Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
2866
BLOG

Polak, który zdetonował szwedzki system emerytalny

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Społeczeństwo Obserwuj notkę 45

W powszechnej świadomości Szwecja funkcjonuje jako symbol raju lub jak kto woli rozwydrzenia socjalnego. Mimo że tak blisko geograficznie, mentalnie jest od Polski pod wieloma względami bardzo odległa, czasami oba kraje można wręcz umiejscawiać na dwóch przeciwnych europejskich ekstremach. Tłumaczenie Polakom szwedzkiej rzeczywistości jest syzyfową pracą, zwłaszcza gdy ogół i tak czerpie swoją wiedzę z jakichś seminazistowskich fanzinów internetowych, w porównaniu z którymi niezależna.pl może uchodzić za wzór rzetelności. Stąd funkcjonujące w polskiej debacie, usankcjonowane przez Jarosława Kaczyńskiego, pojęcie "54 strefy szariatu", mające tyle wspólnego z prawdą, co enuncjacje minister oświaty o Jedwabnem czy pogromie kieleckim.

Tak więc prawda o szwedzkim systemie socjalnym wygląda również nieco odmiennie niż w powszechnym wyobrażeniu. Ma on zresztą bardzo dawne korzenie, ginące gdzieś w średniowiecznej zamierzchłości, gdy na gminy nałożony został obowiązek dbania o biednych, starych, niedołężnych. Poszczególne gminy tworzyły więc fattighus (przytułki dla biedoty, opis można znaleźć u Astrid Lindgren w  Przygodach Emila ze Smalandii), bądź, gdy przytułku nie było, przydzielano niezdolnych do samodzielnego utrzymywania się nieszczęśników w opiekę chłopom mieszkającym w gminie, w systemie jeden biedak na sześć gospodarstw (Rotegång) lub wręcz aukcjonowano wśród chłopów za niewielką opłatą. Bliższe szczegóły można znaleźć pod przywołanym linkiem a przygnębiający opis aukcji biedaków w noweli Marii Konopnickiej Dobrodziejstwo gminy, w której autorka zreszta pomyliła Szwecję ze Szwajcarią. Mieszkańcy przytułków zobowiązani byli w miarę możliwości pracować, warunki były bardzo niezachęcające, miejsca dość ponure.

Pierwszy system emerytalny powstał w Szwecji, wzorem bismarkowskich Niemiec, dopiero w 1913, emerytury były bardzo niskie, prawdę mówiąc głodowe i niewiele się różniły od państwowej jałmużny. Była to tak zwana  folkpension  (emerytura ludowa). Pracownicy umysłowi mieli dodatkowo w swoich umowach zbiorowych zagwarantowane tzw emerytury za wysługę lat, na które składki były wpłacane przez pracodawców a fundusze administrowane przez wyspecjalizowane, niezależne instytucje. 

W miarę jak wzrastał powojenny dobrobyt pojawiły się projekty objęcia wszystkich mieszkańców Szwecji zapewniającym godne życie systemem emerytalnym. Pierwszy projekt tzw powszechnej emerytury za wysługę (allmän tjänstepension) pojawił się w roku 1955 i był jednym z projektów tzw wielkich reform społecznych, finansowanych drastycznymi podwyżkami podatków (od 13% tuż po wojnie po dzisiejszy poziom podatków, jeden z najwyższych w Europie). 

W powszechnym referendum w 1957 projekt obowiązkowej emerytury zdobył najwięcej głosów, choć nie większość bezwzględną. Rządzący socjaldemokraci postawili projekt pod głosowanie w parlamencie (Riksdagu), mimo że stosunek miejsc między blokami politycznymi był równy. Prawo o powszechnej emeryturze zostało ostatecznie uchwalone na skutek jednosobowego "zamachu stanu" i "zdrady" jednego z posłów partii mieszczańskich, który złożył swój głos, w roku 1958, a pięć lat później zaczęły być wypłacane pierwsze emerytury według nowego systemu.

I tu na scenę wkracza imigrant z Polski, Leon Rappaport. Jego życiorysem dałoby się obdzielić kilku ludzi, żyjących w spokojniejszych czasach . Urodził się w 1900 w Warszawie, był synem kupca hurtowego, a same suche fakty z biografii - rodzina, wykształcenie, zajęcia, kariera i losy życiowe zajmują więcej niż pół kartki formatu A4. Studiował w Wilnie i Warszawie, pracował w firmie swojego ojca i w innych przedsiębiorstwach, uciekł przed okupacją niemiecką do Wilna, a stamtąd ratował się przed okupacją sowiecką uciekając w 1940 do Szwecji. Znalazł tam zatrudnienie jako księgowy w Kooperativa förbundet (prawzór polskiej Spółdzielni Spożywców "Społem"), po wojnie pracował jako radca handlowy polskiej ambasady w Sztokholmie, a w 1949 wrócił do Polski, by dzieląc się swoimi doświadczeniami ze Szwecji odbudowywać ojczyznę, co zakończyło się jego dwukrotnym uwięzieniem pod bliżej nieznanymi zarzutami (maj 49 – listopad 50 i grudzień 52 – wrzesień 55). Oczyszczony z zarzutów, w 1956 dał sobie spokój z socjalizmem w wydaniu realnym i na powrót przeniósł się do Szwecji, kontynuując pracę w Kooperativa förbundet. Stał się jednym z beneficjentów nowego systemu emerytalnego, gdy w 1962 zajął się studiami doktoranckimi. To nie była jego pierwsza przygoda intelektualna, miał za sobą wydanie dwóch powieści Dominanta i Dominanta II. Tę pierwszą wydał zresztą najpierw po polsku przez Czytelnika w roku 1961. W swoich powieściach i esejach dokonywał syntezy "nauk ścisłych matematyki, sztuki, muzyki i nauk humanistycznych". Jak o tym pisze jego anonimowy biograf "mimo pozytywnych recenzji powieści nie znalazły sobie drogi do czytelnika".

Tematem rozprawy doktorskiej, obronionej w 1967, był właśnie nowowprowadzony system emerytalny. Dysponując najnowocześniejszą wówczas techniką obliczeniową zapisał, a właściwie wysztancował tysiące kart perforowanych, wszysko policzył w najnowocześniejszych maszynach liczących i wyszło mu, że biorąc pod uwagę przyszły rozwój demograficzny, przewidywany rozwój ekonomiczny i spodziewany rozkład dochodów to system emerytalny się zawali. 

Tak właśnie, ten wprowadzony w atmosferze prawie powszechnego entuzjazmu, prawie jak polskie 500+ system był, według księgowego z Polski z wieloletnią praktyką w spółdzielczości, skazany na zagładę. System się nie sumował, nie dopinał i wkrótce miał nadejść jego nieubłagany krach. 

Wyliczenia Leona Rappaporta spotkały się ze zmasowaną, druzgocącą krytyką szwedzkich ekspertów od demografii i ubezpieczeń społecznych, którzy nie zostawili na nich suchej nitki, zarzucając autorowi dyletanctwo, amatorszczyznę, niezrozumienie założeń reformy i pospolite błędy obliczeniowe. System był stabilny, koniec i kropka.

Leon Rappaport stał się bohaterem jednego sezonu, a potem wyciągany był przez tabloidy, gdy chciały one zaprezentować czytającej publiczności ekscentryczny pogląd na powszechnie przyjętą prawdę. Sam trafiłem na wyliczenia Leona Rappaporta przy takiej okazji i miałem zwyczaj wyzłośliwiać się przed moimi szwedzkimi przyjaciółmi. Przyznaję jednak, że z wywodów i obliczeń Rappaporta dokumentnie nic nie zrozumiałem, brałem tylko jego wnioski na wiarę i intuicję, moja intuicja uporczywie podpowiadała mi bowiem, że zmiany demografivzne, które dokonywały się na moich oczach muszą wpłynąć na i spowodować korektę systemu.

Leon Rappaport zmarł w 1986, nie doczekawszy się chyba (nie mam dostępu do szwedzkich artykułów prasowych z tego okresu) przyznania racji.

W 1993 ogłoszono po ogólnonarodowej dyskusji, w Szwecji ważnych praw nie przepycha się w jeden wieczór przez Riksdag z głosowaniem o 3 nad ranem, że system powszechnej emerytury za wysługę nadaje sie na złom. Rok później, po kolejnej ogólnonarodowej dyskusji zwodowano nowy system emerytalny, tym razem obiecując jego stbilność i niewywrtoność, przy okazji zaś zmniejszająć wypłaty emerytur z ponad 50% do około 30% dochodów końcowych. Przejście na nowe pozycje odbywało się stopniowo, ucieczka nie była wcale paniczna, okres mieszany - od starych do nowych zasad - obejmuje roczniki 1938-1954 i właściwie jeszcze się nie zakończył.

W skrócie polski system emerytalny wprowadzony za kadencji rządów POPSL opiera się na nowych zasadach szwedzkich i stanowi radykalne odejście od systemu finansowanego z podatków na powszechny system składkowy, w którym wysokość emerytury zależy od lat składkowych i sumy składek emerytalnych, z niewielką częścią składek wpłacanych przez przyszłego emeryta wedle własnego uznania na prywatne fundusze emerytalne. W Szwecji składka emerytalna wynosi 18% dochodu, a część inwestowana przez składkowicza w prywatnych funduszach 2,5%. 

Zasadniczą różnicą między Szwecją a Polską jest brak ustawowego progu wieku emerytalnego, odejście jest dobrowolne i rozciągnięte w czasie między 61 a 67 rokiem życia, przy czym istnieje możliwość kontynuacji pracy po 67 roku jak też możliwość jednoczesnego pobierania częśći lub całości emerytury i kontynuacji pracy.

Śledzę bacznie polskie zawirowania wokół emerytur, i mogę z perspektywy szwedzkich doświadczeń i szwedzkiej dyskusji powiedzieć jedno - jakakolwiek próba obniżenia wieku emerytalnego do poziomu, który obowiązywał uprzednio, to najzupełniej pewna i przewidywalna droga ku katastrofie zarówno w wymiarze prywatnym jak i ogólnospołecznym. 

Z jednej strony, obniżenie wieku emerytalnego oznacza obniżenie świadczeń emerytalnych w sposób bardzo odczuwalny. Ja wiem, że są Polki, dla których perspektywa zagwarantowanych 800 zł w wieku 60 lat jest bardziej pociągająca niż 1200 siedem lat później, ale po kilku latach egzystencji poniżej minimum nie będzie możliwości zmiany decyzji. Ubytek składek doprowadzi również do olbrzymiego deficytu budżetowego w chwili przechodzenia na emeryturę dzisiejszych dwudziestolatków, obliczanego na 1 bilion 400 miliardów złotych. To nasze dzieci dostaną najbardziej w dupę za populizm i polityczne obietnice bez pokrycia i za waszą, drodzy 55-latkowie krótkowzroczność i bezrozumną zachłanność. Dzisiejsi dwudziestolatkowie zapłacą podwójnie - za dzisiejsze obietnice i przyszłe niedobory w państwowej kasie.

Do tego należy dodać milionową rzeszę pracowników na śmieciówkach, umowy o pracę bez składki emerytalnej i bez uprawnień socjalnych. Ta bomba wybuchnie za 30 lat. Ale dzisiejsi politycy z partii rządzącej tego już raczej nie dożyją, a jeśli nawet dożyją, to na emeryturach, które sobie właśnie "załatwiają"

Ale przecież tę władzę sami sobie wybraliście.

Ja ostrzegałem. I nawet robiłem schematyczne wyliczenia. O wiele łatwiejsze do zrozumienia, niż wyliczenia Leona Rappaporta 50 lat temu. Można poszukać wśród moich wpisów.

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo