Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
3023
BLOG

Zielone ludziki Antoniego Macierewicza

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Polityka Obserwuj notkę 63

Antoni Macierewicz, Antoni Macierewicz.

Po co mu właściwie ta Obrona Terytorialna? To się zupełnie na nadaje do prowadzenia walk z wrogiem zewnętrznym. Poudawajmy przez chwilę, że bierzemy na poważnie wynurzenia ministra obrony narodowej o zagrożeniu rosyjskim:

Zagrożenie ze Wschodu teraz rzeczywiście dramatycznie narasta. Dlatego powiedziałem, że szczególne podziękowania – poza żołnierzami – należą się tym wszystkim, którzy zmienili sytuację polityczną w Polsce. Którzy sprawili, że możemy się przygotowywać politycznie, społecznie, duchowo, gospodarczo, jak i militarnie na najgorszą sytuację.

http://300polityka.pl/live/2016/08/15/macierewicz-gdyby-nie-rzad-szydlo-gdyby-nie-prezydentura-dudy-gdyby-nie-nowy-ksztalt-parlamentu-to-nadal-bylibysmy-bezradni-i-spychani-na-margines/

Tytuł referatu z wypowiedzi Antoniego Macierewicza zaprezentowany na S24 nie pozostawia zresztą wątpliwości - Polska stoi w obliczu wojny: Macierewicz: Musimy liczyć się z wojną. Mamy szczęście, że rządzi PiS.

Przecież w obliczu agresji cała ta obrona terytorialna nie będzie w stanie nic zrobić, czy będą to łyse karki z ONR, czy dzielni blogerzy z S24. Ale jest jedna, decydująca przewaga "wojsk" OT nad regularną armią dowodzoną przez zawodowych oficerów. Ci ostatni mogą wypowiedzieć posłuszeństwo, ale prywatna armia ministra będzie co prawda zbirowiskiem (to taka kontaminacja "zbiorowisko" i "zbiry") ciur, niedojdów i stadionowej bandyterki, niezdyscyplnowanych, niewyćwiczonych, niedozbrojonych (bo przecię ani armat, ani czołgów nie będą mieli na stanie) - ale będzie lojalna i posłuszna. Nawet niski stopień profesjonalizmu i broń ręczna wystarczą do realizacji postawionych przed nią celów.

Chowany gdzieś w rupieciarni przed wyborami, nigdy ale przenigdy nie brany pod uwagę na stanowisko ministra obrony (no bo przecież miał nim zostać Gowin, pamietacie?) wydaje się być najmocniejszą postacią ekipy władzy. Gdy inni szefowie departamentów, a i sama pani premier "europejski polityk roku", czy jak to tam leciało trzymani są krótko i strofowani za błędy i wypaczenia, albo upokorzani publicznie przez prezesa jak prezydent Andrzej Duda, to Antoni Macierewicz ma nieustające zaufanie i poparcie Jarosława Kaczyńskiego. Co by nie zrobił i nie powiedział spotyka się z akceptacją Jowisza z Nowogrodzkiej. Jest samodzielny, jak żaden inny z polityków, sam wyznacza sobie cele, a wypowiedzi, jak powyższa, gdzie wkracza w kompetencje zarówno ministra spraw zagranicznych, jak i najważniejszej osoby w państwie (nie, nie mam na myśli prezydenta Andrzeja Dudy), wytyczając linie polityki zagranicznej uchodzą mu na sucho. To przecież jest wyraźne przekroczenie kompetencji, instrukcji i podziału zakresów działania, ministerski  free ride.

Jak żaden inny z ministrów Antoni Macierewicz wydaje się mieć nie tylko wolną rękę w dobieraniu sobie bliskich współpracowników, ale jego sztab mieści osoby, które zajmują się sprawami daleko wykraczające poza zadania ministerstwa obrony. Można się śmiać z osady niektórych stanowisk, można się zadumać nad jakimś Edmundem Jannigerem, czy bohaterskim Bartłomiejem Misiewiczem, jakąś instruktorką nurkowania Małgorzatą Stafecką, ale skład sztabu ministra nasuwa dziwne wnioski. Nie ma w nim żadnych, poza jednym, zawodowych żołnierzy czy ekspertów wojskowości, a głównym kryterium naboru jest absolutna lojalność, opłacana zresztą szczodrze ze środków MON. Kto chce, może sobie sam wyrobić zdanie:

https://oko.press/fachowcy-antoniego-macierewicza/

https://oko.press/doradczynie-macierewicza-zdemaskowane-dzieki-czytelnikom-oko-press/

Jednym z najbliższych współpracowników Antoniego Macierewicza jest Mariusz Marasek, tak opisywany przez oko.press:

Kolejny były weryfikator WSI i wierny współpracownik Macierewicza – Mariusz Marasek, za „konsultacje, wydawanie opinii w zakresie tworzenia i funkcjonowania Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO” od połowy lutego br. do końca roku otrzyma 108,9 tys. zł. Czyli średnio 10,4 tys. zł miesięcznie.

