Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
763
BLOG

Zmarszczki, czyli koniec tamtego świata

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Społeczeństwo Obserwuj notkę 23

                                                                                / z cyklu Prawdy i Mity /

 

         Gdyby przerzucając przypadkowe zdjęcia z manifestacji pisowskich miesięcznic, byłych ogolnopolskich zjazdów w obronie Telewizji Trwam czy choćby cotygodniowych zebrań w Klubie Ronina, przyjrzeć się ludziom, którzy aktywnie uczestniczą w życiu politycznym polskiej prawicy, dostrzeżemy pewne smutne zjawisko. Otóż bez trudu da się oszacować ich wiek na nie mniej, niż dobrze ponad pięćdziesiąt lat, przy czym górna granica społecznej, prawicowej aktywności pozostaje otwarta i nie dziwi, jeśli siwą sędziwość z trudem wspiera laska lub ramię nieco silniejszego starca.

         Czy ten fakt coś oznacza, czy tłumaczy klimat polityczno-społeczny panujący obecnie w kraju?

          Nie popełniając błędu, można założyć, że wspomniane zdjęcia umożliwiają  podanie diagnozy pewnych zjawisk, których nie dostrzegają, lub o których nie chcą mówić sami Polacy.

         Po pierwsze, masowe - dzięki szkole, mediom i rodzinie - kształtowanie postaw w tradycyjnym duchu poszanowania narodowych i katolickich wartości, a tym samym w ideowym klimacie wytwarzającym społeczną więź, czyli przywrócenie wzorców z okresu II RP, nie zostało podjęte w nowej, pokomunistycznej rzeczywistości. Co ciekawe, o ile nie dziwi pielęgnacja pewnych pryncypiów w tamtym okresie, czyli za dzieciństwa dzisiejszego pokolenia straców, wychowanych przecież na patriotycznych wzorcach okresu międzywojnia i okupacji, to dochowanie się podobnie myślącej części pokolenia, tego dziś w wieku przed lub okołoemerytalnym, a więc szlifowanego doktrynalnie w erze komuny, do pewnego stopnia zaskakuje. Dlaczego? Otóż dowodzi, i nie wstydźmy się tego powiedzieć, że w czasach narzucania ideologicznej obcości, sama polskość przekazywana w pigułce przetrwania - choć bez katolickiej i antyrosyjskiej otoczki, rzecz jasna – komunistom nie przeszkadzała, a wręcz przeciwnie, była przez nich kultywowana. Tak jakby rozumieli i sprzyjali myśli wyrażonej w słowach non omnis moriar, nosząc zakodowaną w sobie potrzebę pielęgnacji narodowych imponderabiliów. I choć dewiza ta kolidowała  z pewnymi założeniami politycznymi i ideologicznymi, to przecież była wpisana w program.

         Nie pamiętam więc, by w tych trudnych czasach wyśmiewano medialnie naszych wieszczy, przypominano ich pochodzenie, sprytnie żerując na antysemickich ciągotach, które zarazem zwalczano, by deprecjonowano zasługi królów, wodzów, by niszczono więzi grupowej tożsamości przez ,,historyczne” poszukiwania alternatywnych rozwiązań naszych skomplikowanych dziejów, narzucano debilny w założeniu pomysł miltikulturowości, czy kompromitowano ideę polskich powstań i ich przywódców, kiedy ci absolutnie na to nie zasługiwali. Nie pamiętam również, zwłaszcza w okresie rządów Gierka, by oficjalnie walczono z Kościołem, czyniąc go obiektem przypisanej mu demoralizacji i społecznego pośmiewiska. I nie do pomyślenia było w tamtym okresie, by ktoś odważył się publicznie powiedzieć lub napisać, że Julcio był grafomanem, Mickiewicz Żydem, Szopen Francuzem, a Skłodowska francuską uczona. Za takie ,,kwiatki” można było spodziewać się przykrych zawodowych konsekwencji, a w towarzystwie młodych ludzi wysłuchać nimiłych, niecenzuralnych często słów, jesli nawet, po kilku głębszych, nie dostać w pysk.        

         Przestańmy więc żyć w szkodliwej malignie uogólnień i nie bójmy się powiedzieć, że choć ICH i NAS dzieliło w czasach PRL wiele, niekiedy do fizycznego bólu wiele, to na pewno nie ogólne prycncypia zachowania w dobrej kondycji narodowej tkanki. Uznajmy więc, że pewien wspólny mianownik istniał.

         Po drugie, opisywane zjawisko jest o tyle złowieszcze, a jest, że w okresie wywalczonej ,,wolności” większa część elit, zamiast tworzyć podstawy do kontynuowania tego trendu poszerzonego o łączącą rodaków katolickość oraz swobodę słowa, zaczęła tę polskość ośmieszać i w każdy możliwy sposób do niej zniechęcać. Przy czym najwieksze spustoszenie spowodowały cztery podstawowe czynniki: świadoma, antynarodowa, dezintegrująca społecznie postawa mediów, zubożenie i brak perspektyw życia w kraju, wejście do Unii Europejskiej przyspieszające procesy kosmopolityzujące Polaków oraz kompromitacja i co gorsza - samokompromitacja Kościoła. To wszystko zaś doprowadziło do przesunięć na skali wyznawanych i preferowanych wartości. No a skoro zadbano o to, by nas wynarodowić, rzecz jasna głównie młodzież - a co należy uznać za dyrektywę odgórną, skoro władze w tym nie przeszkadzały - to tym samym oczywisty wydaje się być wniosek, że uzyskana ćwierć wieku temu wolność była tylko propagandowym mitem.

        Wróćmy jednak do naszych zdjęć. Otóż ich bohaterowie, ludzie starsi, ponieśli niepamiętną w skali makrospołecznej totalną porażkę na polu spoczywająego na nich obowiązku patriotycznego wychowania dzieci. To, że na tych fotkach króluje dojrzałość i starość, którym nie udało się zaangażować w pewne procesy społeczne, w tym i polityczne, ludzi młodych - dzieci i wnuków, stwarza niebezpieczeństwo zaistnienia pokoleniowej luki, jeszcze bardziej ograniczającej przekazywanie ducha narodowych idei, a w ujęciu symbolicznym przypominającej zapadniętą arkadę rzymskiego akweduktu.

         I nie dajmy się zwieść pozorom, traktując wielkie, niemal biesiadne fety rocznicowej ciszy, palenia świec i trzymania przez młodych dwóch paluchów w geście zwycięstwa jako dowodów przeżywania polskości. Nie, polskość pozostała głownie w zmarszczkach – im bardziej licznych i pogłębiających się, tym słabsza i rzadsza. I to jest ten prawdziwy wymiar naszej klęski.

         A jakie są tego polityczne następstwa? O tym już w kolejnym odcinku Prawd i Mitów.

Zobacz galerię zdjęć:

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo