Sosenka Sosenka
476
BLOG

Jabłko i miód

Sosenka Sosenka Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

Dzisiaj po naszym oddziale krzątała się koleżanka, dlatego tym razem poszłam sobie do innych ludzi. Z czystym sumieniem mogłam poprzestać na spacerze przez Chemioterapię. To jest trochę łatwiejsze w sensie fizycznym, bo cały oddział - w przeciwieństwie do naszej ginekologii - jest na jednym i tym samym piętrze. Nie trzeba drałować po schodach w górę i w dół. Trochę trudniejsza jest natomiast "chemia" w sensie psychicznym. Na rozweselenie przypominałam sobie co i rusz opowieść Oddziałowej, jak w pośpiechu, zamiast do izby przyjęć, wpakowała się do przedsionka kostnicy. No tak, ta historia zawsze dodaje mi energii. 

Zabrałam ze sobą wózek z książkami. Panowie czytać nie chcieli, im marzyła się akurat wyprawa przez las, tam, gdzie teraz cicho, tylko u samej góry szumią wierzchołki drzew. Paniom marzył się ogród, bo jedna pożyczyła z naszej wędrującej biblioteczki "Tajemniczy ogród", innym chodził po głowie przez ogród rajski, bo chciały harlekinów czy innych romansideł. W jednej sali przystanęłam na dłużej, bo panie debatowały o dawnych latach, handlu z Rosjanami, przemycie złota przez granicę, rewizjach i rozmaitych cudach. Uśmiałyśmy się wszystkie.

Na koniec postawnowiłam jednak pójść na nasz oddział, po to żeby wyszukać tę panią, która 2 tygodnie temu obiecała pokazać mi swoje wojenne zapiski. Poprzednio widziałam ją leżącą pod tysiącem kroplówek, ciężko oddychającą przes sen, o, źle to wyglądało. Skoro tak, to pewnie jeszcze nie wyszła. I rzeczywiście, była. Akurat siedziała na łóżku, nurzając się w workach, torebkach i różnych drobiazgach. Poznawała mnie, albo nie, ale przysięgi AK, jak się okazało, nie miała zapisanej w podręcznym notesie. Miałam wrażenie, że coś jest nie tak, że ta ostatnia operacja odebrała jej wiele sił. A teraz wychodziła do domu, kręcił się zresztą wokół niej syn-przystojniak. - Dziecko, zajrzyj jeszcze tu na dół - pokazała szafkę nocną - wyjmij i podawaj mi wszystko, co tam jest. Kucnęłam i wygarniałam po kolei różne artykuły higieniczne i ubrania. - Ten napój zostaje tu - powiedziała na widok butelki soku Frugo. - A to - obracała w palcach słoiczek wypełniony miodową masą - to jest miodek. Proszę, weź sobie. I zanim zdążyłam zareagować, wcisnęła mi do ręki czerwone jabłko, które dopiero co sama wydobyłam z metalowej czeluści. - Weź... - zastanowiła się pani - Żebyś jeszcze długo była wolontariuszką - dodała z mocą. Stałam, trzymając w jednej dłoni słoik miodu, a w drugim miękkie jabłko o pomarszczonej skórce. Za oknem wiał wiatr przetykany pasmami lodowatego deszczu. Czułam się trochę, jak gdybym cofnęła się w czasie do pierwszych lat w podstawówce, kiedy na lekcjach środowiska uczyliśmy się o zmianach pór roku i związanych z tym dobrych zwyczajach. Poczułam leciutkie wzruszenie. Wtedy dobra wychowaczyni, a teraz nieznajoma osoba: po to, żebym była tutaj jeszcze dłuuugo.

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości