coryllus coryllus
10704
BLOG

Najtrudniej przyznać się do upadku

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 61

 Już dość dawno temu napisałem, że Polska to jedyny kraj, gdzie kabareciarze nie śmieją się z władzy, ale z ludzi. W dodatku z ludzi biednych, słabych i przeważnie chorych. Czasem śmieją się też z siebie, ale czynią to w taki sposób, by przypodobać się tej władzy w stopniu umożliwiającym dalsze angaże i pobieranie honorariów. Nazywamy to czasami śmiechem przez łzy. Jako przykład podawałem zawsze Bałtroczyka i jego program. I dziś z niejakim przyznam zaskoczeniem znalazłem na stronie WP banner reklamowy zapraszający mnie i innych do udziału w kolacji, która odbędzie się w Wielkanoc w hotelu „Warszawianka”. Dania podawane będą a la carte, (nie wiem co to znaczy, bo po restauracjach nie chodzę) a wieczór uświetni właśnie Piotr Bałtroczyk. On już skończył 50 lat, ale mimo tego próbuje nadal być zabawny. Ja nie twierdzę, że nie można, być może sam po pięćdziesiątce zacznę robić takie rzeczy, że się Bałtroczyk zaambarasuje jak mnie zobaczy. No, ale fakt jest faktem, gwiazdor programu, którym dręczono nas ponad dekadę, puszczając go zawsze w dwóch częściach po godzinie 20.00 w sobotę lub w niedzielę, zaczął występować do kotleta. Dawniej mówiło się grać do kotleta, ale u Bałtroczyka ten moment nie występuję, bo on na niczym nie gra. Kiedyś próbował, ale mu nie szło. Do TVN go nie wzięli, prowadził przez moment w telewizji program o nazwie „Pegaz” z istoty swojej skazany na klęskę. Wywalili go stamtąd i wtedy zaczęły się te kabarety. No, a teraz mamy to co mamy. Kotlet a la carte i smutny pięćdziesięciolatek opowiadający o swoim nieudanym życiu. Dobry Panie Boże uchroń mnie od tego....

W tym samym portalu reklamowali z rana imprezę która się nazywa „Kino na temat” i przeznaczona jest dla młodzieży gimnazjalnej i ponadgimnazjalnej. Chodzi o to, że w sieci kin „Helios” puszczane będą filmy z tezą, na które spędzać się będzie młodzież ze szkół średnich. Potem zaś, albo przedtem, już nie pamiętam, wybrani eksperci będą coś tej młodzieży chrzanić, coś, czego ona żadną miarą nie chce słuchać, bo młodzież taka już jest. Sieć kin „Helios” organizuję tę hucpę wraz z gazownią, mniemam więc, że owymi ekspertami będą: Magdalena Środa, Kazimiera Szczuka, Sławomir Sierakowski, Wojciech Orliński i Krzysztof Varga. No i jeszcze kilku innych. Co to oznacza? Tyle tylko, że budżety się kurczą, a jeść trzeba. A jak mawia Andrzej Wajda – szkoły zawsze przyjdą.

Mamy więc sytuację jak za środkowej komuny, artyści i myśliciele całkowicie zaprzedani kłamstwu będą próbowali zarobić parę złotych na dzieciach i facetach, którzy są właścicielami sieci cegielni i znudzonych żon, tęskniących do rozrywek innych niż piłowanie paznokci w czasie kiedy mąż strzela do rzutków.

Czy ja się tu dziś czegoś czepiam? Ależ skąd, ja jestem szczęśliwy, że do tego przychodzi, bo oznacza ów fakt, że oni nie mają żadnego pomysłu na nic. Pozostaje im już tylko to pieprzenie bez sensu albo goła agresja, którą pewnie wkrótce będziemy oglądać. Ileż bowiem można drenować ten biedny budżet? W końcu za plecami pojawią się inni chętni do drenowania, młodsi i sprytniejsi, mający inne plany i oni tych starych dziadów, tych Bałtroczyków i Orlińskich odstawią na boczny tor. To pozornie nie jest dobra wiadomość, ale w istocie nie ma się czym przejmować. Każda następna fala jest bowiem słabsza od poprzedniej.

Kotlet i przymus, tyle im zostało. No i budżety państwowych instytucji.

Ktoś się może zdziwić, że ja dziś nie wspominam wydarzeń z 10 kwietnia 2010. A co tu wspominać? Miałem, tak samo jak i wy wszystko to przed oczami. Pamiętam ten cały cyrk, z Kucem i Kidawą w roli głównej, ale pamiętam też jak GP ogłosiła, że mają telefon jednej z ofiar, na którym coś tam jest nagrane. Pamiętam to całe chciejstwo, które miało doprowadzić do wyjaśnienia sprawy już, w tej chwili, bez zwłoki. A nie dość, że do wyjaśnienia to jeszcze do sukcesu w wyborach. Wszyscy w ten sukces wierzyliśmy, choć nie było na to żadnych widoków, bo wszyscy ulegliśmy tej dziwnej presji, że już za chwileczkę, już za momencik sprawy staną się jasne. Pamiętam brzydką dziennikarkę z Austrii, która płakała robiąc materiał o katastrofie i pytając przechodniów co o tym wszystkim myślą. Nic z tego nie wynikło. Dokładnie nic. Jesteśmy w tym samym miejscu, w którym byliśmy 10 kwietnia. Tyle, że niektórzy są trochę bogatsi a inni trochę biedniejsi. I nie chodzi mi wyłącznie o doświadczenia. Jak zauważyliście, prawie wszyscy, tak zwani ludzie prezydenta, są dziś po tamtej stronie. Ci zaś, którzy nie są po tamtej stronie zachowują postawę pełną rezerwy i popadają w dziwne zamyślenie. Trudno więc – widząc to – uwierzyć, że Lech Kaczyński miał jakiekolwiek szanse na sukces polityczny. Trudno też uwierzyć, że takie szanse ma jego brat. Można oczywiście się łudzić, ale my się już łudzimy 4 rok i te złudzenia podtrzymywane są w nas z zadziwiającym uporem. Wynika to po pierwsze z chciejstwa, po drugie z nierozpoznania kim jest polski wyborca. I nie chodzi mi tu o wyborcę młodego, który wychował się na Bałtroczyku. Chodzi mi o ludzi starszych i doświadczonych, może niezbyt ciężko, ale jakoś tam doświadczonych, głównie w tak zwanym życiu wspólnotowym i życiu rodzinnym. O tych, co to ich czasem na prawicy „zwykłymi ludźmi” nazywają. Na targach książki siedziałem przez pierwszy dzień obok sympatycznych pań z nierozpoznanego wydawnictwa. Nieco starszych ode mnie. I w pewnym momencie podeszła do nich jakaś inna pani zbliżona wiekiem, po czym bez jednego zdania wstępu rozpoczęła krytykę wspólnoty do której wszystkie one uczęszczały. Polegała owa krytyka na tym, że w pewnym momencie pojawiło się w owej wspólnocie za dużo wątków politycznych. Za mało Pana Boga, a za dużo polityki po prostu. Pani owa relacjonowała tę swoją niechęć na zimno, z porozumiewawczym mruganiem oczami włącznie. Wszyscy wiedzieli o co chodzi. Ja rozumiem, że dla wielu nie jest to przykład miarodajny tylko jednostkowy, ale faktem jest, że nic od roku 2010 nie zostało wygrane. Przeciwnie, mamy przed oczami całą serię przykrych demaskacji, których osią jest nie wiadomo właściwie co. Czego ów strach dotyczy, bo ja nie potrafię tego zrozumieć. No dobrze, niektórzy księża boją się, że jak zaczną mówić o Smoleńsku to biskup się zdenerwuje i oni wylądują gdzieś na parafii w miejscowości Zadupie Podleśne i nie wyjadą stamtąd do końca życia. Ale czego boją się zwykli ludzie? I nie mówię tu o zaprzysięgłych zwolennikach PIS, ale o tych którzy są wrogami tej partii. Czego oni się boją? Co jakiś czas uczestniczą przecież w tych półprywatnych seansach nienawiści, gdzie opowiada się jaki to Lech Kaczyński był głupi, a także o tym, że Polacy to naród niezdyscyplinowanych durniów, którzy jeżdżą po wysepkach tramwajowych jak policja nie patrzy. Widział kto takie chamstwo i lekceważenie....? O co im chodzi? Ja nie mam innego wyjaśnienia, jak cyrograf. Elegancki, zafoliowany cyrograf, który został im podsunięty pewnego dnia przez kogoś kto przebrał się za listonosza, albo za jakiegoś menedżera. I oni już teraz nie mogą inaczej. Muszą udawać, że Smoleńska nie było. Nie widzą jednak biedactwa, że nie nadążają za operatorami narracji głównego nurtu, którzy coraz śmielej zawłaszczają sobie kwestię smoleńską i czynią ją obszarem eksploatacji bardzo intensywnej. Wszystko przez to, że budżety się kurczą, a młodzież może jednak, miast do sieci kin „Helios” wybrać się na piwo. Nie wiem kiedy Elżbieta Jakubiak wyda książkę pod tytułem „Moje życie z prezydentem”, ale myślę, że już niebawem. Nie wiem kiedy podobną książkę wyda Joanna Kluzik, ale ona może poprzestać na wywiadzie dla „Wysokich obcasów”. Nie wiem co za rok, albo półtora zrobi Michał Kamiński, ale obstawiam, że będzie to coś horrendalnego i niewyobrażalnie głupiego. Coś co dostanie dobrą oprawę medialną, żeby ludzie nie zauważyli jak jest nędzne i popaprane. I tak się to będzie kręcić. Nie wiem też co wtedy zrobi ekipa Tomasza Sakiewicza i inni nasi, bo im już wówczas nie zostanie nic. Po prostu nic. Zostaną zepchnięci za bandę, po której jeździ Terlikowski. No, ale może się mylę, może pozwolą im dalej eksploatować temat Smoleńska i robić za niekonstruktywną opozycję, która nie chce porozumienia z ludźmi zdrowego rozsądku.

