Przyjechał do wsi cyrk. Taki nieduży, objazdowy, z akrobatką (naprawdę dobrą!), ekwilibrystą, klaunem, treserem i niewielkim zwierzyńcem. No i dałam się namówić córce na przedstawienie. Podczas chyba drugiego czy trzeciego punktu programu, gdy na arenę wybiegły dwa osiołki i zebra, mała zawołała: "Mamo, trzeba im zrobić zdjęcie!". A ja stwierdziłam: czemu nie? W torebce miałam tylko mały, kompaktowy aparat, wątpiłam więc, że cokolwiek wyjdzie, ale zawsze można spróbować. To co wyszło jako tako widać poniżej.
Oczywiście są większe cyrki, dające znacznie lepsze przedstawienia, ale ci artyści potrafili wywołać radość i zachwyt na twarzach wszystkich dzieci, które tam przyszły ze swoimi rodzicami, a to z pewnością najbardziej znaczący sukces.
Komentarze