Na początku lat 90. Marasek był jednym z niewielu, którzy bronił Macierewicza, gdy wyrzucano go z ZChN (po tym jak umieścił na „liście agentów” szefa partii – Wiesława Chrzanowskiego); potem razem działali w kanapowych prawicowych ugrupowaniach. Marasek – z wykształcenia historyk – domagał się wówczas nie tylko przeprowadzenia lustracji, ale także dekomunizacji, czyli wprowadzenia zakazu pełnienia funkcji publicznych przez byłych działaczy PZPR (porównując ich do hitlerowskich ministrów).

Kilka miesięcy temu został pełnomocnikiem MON ds. organizacji CEK NATO. „Gazeta Wyborcza” opisywała jak wraz z Piotrem Bączkiem – szefem Służby Kontrwywiadu Wojskowego, przejął kontrolę nad Centrum, wdzierając się do jego siedziby pod osłoną nocy, w asyście żandarmerii.

Jest tajemnicą poliszynela, że Mariusz Marasek publikuje bloga pod pseudonimem Aleksander Ścios. Aleksander Ścios, korzystając z przejrzystej anonimowości, ma dużo więcej swobody wypowiedzi, niż ograniczony powagą stanowiska minister lub ograniczony podległością służbową pełnomocnik MON ds. utworzenia Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO i jego dyrektor. I Mariusz Marasek/Aleksander Ścios w pełni z tej swobody korzysta. Są silne podstawy, by przypuszczać, że blog Aleksandra Ściosa powstaje z pełną aprobatą ministra obrony narodowej, co więcej, wyraża jego poglądy i cele przez niego wytyczane. Istnieje więc powód, by blog Aleksandra Ściosa z uwagą śledzić, jeśli chce się wiedzieć, jakie ideami i celami kieruje się w swojej działalności Antoni Macierewicz.

Pisałem niedawno o brutalnym ataku na prezydent Andrzeja Dudę, przeciwstawianego Antoniemu Macierewiczowi, który pojawił się na blogu Mariusza Maraska, w którym autor stawia pytania o intencje pana prezydenta i jego kompetencje polityczne:

Można bowiem dostrzec, że poglądy pana Andrzeja Dudy na kwestie zagrożenia rosyjskiego, wykazują niepokojącą analogię z ocenami poprzedniego lokatora Belwederu. Oczywiście, byłoby przesadą zestawianie kilku wypowiedzi polityka PiS z wielowątkową, prorosyjską polityką Komorowskiego, jednak nie sposób nie dostrzec, że pan  prezydent formułuje oceny tyleż fałszywe, jak groźne.

Oraz podsumowanie:

Otóż nie, panie prezydencie, to nie jest postawa odstraszania lecz objaw skrajnej głupoty i ignorancji.
Domyślam się, że ktoś musiał podpowiedzieć panu prezydentowi tę bałamutną przenośnię, a ponieważ  pan Duda nie ma głębszej wiedzy o świecie, powtórzył ją w odniesieniu do Rosji.

To dość zdumiewające opinie, jeśli się zważy, że wypowiada je wysoki urzędnik państwowy i bliski współpracownik ministra obrony.

Ale są też wpisy dużo bardziej niepokojące, przypominam - chodzi o idee i cele. Bliski współpracownik ministra obrony narodowej, ukrywający się pod kokieteryjnie na wpół odsłoniętą maską anonimowości postuluje rozprawę zarówno z niezależnymi mediami jak i opozycją, wszelkimi dostępnymi środkami: inwigilacją, procesami sądowymi, a być może metodami siłowymi. Na wstępie autor ubolewa, że obecne władze są zbyt uległe mitologii demokracji  i nie podejmują adekwatnych kroków:

PRZEGRANA WOJNA – (2) TERAPIA:


Warunkiem zastosowania adekwatnych środków jest prawidłowa diagnoza. Ponieważ władze III RP nie są zdolne do rozpoznania zagrożeń wewnętrznych i próbują je tłumaczyć logiką „mechanizmów demokracji”, nie należy spodziewać się podjęcia skutecznej terapii.
W realiach państwa owładniętego mitologią demokracji nie sposób oczekiwać, że środowiska nazywane dziś „opozycją”, będą potraktowane jako dywersanci lub określone mianem politycznej agentury wpływu. Tym większą naiwnością byłoby sądzić, że ośrodki wrogiej propagandy (nazywane mediami prywatnymi), w których tak chętnie brylują politycy PiS i urzędnicy prezydenta, zostaną zlikwidowane bądź poddane jakimkolwiek ograniczeniom.
 