Ciekaw jestem czy owi ludzie zdrowego rozsądku ukradną Smoleńsk już teraz, żeby wjechać na nim do PE czy może poczekają jeszcze kilka miesięcy? Trudno orzec, zobaczymy. I gdzie w tym wszystkim będzie Marian Opania, który nie chciał zagrać prezydenta Kaczyńskiego, bo uważał, że go to skompromituje. On ma za wysoką emeryturę, żeby występować do kotleta jak Bałtroczyk, może więc siedzi sobie spokojnie w domu i czeka na propozycje. Chciałem jednak zwrócić uwagę na ten moment kompromitacji. Opania zagrał kiedyś w filmie pod tytułem „Piłkarski poker”, było to coś tak krępującego, że szkoda gadać. I w filmie tym jest taka scena, w której on – Marian Opania – grający działacza sportowego, posuwa w wielkim czarnym samochodzie jakąś lalkę. Normalnie w garniaku od tyłu posuwa. Jeśli ktoś nie rozumie o czym ja tutaj piszę chętnie wyjaśnię. Oto w filmie tym jest taka scena, kiedy widzimy Opanię, który gra działacza klubu piłkarskiego, jak siedzi w samochodzie Wołga z jakimiś dwoma młodzieńcami reprezentującymi środowiska lokalne. Nudzi się ten grany przez Opanię działacz okropnie i w pewnym momencie wpada na pomysł, że chętnie spędziłby kilka chwil z prostytutką. No i ci dwa lokalsi załatwiają mu w pięć minut dziewczynę, a on – wybitny polski aktor – markuje z nią seks na tylnym siedzeniu samochodu, w pozycji od tyłu. Wielu osobom mogła się ta scena wydać nawet zabawna, ale mnie się taka nie wydała. Pomyślałem, że Opania chyba zwariował, albo ma jakieś ciężkie deficyty budżetowe, że daje się wmanewrowywać w takie historie. Tym bardziej, że nie był już wówczas najmłodszy, miał siwe włosy i pewnie z pięćdziesiątkę na karku, tyle co Bałtroczyk dzisiaj. No i popatrzcie. Może nie będzie tak źle z tym Bałtroczykiem. Dziś występuje do kotleta, a za rok ktoś złoży mu propozycję, żeby zagrał Tomasza Mertę, w nowym, demaskatorskim filmie o Smoleńsku, a on powie, że nie zagra bo go to kompromituje. I wtedy rolę tę weźmie któryś z Wójcików, wiecie, tych facetów z kabaretu „Ani mru mru”.

 

Jutro o 19.15 będę występował w białostockim kinie „Ton” i opowiadał tam o śmierci św. Andrzeja Boboli. Od jutra do niedzieli trwają w Białymstoku targi książki organizowane przez środowisko gazowniane, na których będę. Mam ponoć stoisko nr 45, ale nie mogę tego dokładnie sprawdzić, bo kiedy próbuję włączyć stronę fundacji „Sąsiedzi” wyskakuje mi taka krzywa gęba i pojawia się napis „niedobrze”. No, ale bądźmy dobrej myśli, może będzie dobrze w tym Białymstoku. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie trwa wielka wiosenna promocja i wiele książek można kupić tanio, ledwie po 15 złotych.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka