwaśniewski i Leszek Miller, liderami drugich Andrzej Lepper i ksiądz Rydzyk.

Partia (PZPR – przyp. mój) reprezentowała tylko swoje interesy. Nie pozostaje to bez wpływu na nasze życie po dziś dzień. W końcu to dawni członkowie aparatu PZPR stanowią zaplecze i kadry SLD.

Dzisiaj, gdy zaczynamy mówić o potrzebie mocnej władzy, o „ściąganiu cugli”, ze strony lewicy padają oskarżenia o to, że chcemy łamać demokrację, że tylnimi drzwiami chcemy wprowadzać jakieś formy autorytarne. Szczególnie ostre słowa padają z ust niedawnych komunistów, neofitów liberalizmu i demokracji, a raczej ich karykaturalnych wersji. To oni własnymi rękami rozkładali demokratyczne państwo zamieniając je w pośmiewisko.

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych już zupełnie bezwstydnie partie polityczne ustawowo zapewniły sobie finansowanie z kieszeni podatnika, tłumacząc otarcie, że będą dzięki temu mniej podatne na korupcję. Skutek znamy: najwięcej dotacji z budżetu otrzymywał SLD, partia, która równocześnie stała się symbolem korupcji.

Polska nie musi tkwić w fatalnym rozdrożu, gdzie musielibyśmy wybierać między zepsutym światem postkomunizmu a nihilistyczną rewoltą Samoobrony.

Ciekawe, czy potencjalni przyszli koalicjanci zapomną mu jego słowa…

***

Czytając książkę Donalda Tuska pt. Solidarność i Duma przypomniał mi się taki oto dowcip:

Pewien spadochroniarz wyskoczył z samolotu, ale mechanizm spadochronu się zaciął i spadochron się nie otworzył. Spadochroniarz więc leci bezwładnie w dół, w pewnym momencie zaczął modlić się do Boga: Panie Boże, ocal moje życie, a przysięgam Ci, że odtąd będę lepszym człowiekiem. Obiecuję, że nie będę już więcej zdradzał mojej żony, upijał się do nieprzytomności, nie będę oszukiwał i kręcił lodów. Tylko błagam ocal mi życie…

Nagle spadochroniarz spada na duży stóg siana. Wstaje, otrzepuje się, i mówi: Ależ w stresie to człowiek głupoty wygaduje…!

Zapraszam do dyskusji na poruszane tematy. Zastrzegam sobie prawo do usuwania obraźliwych komentarzy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka