Antoni Macierewicz dał popis swej "polityczności", podczas pobytu w Chicago. Groził, oskarżał, kłamał i usiłował zbudować mit, iż ma wpływ na działania niedawno wybranego Prezydenta RP.
I można było się zastanawiać, czy wyjście Macierewicza z "norki" miało być przekazem do twardego elektoratu PiS-u, że kierownictwo partii wcale nie złagodniało, czy też było to wyjście przed szereg, co mogło sugerować pewne zakłopotanie widoczne np. u kandydatki Szydło, która nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie, jak ocenia występ Macierewicza i tylko niezgrabnie tokowała, iż nie będzie wchodzić w kampanię wyborczą... PO.
Później jeszcze - z PiS-u - rzucono w publiczność informacją, iż kandydatem na szefa MON mógłby zostać Jarosław Gowin /nota bene tak na to stanowisko pasuje jak wtedy, kiedy otrzymał od PO kierowanie Ministerstwem Sprawiedliwości, i musiał uczyć się prawa/. Tylko jak to się ma do Macierewicza? Przecież jego kręcą służby specjalne i MSW, więc pomysł z Gowinem ma być tylko zasłoną dymną.
Kiedyś Macierewicza scharakteryzował Marszałek Aleksander Małachowski: "Moim zdaniem Macierewicz to przypadek specyficzny, przypadek, który musi być rozpatrywany także w kategoriach psychologicznych, żeby to łagodnie określić. Jest fanatykiem pewnych idei. Idee się zmieniają, fanatyzm pozostaje. Macierewicz całe życie marzył o władzy, a nie o służbie społeczeństwu. Zdobycie władzy było celem najważniejszym.".
Słowa Marszałka Małachowskiego wciąż trafnie brzmią. I teraz dać Macierewiczowi władzę, to podpali całą Polskę, bez oglądania się na konsekwencje.