Słaby wiatr od Wisły wiał.
Był pogodny ładny dzień.
Na defiladę każdy gnał,
Jak ja warszawski uczeń.
W Alejach Ujazdowskich tłum,
A pośród tego szpaleru
Konnica , artyleria też
i sam pułk szwoleżerów.
Jego orkiestra grała nam,
Konie stąpały w rytm marszy,
Na bębnach przy siodle dobosz grał,
Od nas niewiele starszy.
Warszawa cała znała go,
kochała, podziwiała - bo
Czerwone dwa poliki miał.
Pięknie na bębnach grał.
Nie wierzył nikt, że może wróg
być jak morderców horda
co żadnych ludzkich praw
by nie przestrzegać - mógł.
Nie minął rok bandytów dwóch
z hordami swych morderców,
napadli na spokojny kraj.
A nam żal został w sercu.
Ja to pamiętam.Przeżyłem.