Już w tym wstępie pada postulat potraktowania opozycji jak agentury wpływu i likwidacji niezależnych mediów. A dalej następują precyzacje i uszczegółowienie metod i środków:

W życiu publicznym (w świadomości społecznej) trzeba przywrócić znaczenie słowom definiującym zagrożenia i opisującym stan rzeczywisty. Określenia „zdrada”, „dywersja”, „dezinformacja”, „wojna informacyjna”, „wroga propaganda”, „operacja wojny hybrydowej” itp. - muszą być sprecyzowane na nowo i włączone do języka publicznego (ustawy, regulacje prawne, przekaz medialny). Trzeba zaprzestać traktowania ich jako niewygodnych, a często „kontrowersyjnych” epitetów i przyjąć, że opisują autentyczne zachowania. Należy stosować je w odniesieniu do działań przedstawicieli partii politycznych i mediów i używać adekwatnie do obszaru zagrożeń. Penalizacja tych czynów powinna skutkować wprowadzeniem dotkliwych kar pozbawienia wolności, ograniczenia lub zakazu działalności poszczególnych partii politycznych i ośrodków medialnych.

Kolejny krok, to  stworzenie specjalnej grupy ekspertów, naukowców, dziennikarzy i ludzi służb specjalnych, przeznaczonej do walki z dezinformacją i wrogą propagandą. Już samo zdefiniowanie i rozróżnienie tych pojęć jest niemałym problemem dla większości tzw. specjalistów od spraw bezpieczeństwa.

Wymaga to m.in. całodobowego monitoringu wszelkich mediów, portali społecznościowych i stron internetowych oraz podejmowania natychmiastowych reakcji. Ich zakres winien oscylować między zamieszczaniem sprostowań i wyjaśnień, a  całkowitą blokadą treści  szczególnie groźnych.

Grupa specjalna powinna też reagować na wszystkie przypadki rezonowania dezinformacji i propagandy (powszechne w tzw. wolnych mediach) oraz posiadać uprawnienia do występowania o likwidację lub ograniczanie działalności poszczególnych gazet, stacji radiowo-telewizyjnych, portali internetowych.

To było o mediach, a teraz o opozycji:

Inwigilacja na podstawie fabrykowanych, niekontrolowalnych zarzutów

Tu (w wielu przypadkach) adekwatny byłby  zarzut zdrady dyplomatycznej lub uczestnictwa w wojnie informacyjnej, jako elemencie akcji hybrydowej. Takie działania muszą znaleźć się w centrum uwagi służb bezpieczeństwa, a ich inspiratorzy i wykonawcy  powinni być objęci stałą „opieką” kontrwywiadu.

Zniesienie prawa opozycji do krytycznej oceny działalności władz i penalizacja takich wypowiedzi:

Nie  wolno utrzymywać, że celowe wywoływanie poczucia zagrożenia lub dążenie do destabilizacji, poprzez wypowiedzi o „postępującej militaryzacji”, „łamaniu demokracji” czy „aresztach politycznych”,  mieszczą się w ramach demokracji III RP. Takie przypadki winny być klasyfikowane jako działania dywersyjne lub dezinformujące.

/.../

Tam, gdzie tzw. politycy opozycji miotają najcięższe obelgi i oskarżenia pod adresem organów państwa lub rozpowszechniają oszczercze insynuacje na temat rzekomych zagrożeń,  jest miejsce na stawianie zarzutów zdrady, dywersji  lub świadomego uczestnictwa w operacjach dezinformacyjnych.

Przepraszam za zbyt obfite cytaty z ostatniego wpisu bliskiego współpracownika ministra obrony narodowej, ale chciałem przedstawić plany, jakie w niektórych gabinetach powstają. Bo przecież nie chodzi tu o wykwity fantazji jakiegoś szaleńca, tylko tezy przedstawione przez reprezentanta państwowej władzy wykonawczej. Można je podsumować w trzech punktach:

1. Obecna władza nie jest w stanie wykonać koniecznych działań.

2. Niezależne media są ośrodkami dywersji i należy je zlikwidować.

3. Opozycja to są agenci wpływu i zdrajcy, należy pozbawić ją prawa do wypowiedzi, a jej przywódców penalizować, tzn osadzać w miejscach odosobnienia, być może na podstawie dekretów i ropzporządzeń.

Czy ktoś jeszcze wątpi do czego służyć ma straszenie  zagrożeniem zewnętrznym? Patrz punkty 1-3 powyżej.

A do czego posłużą zielone ludziki z obrony terytorialnej? Patrz punkty 1-3 powyżej.

Tego nie można było wyraźniej sformułować. I żeby nie było, że nikt nie zauważył przygotowań.

Czyżby Cezar z Nowogrodzkiej hołubił swojego Brutusa?

To byłoby śmieszne, gdyby nie było groźne.

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka