Feterniak Feterniak
1651
BLOG

O jeleniach z lasów Sherwood - czyli o właśności rycerskiej w średniowieczu

Feterniak Feterniak Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 30

Parę dni temu pierwszy raz od paru tygodni spędziłem wieczór przed telewizorem i traf chciał, że moja uwagę przykuła najnowsza (chyba?) adaptacji historii o Robin Hoodzie z Russellem Crowem w roli głównej. W tymże filmie znalazł się wątek, który jak bumerang powraca we wszystkich opowieściach o złoczyńcy z lasów Sherwood. Mowa o bezlitosnym krwiopijcy królu Janie, który biednym mieszkańcom hrabstwa Nottingham zabraniał polować na jelenie w rzeczonej puszczy. Niezwykle zabawne wydało mi się jednak zestawienie tej sprawy z, mocno obecnymi w tym filmie, uwagami na temat świętego prawa własności rycerstwa, nadwyrężanego przez króla i jego popleczników rujnującymi podatkami, albo nawet konfiskatami. Rzecz jasna nie chcę tutaj precyzyjnie analizować stosunków własnościowych u progu XIII wiecznej Anglii. Jednak niezwykle wiele mówi o ogromnej niewiedzy w tym temacie to zestawienie świętego oburzenia na królewski monopol polowań na jelenie z prawami rycerstwa do własnych majątków, których nie powinien naruszać władca. W wielu dyskusjach tak w Polsce, ale i zagranicą widać rażącą nieznajomość tego, jak się rodziła własność rycerska w Europie. A zwłaszcza brak świadomości, na temat różnic między własnością prywatną w średniowieczu a dzisiaj.

W przeciwieństwie wielu besserwisserów, którzy po przeczytaniu dwóch mądrych książek i krótkim przeglądzie zasobów Internetu są w stanie stworzyć teorie wyjaśniające ważkie problemy z zakresu historii Europy, nie czuję się kompetentny by rozbierać na czynniki pierwsze ten proces w Anglii. Ale, że swego czasu dane mi było pochylać się nad zjawiskiem użytkowania ziemi w historii naszego kraju, to na koniec roku pozwolę sobie na krótkie przytoczenie najważniejszych spraw w tej materii.

We wczesnym średniowieczu cały obszar państwa był uznawany za własność panującego. Jednak u progu istnienia Królestwa Polskiego, w związku ze słabym zaludnieniem i ogromną powierzchnią nieużytków (wbrew mitom, wczesnośredniowieczna Polska nie składała się jedynie z samych lasów) ten stan prawny nie wiązał się dla przeciętnego mieszkańca kraju Polan z jakimiś namacalnymi utrudnieniami w korzystaniu z lasów.

Trudności w tej materii zaczęły się rodzić, gdy lubujący się w polowaniach książęta lub królowie zaczęli odczuwać braki zwierzyny grubej, co łatwo powiązano z aktywnością myśliwską poddanych. Zakazywano albo łowów na określone gatunki (jak tur), bądź zabraniano całkowicie polowań na określonych obszarach.. Uważa się, że już w X i XI wieku istniała wyłączność polowań panującego na grubego zwierza. Monopolem wkrótce objęto też cenne ze względu na skóry bobry oraz bartnictwo, czyli leśne pszczelarstwo (będące ówcześnie jedynym źródłem miodu).

Wraz z nadaniami na rzecz rycerstwa i Kościoła, które w Polsce zainicjowane zostały w XI wieku, władca przestawał być wyłącznym właścicielem ziemi. Jednak mimo to władcy starali się jednak jeszcze przez długi czas utrzymać swój monopol w wyżej wymienionych dziedzinach, czyli w polowaniach na grubego zwierza (z czasem ograniczono go do pojedynczych gatunków jak tury czy łosie) oraz w bartnictwie. Wiązało się to nade wszystko z faktem, że nadania, te, nie były prostym przekazaniem prawa własności (w dzisiejszym tego słowa rozumieniu), ale raczej początkowo miały charakter swoistej dzierżawy. Władca najczęściej zachowywał sobie w przekazanym rycerzom majątku szeregu praw, tak związanych z sferą ekonomiczną, jak i formalnoprawną. Historycy, jeszcze w XIII wieku wyliczają ponad dwadzieścia różnych świadczeń, jakimi na rzecz władcy bywali obciążeni mieszkańcy dóbr rycerskich. M.in. należały do nich książęce prawo do: krowy, woły, dzbanu miodu, stróży, narzazu, powozu, utrzymywania sokoła, przewozu dziczyzny i namiotu księcia, a także opłaty, jak poradlne, annone, podworowe, czy powołowe. Prawa właścicielskie ograniczały także uprawnienia sądownicze władcy. Władca cały czas zachowywał prawo do decydowania o nadanej rycerzowi ziemi w wielu dziedzinach, łącznie z ścisłym nadzorem ewentualnego sprzedawania, lub przekazywania danych dóbr.

Rzecz jasna pamiętać należy, że jest to mocne uogólnienie, bo było tutaj szereg różnorakich wariantów, zmiennych w czasie i przestrzeni. M.in. w XIII w. Krzyżacy, a w ślad za nimi m.in. książęta pomorscy w swych nadaniach mocno podkreślali charakter służebny swojej donacji. Najkrócej rzecz ujmując, akt przekazania ściśle wiązali z obowiązkiem służby rycerskiej. Gdy dany użytkownik takowej służby nie mógł pełnić, to zakon miał prawo dany majątek po prostu znów przejąć. W tym samym czasie w Małopolsce, czy Wielkopolsce dominująca już była sytuacja, w której rycerz dysponował pełnym immunitetem sądowniczym i ekonomicznym. Zatem władca na jego rzecz zrzekł się większości uprawnień ograniczających jego właścicielską władzę. Podkreślmy jednak słowo „większości”, bo część, m.in. związanych z użytkowaniem lasów, a zwłaszcza polowaniami władcy sobie zachowywali. Nie mniej jeszcze na przełomie XIII, i XIV wieku nie była niczym dziwnym sytuacja, gdy nowy władca, obejmujący rządy nawet tytułem zwykłego dziedziczenia (a nie mówiąc już o bardziej gwałtownej formie) odbierał ziemie nadane przez poprzednika i przekazywał je nowym osobom. Stąd normą było potwierdzanie przez ówczesnych książąt przywilejów tego typu nadanych przez poprzedników, gdyż była to de facto jedyna pewna forma zabezpieczenia swojej własności.

Jedynie niektóre instytucje kościelne były zdolne do długoletnich procesów mających na celu wyegzekwowanie nadań zmarłego księcia, których nie chciał respektować jego następca. A i nawet wtedy, mimo czasem bardzo twardych dowodów,  sukcesy bywały mocno ograniczone, że wspomnimy o słynnym sporze o Ziemię Tymawską (okolice dzisiejszego Gniewu) między cystersami z Oliwy (którym nadał ją Świętopełk II), Krzyżakami (którzy otrzymali ją od brata i następcy Świętopełka, Sambora II) i aktualnie rządzącym Pomorzem Mściwojem II (który nie chciał respektować żadnego z nadań ojca i stryja).

Zatem od owego XI wieku możemy obserwować dość długotrwały proces kształtowania się rycerskiej własności w dzisiejszym tego słowa rozumieniu. Choć procesy te w Anglii i Polsce biegły całkiem innymi, swoistymi torami, to jednak w ich charakterze było wiele analogii. Warto o tym pamiętać, bo z perspektywy mitycznego „świętego prawa własności”, to właśnie król Jan stał na moralnie słuszniejszej pozycji, bo to on był właścicielem kraju, a jego rycerze i baronowie jedynie użytkownikami ziemi, korzystającymi z niej w zamian za rycerską służbę.

Wracając jednak do jeleni. Głównie w związku z ówczesnymi poglądami, uznającymi lasy za nieużytek, co skutkowało niewytaczaniem granic w lasach, w ich przypadku władcy, przynajmniej polscy, o wiele dłużej utrzymywali swoje „wrodzone” prawa, z tym do polowań na czele. Dopiero rządy Jagiellonów rozpoczęły proces coraz gwałtowniejszego pozbywania się uprawnień królewskich względem lasów prywatnych. Zresztą prywatnośc samych lasów przez długi czas nie była zbyt oczywista. Dopiero od przełomu XV/XVI wieku utwierdziła się ostatecznie zasada zabraniająca polowań na cudzym gruncie. Nie tylko zakazywano ich poddanym czy sąsiadom, ale nawet królowi.

Zwłaszcza należy podkreślić tu znaczenie statutu wareckiego uchwalonego za panowania Władysława Jagiełły, w 1423 roku. Z punktu widzenia naszej historii o królewskich jeleniach w puszczy Sherwood jest ono bardzo ciekawe. Statut warecki wprowadził bowiem, zasadę, że prawo do polowań ściśle wiąże się z prawem własności gruntu. Z jednej strony więc nawet król nie mógł już bezkarnie polować a gruntach rycerskich. Z drugiej jednak strony, oznaczało to początek twardej egzekucji wyłączenia lasów królewskich spod polowań rycerzy i poddanych. Tak naprawdę bowiem do tego 1423 roku w związku z olbrzymią ciągle powierzchnia królewskich lasów oraz istniejącym „od zawsze” ususem, że poza łowami na zwierzynę grubą (a początkowo pojedynczymi gatunkami) w lasach królewskich polować może każdy na wszystkie pozostałe zwierzęta. Tak jak każdy może korzystać z innych leśnych zasobów z drewnem na czele.

Rzecz jasna już wcześniej, przed 1423 rokiem zachodził proces „zamykania” lasów. Jednak dopiero statut ostatecznie ukształtował to w formie obowiązującego prawa. Warto podkreślić t także zakaz wszelkich polowań od 23 kwietnia (dzień św. Wojciecha) do zebrania plonów, bo najlepiej ilustruje on zmierzch znaczenia gospodarczego łowiectwa, które zostało po prostu zakazane, by chronić rolnictwo.

Z drugiej jednak strony władcy polscy cały czas zachowywali swój monopol na bartnictwo, i to nawet w dobrach prywatnych. Zapotrzebowanie na miód i wosk było olbrzymie, więc nie dziwi, że dopiero ostatni Jagiellonowie znosili regale bartne, które było jednym z istotnych składników wpływów skarbowych władców polskich. Jeszcze Zygmunt Stary, w latach 1538-1550, próbować je rozszerzać i regulować (królewskie kontrole barci w lasach prywatnych, opieka nad nimi itp.). Tylko chęć uzyskania poparcia szlachty, spowodowała, że ostatecznie jeszcze sam Zygmunt Stary zaczął ograniczać swoje propozycje rozszerzenia monopolu królewskiego, a Zygmunt August zniósł go całkowicie. Dotyczyło to oczywiście tylko dóbr  prywatnych, bowiem w lasach królewskich władcy nadal zachowywali swoje prawa. W nich przez cały okres nowożytny bartnictwo odgrywało ciągle dużą, choć malejącą rolę, co znalazło odzwierciedlenie w dochodach polskich królów z tego tytułu. Władcy troszczyli się o tę gałąź przemysłu leśnego nawet wtedy, gdy z wielu względów w drugiej połowie XVII i w XVIII wieku,  znacznie ona podupadła. 

Reasumując, możemy powiedzieć, że w Polsce Robin Hood byłby kłusownikiem, nawet gdyby polował na jelenie w swoim własnym lesie, jeszcze w początkach XV wieku. I tak naprawdę to dopiero w tym stuleciu, na mocy kolejnych przywilejów szlacheckich, polskie rycerstwo w pełni objęło własność swoich majątków, w dzisiejszym tego słowa rozumieniu. Acz warto pamiętać, że i tutaj dawały znać o sobie partykularyzmy, bo poszczególne dzielnice Królestwa Polskiego w tej materii zachowywały czasem dość daleką odrębność. Najbardziej rzecz jasna Prusy Królewskie, gdzie dziedzictwo krzyżackie pozostawiło wyjątkowo mocną pozycję władcy i wyjątkowo słabą rycerstwa. Dość wspomnieć, że całe grupy ludności (lemani, sołtysi, młynarze itd.) niebędące szlachtą miały w tej prowincji szereg czysto szlacheckich obowiązków i praw, które zachowywały przez kolejne wieki.

Zaś w temacie Robin Hooda, jako bojownika o Wielką Kartę Swobód, to warto pamiętać, że prawno-moralnego punktu widzenia, był on rzeczywistym buntownikiem (rzecz jasna mowa tu o filmowym bohaterze granym przez Rusella Crowa), który działał na szkodę swojego króla i państwa, które ciągle było uważane za tego króla własność. A najśmieszniejsze jest to, że w naszym polskim przypadku nigdy, od czasów wczesnego średniowiecza do dnia dzisiejszego,  nie zdarzyło się by legalne było polowanie na zwierzynę grubą w lasach królewskich, a później państwowych, przez osoby nie upoważnione do tego przez organy władzy. Acz pamiętajmy, że to wcale nie jest europejski standard. Ale to juz temat na inną notkę.

 

 

 

 

Feterniak
O mnie Feterniak

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura