Pola Neis Pola Neis
1454
BLOG

Bez Gessler znacznie lepiej

Pola Neis Pola Neis Rozmaitości Obserwuj notkę 50

Restaurację położoną w najbliższym sąsiedztwie wejścia do Muzeum Fryderyka Chopina w Żelazowej Woli odwiedziłam prawie trzy lata temu (Obiad u Magdy Gessler?). Nosiła ona wówczas nazwę: „Polka, Magda Gessler po prostu”. Zaserwowanymi wówczas plackami ziemniaczanymi byłam bardzo zniesmaczona.

   Tak to doznanie opisałam: Ponieważ od dawna „chodziły za mną” placki ziemniaczane, ucieszyłam się, że się znalazły w menu i to z ratatouille warzywnym. Bo, ratatouille to typowe danie jarskie pochodzące  z Prowansji. Opiera się - tak jak lubię - na składnikach warzywnych, przede wszystkim na bakłażanach, cukinii, papryce, cebuli i pomidorach. Sekretem ratotouille jest właściwa, apetyczna forma warzyw. Nie jest łatwo go przyrządzić tak, aby nie powstały rozgotowane warzywa w sosie. Dlatego każdy składnik należy gotować osobno, a na koniec połączyć, by przeszły swoim smakiem.

A że lubię finezję kuchni francuskiej, i jeszcze dodatkowo wiedziona przekonaniem z zapewnień o starannie dobieranych, ekologicznych produktach przez Magdę Gessler, już nie mogłam się doczekać na danie godne mistrza. Wreszcie jest. W dyskretnym świetle stołowych lamp zaczęłam moją degustację. Pierwszy, drugi kęs. Przy trzecim zaczęłam się uważniej przyglądać plackom. Jakoś dziwnie przypominały mi wyglądem te gotowe (mrożonki), w smaku były też - lekko gumowate. Sos. To coś, czym zostały polane nie miało nic wspólnego z  ratotouille. Owszem, w szarej zawiesinie dostrzegłam trzy, może cztery kawałki cukinii, rozgotowane pomidory i wetknięty kawałek łodyżki rozmarynu. Smak był nad wyraz ostry i piekący. Moje kubki smakowe nie wytrzymały. Potrawy nie skończyłam. Zamówione przeze mnie danie okazało się – wielką porażką.  Wydało mi się to bardzo dziwne, ale, cóż – prawdziwe, niestety. Przyznaję, że była to ostatnia rzecz, której mogłam się spodziewać w restauracji sygnowanej nazwiskiem pani Magdy. Rozkosze smaku okazały się być dla mnie w „Polce” na miejscu drugim po rozkoszach wizualnych.

Ponowna wizyta

   Lokal ponownie odwiedziłam kilka dni temu. Co mnie zaskoczyło już przy wejściu, to inna, dosyć oryginalna nazwa: „Przepis na kompot”. Środek – choć tak jak przedtem elegancki i stylowy (wiele pozostawiono z poprzedniej aranżacji), to wzięły go we władanie owoce. Prawdziwe i sztuczne. Są na  stołach, na szafkach, zwisają z oparć krzeseł. Ich motywy zdobią obrusy na stolikach na letnim tarasie, podkładki  stołowe, parawany i karty dań. Wszystko wieńczą dziesiątki słojów z kompotami i dżemami, które piętrzą się w kredensach, na półkach, a nawet na kominku. Są wśród nich z: wiśni, czereśni, porzeczek, jabłek , gruszek i zeszłorocznej dyni (jak się dowiedziałam w tym roku zapasy z niej będą robione już niedługo).     

W restauracji zjeść można np. grillowane, gotowane lub pieczone mięsa i ryby, które serwuje się  w towarzystwie jarzyn.

Jako amatorce ryb szczególnie spodobała mi się w karcie ich cała lista, nazwana „Dania główne rybne z pieca, patelni i grilla”. Wśród propozycji moją uwagę zwrócił halibut na parze. Ryba tłusta, ale przyrządzona na parze jest niezwykle delikatna w smaku. Należy tylko zadbać o to, aby przed gotowaniem poleżała trochę w marynacie (np. z soku z jednej pomarańczy, dwóch cytryn i łyżki oleju rzepakowego).

Danie zamówiłam. Czas oczekiwania na posiłek – ok. 30 min – upłynął mi na degustowaniu lemoniady z mięty (0,5 l/8,50 zł), którą zauważyłam na ladzie barowej wśród ekspozycji kompotów. Wyprodukowana w Gruzji okazała się subtelnym i orzeźwiającym napojem  i, co ważne, bez dodatku (jak to często bywa w tego typu napojach) syropu glukozowo–fruktozowego.

 

Zaserwowana porcja ryby miała mięso białe, mięciutkie, soczyste, polane delikatnym sosem na bazie białego wina i cytryny. Zestaw (38,90 zł) uzupełniał  ugotowany na półtwardo biały ryż i surówka z pora. Na odchodne postanowiłam spróbować jeszcze ziemniaków faszerowanych warzywami sezonowymi (9,90 zł). Duszone w curry połówki ziemniaków w mundurkach podano zapieczone serem. Do tego miks salat zielonych z dosyć ostrym dresingiem ziołowym. Potrawa urozmaicona, efektowna i niezwykle syta. Będąc na liście dań wegetariańskich, ma szansę zaspokoić głód niejednego jarosza.

Wizyta w restauracji była dla mnie frajdą – bo lubię takie salonowo - spiżarniane klimaty. A na pytanie, czy smakowało. Tak, smakowało – brzmi moja odpowiedź. Brakowało mi tylko … przepisów na kompoty przy ich wystawach. Pewnie niejedną z tych receptur wykorzystałabym w domu.

 

 

Zobacz galerię zdjęć:

Pola Neis
O mnie Pola Neis

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości