Podkomisarz Berczyński błysnął niczym Drebin Waszczykowski i zwrócił się do komisji zagranicznej. Ku pewnemu zaskoczeniu, zwrócenie zostało potraktowane poważnie i komisja zagraniczna zaprosiła podkomisję do Moskwy. Zaproszenie wywołało niemałą panikę w kręgach zamachowych, ponieważ większość doskonale zdaje sobie sprawę ile warte są 'dowody' Macierewicza. Nieco cwańszy zastępca przewodniczącego, bloger KaNo, zaczął natychmiast piętrzyć trudności i odsuwać spotkanie w czasie. Tak na mój nos, możliwe że w końcu pojedzie jakiś prawnik z sekretarką.
Czego po tym spotkaniu oczekują Rosjanie? Najprawdopodobniej tego o czym mówiła rzeczniczka rosyjskiego MSZ Marija Zacharowa, czyli ujawnienia nowowykrytych, porażających dowodów, o których z takim zapałem opowiada polski minister obrony. Oczywiście nic takiego nie dostaną, bo takowe nie istnieją. Rosjanie zapewne nieomieszkają tego podkreślić na jakiejś konferencji prasowej.
Czego chce podkomisja? Podkomisja nie wie i dopiero się zastanawia, może skrzynki, albo wrak? Oczywiście też nic takiego nie dostaną. Na wszelkie pytania o przebieg i badanie wypadku MAK odpowiadać będzie cytatami z raportu, a na żądania zwrotu dowodów pokomisarze odsyłani będą do ichniej prokuratury.
Wszyscy spodziewający się spektakularnej kompromitacji smoleńskich amatorów, raczej się zawiodą. Bajzel robiony przez Macierewicza w Polsce jest zbyt cenny dla Rosji by mu w tym mocno przeszkadzać.