Feterniak Feterniak
4198
BLOG

O pomorskich ziemianach i ich majatkach

Feterniak Feterniak Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 35

Po podpisaniu przez prezydenta Dudę ustawy o kształtowaniu ustroju rolnego tradycyjnie rozległ się dość gromki głos protestów przeciwko niesłusznemu uprzywilejowaniu przez Rzeczpospolitą rolników indywidualnych. Rzecz jasna owa niesłuszność wykazywana jest z różnorakich, nierzadko przeciwstawnych, punktów widzenia i samo w sobie jest to dość ciekawe zjawisko.

Mnie jednak zaintrygował wyczytany gdzieś głos protestu jakichś rodzimych, pomorskich ziemian, którzy w tejże ustawie widzą zamach na swoje święte prawo własności, gdyż nowa ustawa pozbawia byłych właścicieli prawa pierwokupu ziemi należącej do państwa.

Żeby była jasność mimo pewnej historyczno-rodzinnej niechęci do klasy ziemiańskiej, wynikłej z faktu dość wyjątkowo wrednych zachowań pewnego szlachcica i jego familii względem przodków moich i ich sąsiadów w XIX wieku gdzieś w Galicji, to generalnie raczej kibicuję ich zabiegom mającym na celu odzyskanie majątków należących przez kilkaset lat do ich przodków. Baa znam nawet osobiście kilku i to nawet prominentnych działaczy ziemiańskich, których zabiegi w tej materii muszą rodzić gorący podziw.

Mniej tutaj chcę się jednak pochylać nad ustawą, ziemianami i problemami prawnymi, a bardziej na pomorsko-kociewskim studium przypadku, zastanowić się chcę nad owym świętym prawem własności szlacheckiej sięgającym korzeniami średniowiecza i podawanym mi jako fundamentalny argument, iż III RP jest państwem rozbójniczym.

 

Miejmy bowiem świadomość własnych dziejów. Dzieje przeciętnego majątku „ziemiańskiego” na Pomorzu Gdańskim wyglądają mniej więcej tak:

U zarania czasów historycznych w X-XI wieku była to osada należąca do władcy. Gdzieś od XI, przez XII i XIII w. kolejni ksiażęta tych ziem nadawali, klasycznym prawem feudalnym wsie w lenno rycerzom (co ważne, wcale nie na własność w dzisiejszym tego słowa rozumieniu!), którzy w zamian za służbę wojskową mogli nimi zarządzać i czerpać z nich wszelakie korzyści. Aż nadszedł rok 1309 gdy Krzyżacy ostatecznie zagarnęli Pomorze Gdańskie na własność. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że zdecydowaną większość miejscowego rycerstwa w jakiś sposób pozbawili dotychczasowych majątków. Wiemy o kilku przypadkach przymusowych sprzedaży na rzecz zakonu, są przesłanki, że zachęcali także do sprzedaży na rzecz nowoprzybyłych rycerzy z Niemiec. Znaczną zaś część „zrównano w dół” tworząc quasi rycerski stan lemanów, będący w tamtych czasach de facto odpowiednikiem majątku sołeckiego, tylko, że nieprzypisanego do konkretnej wsi. Faktem pozostaje, że praktycznie wszystkie, znane nam później, mniej lub bardziej znamienite rody rycerskie z Pomorza Gdańskiego, swoimi korzeniami sięgały właśnie czasów krzyżackich. I to właśnie owi dzielni rycerze z panami von Baseyn na czele (którzy spolonizowali się potem jako Bażyńscy) i Johannem von de Jane (zwanym swojsko Janem z Jani) w roku pańskim 1454 złamali święte prawa lenne i podporządkowali się królowi Kazimierzowi Jagiellończykowi.

Ten ostatecznie na mocy II traktatu toruńskiego gdy stał się władcą pomorskiego rycerstwa. Kolejne sto lat to okres bezprecedensowego pozbawiania polskich monarchów ich praw wynikających z faktu, że rycerze formalnie cały czas użytkowali należące do nich wsi i majątki. Pamiętamy wszyscy przywileje szlacheckie? Chłopi, którzy jeszcze w czasach Kazimierza Wielkiego (ale i braci von Jungingenów u nas) byli nade wszystko poddanymi władcy, a potem dopiero danego rycerza, w XVI wieku z królem i państwem nie mieli już nic wspólnego. O wiele wymowniej wyglądają jednak sprawy stricte gospodarcze. Władcy, zmuszeni przez szlachtę, musieli rezygnować po kolei ze swoich praw do polowań na kolejne kategorie zwierzyny w dobrach rycerskich, z zarządu lasami w tychże dobrach, aż – to już pod koniec rządów Zygmunta Starego, który ustąpił z ostatniego symbolicznego aktu przypominającego, że szlachta posiada swoją ziemię z nadania władcy – król zrezygnował z regalia bartniczego i szlachcic stał się w końcu właścicielem swojej wsi.

I tak w połowie XVI wieku, prośbą i groźbą szlachta dosłownie uwłaszczyła się na swoich majątkach. Szlachecki raj trwał dwieście lat, aż Fryderyk II wkroczył na Pomorze i uznał, że zastane kadry szlacheckie nie do końca mu odpowiadają. Z elitą, t.j. szlachtą jedno i więcej wioskową był najmniejszy problem. Kilka królewskich aktów i gorliwi urzędnicy wsparci bezdusznymi żołdakami przekonały praktycznie wszystkie znaczące rody szlacheckie z województwa pomorskiego, że warto szybko i bez sprzeciwu opuścić władztwo Fryderyka. Szczęściarze swoje dobra sprzedali nawet w miarę korzystnie. Problem był jednak ze szlachtą zaściankową i grupką jednowioskowych posesorów mających problem z szybkim zrozumieniu realiów.

Tutaj pomógł złoty środek w postaci odpowiedniego systemu podatkowego. Zrujnowani właściciele tracili majątki, lub balansowali na krawędzi egzystencji. Nic dziwnego, że masowo korzystali z „łaskawości Króla”, który dla ich potomstwa stworzył specjalne, darmowe szkoły kadetów (m.in. w Chełmnie), z których wychodzili doskonale wytresowani pruscy oficerowie z polskimi nazwiskami.

Przy czym bynajmniej Fryderyk i jego bezpośredni następcy nie do końca przejmowali się narodowością bankrutującej się szlachty. Skutek był taki, że sto lat po I rozbiorze na 1327 majątków ziemiańskich na obszarze Prus Królewskich, jedynie 300 należało jeszcze do szlachty. Z czego na mniej niż 15% szacowano te należące do Polaków.

Rok 1811 przyniósł zaś prawdziwą rewolucję. Uwłaszczenie chłopów. Rzecz jasna szlachta pruska, w porównaniu ze szlachtą z Kongresówki, czy Galicji mogła czuć się szczęśliwa, iż chłopi za ziemię musieli jej zapłacić. Nie mniej nie oszukujmy się. Finansowo patrząc, to reforma rolna z czasów II RP, była w porównaniu do owego uwłaszczenia hojnym i dopieszczającym ziemian zabiegiem. Dla wielu z dotychczasowych właścicieli, uwłaszczenie było końcem przynależności do stanu posiadaczy ziemskich. Podane powyżej liczby są właśnie skutkiem nieumiejętności dostosowania się do nowej, kapitalistycznej rzeczywistości, znacznej części ówczesnej szlachty.

I tak dochodzimy do roku 1920, gdy na mocy traktatu wersalskiego rzesze niemieckich ziemian sprzedawało, zazwyczaj niewiele wcześniej kupione majątki Polakom. Większości z nich przyniosło to ogromne straty, bo szalejąca inflacja szybko pozbawiała ich realnego dochodu z tej sprzedaży. Wygranymi mogli się uznać tacy von Modrowowie, czy von Korckowowie, którzy zdecydowali się pozostać w II RP.

Prawda jest taka, że masowo majątki wyprzedawali kupcy, przedsiębiorcy i wszelkiej maści nuworysze. Zakorzenione rody szlacheckie, a także część „nobilitowanych służbą państwową” ziemian pozostała w swoich włościach, tworząc dość frapującą dla naszych władz sytuację.

W utworzonym w 1920 roku województwie pomorskim majątki ziemskie (powyżej 50 ha) zajmowały 29,5% powierzchni województwa. A majątków tych było dokładnie 2355 (w 1921 roku). Z tego w rękach Niemców było ich 755. Tylko, że pamiętajmy o naszej specyfice. Gros majątków do 100 ha, to nie żadne dobra ziemiańskie, a zwykłe, bogatsze, gburskie gospodarstwa. Tam, gdzie faktycznie znależć możemy ziemian, w grupie powyżej 200 ha powierzchni na 145 majątków do Niemców należało 79, zaś z tych o powierzchni powyżej 1000 ha na 63 majątki niemieckich było aż 37. Gdy dodamy do tego o wiele lepszą sytuacją kapitałową (zdecydowana większość niemieckich ziemian miała udziały w różnych przedsiębiorstwach przemysłu rolnego) oraz szeroką pomoc ze strony władz niemieckich (w ramach dbania o niemiecki stan posiadania "na Wschodzie"), to mniej się zdziwimy, że reforma rolna z 1925 roku przewidywała, że pod parcelację przewidziano majaki mające powyżej 180 ha (z wyłączeniem tzw. gospodarstw przemysłowych).

Choć w Polsce reforma ta wzbudzała szerokie kontrowersje, na Pomorzu traktowano ją jako sprawiedliwe narzędzie walki ze skutkami dyskryminacyjnej polityki państwa pruskiego. Gdy w 1936 roku przystąpiono do parcelacji dóbr kilku niemieckich ziemian z okolic Skarszew, towarzyszyły temu manifestacje i wiece zadowolonej okolicznej ludności. Rzecz jasna o charakterze antyniemieckim. Niemcy, przymusowy wykup części ich majątków traktowali rzecz jasna wrogo, ale w wielu przypadkach z niezbyt dużym przekonaniem, bo dobie ówczesnego kryzysu niektórym ów wykup, po nienajgorszej cenie, ratował egzystencję. Na wykupionych budowano osady tzw. „poniatówek”, które systematycznie zasiedlano polskimi osadnikami. Osadnicy ci wykupywali tak ziemię, jak i postawione obejście spłacając preferencyjne kredyty.

W roku 1939 historia znów przyśpieszyła. Najpierw III Rzesza skonfiskowała ziemię osadnikom rzeczonych „poniatówek” oraz praktycznie wszystkim ziemianom narodowości polskiej, którzy weszli w posiadanie swoich włości (nieważne jak) po 1920 roku. Potem majątków pozbawiono także pozostałych, chyba, że przyjęli tzw. volkslistę. Szacuje się, że w początkach 1945 roku ponad pół miliona Polaków egzystowało, jako darmowa siła robocza w swoich dawnych gospodarstwach, gdzie rządzili niemieccy przesiedleńcy z Bałkanów lub terenu ZSRR.

Potem przyszła władza ludowa i znane z nią historie. Warto jednak tutaj dodać, że ilościowo, na Pomorzu nowe porządki o wiele bardziej dotknęły zwykłych chłopów niż ziemian. Głównie z tego powodu, że tych ostatnich było niewielu, ale także temu, że kułak był dla komunistów o wiele groźniejszy niż pan. Krótko rzecz podsumowując. Wcale niemała grupa nie uzyskała zwrotu zabranych im przez Niemców gospodarstw. Zwłaszcza jak były problemy z dokumentami do okazania (bo się np. spaliły). Po drugie w dobie kolektywizacji wielu lokalnych „budowniczych Polski Ludowej”, czeto nie bacząc na decyzje i wyroki organów administracyjno-sądowniczych po prostu prawem kaduka przejmowało ziemię, budynki i maszyny bezsilnych „kułaków” t.j. bogatszych gospodarzy. Po 1956 roku często, zwłaszcza ziemia, nie wracała już do prawowitego właściciela, którego na różne sposoby przymuszano do zalegalizowania owego zaboru. No i po trzecie, nie zapomnijmy o dostawach obowiązkowych.

 

Ten krótki rys historyczny nie ma być elementem sporu o to, czy ziemianie powinni, czy nie powinni odzyskać swoich majątków. Ma jedynie uświadomić, że wszelkie prawa własności ziemskiej były zawsze mocno zależne od państwa, a kolejni właściciele różnych majątków obejmowali je czasem w sposób daleki od dzisiejszych reguł „państwa prawa”. Zaś III RP nie wydaje się aż tak strasznym bytem. W stosunku do nowoczesnych państw, zarządzających Pomorzem na przestrzeni ostatnich stu lat: Królestwa Pruskiego i III Rzeszy oraz II RP i PRL-u, to Rzeczpospolita nr Trzy jak na razie właścicielom ziemskim najmniej krzywdy zrobiła. Co rzecz jasna nie zwalnia jej od robienia im dobrze...

 

Feterniak
O mnie Feterniak

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura