Cud techniki późnych lat 80-tych, wydruk komputerowy z drukarki igłowej.
Cud techniki późnych lat 80-tych, wydruk komputerowy z drukarki igłowej.
Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
750
BLOG

Letnie żniwa peszmergów

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Rozmaitości Obserwuj notkę 11

Szwedzka armia wyciągnęła do mnie ręce pod koniec 88 roku, zaraz po tym, jak otrzymałem szwedzkie obywatelstwo.Właściwie nie pamiętam już powodów, dla których ociągałem się z unormowaniem swojego statusu, posługiwanie się paszportem obcokrajowca bywało niewygodne przy podróżach zagranicznych, należało starać sie o wizę i składać wizyty w konsulatach. Chyba ostatecznie przekonała mnie odmowa wizy na wyjazd turustyczny do Jugosławii i kontakt z aroganckim konsulem tego dziś już nie istniejącego państwa. Skompletowałem wymagane dokumenty, dołączyłem pismo wyjaśniające, że z powodu istniejących okoliczności nie mogę uzyskać od władz polskich zwolnienia z polskiego obywatelstwa i po kilku miesiącach oczekiwania otrzymałem stosowne pismo na urzędowym papierze z Trzema Koronami, po wpłaceniu 400 koron w znaczkach służbowych.

Podobno dzisiaj wręczanie obywatelstwa odbywa się w sposób uroczysty, w sztokholmskim ratuszu, dziękuję, że mnie to ominęło.

No, uroczystości nie było, ale jak powiedziano wyciągnęła po mnie łapy szwedzka armia, domagając się ode mnie odbycia przepisowej, pełnoterminowej służby wojskowej. Poczułem się przez chwilę jakbym znów miał 19 lat, ale po urzędowych korowodach, pismach i odwołaniach szwedzka armia z żalem zrezygnowała  z werbunku i przystała na umieszczenie mnie w oddziałach obrony cywilnej. 

I tak, wiosną 1989 zjawiłem się na wezwanie w nowoczesnych lokalach szwedzkiej obrony cywilnej - adresu nie pamiętam, a zaproszenie dawno gdzieś przepadło. Obok mnie na spotkanie umówionych było trzech zupełnie nie tkniętych genderem Kurdów. Nie wiem, czy wam sie zdarzyło kiedyś spotkać tego rodzaju ludzi, roztaczającyh wokół siebie atmosferę, nie wiem jak to określić, leniwej arogancji wynikającej z doświadczeń życiowych, których nabiera się w trakcie wojny prowadzonej środkami tradycyjnymi, twarzą w twarz. Roztaczali aurę niewymuszonego respektu, ot, czuło się, że nie należy z nimi zadzierać.

Dwójka przedstawicieli obrony cywilnej zaprosiła nas do sali, gdzie zaprezentowano nam nasze przydziały. Mieliśmy mianowicie odbywać przeszkolenie sanitariuszy wojennych i ratownictwa medycznego. Kurs miał trwać 6 tygodni, był płatny w wysokości dotychczasowych poborów z pracy. Miał się odbywać w turystycznej miejscowości Lysekil, na Zachodnim Wybrzeżu, w połowie drogi między Göteborgiem i norweską granicą, na przełomie lipca i sierpnia. I oprócz naszej czwórki miały w nim uczestniczyć pielęgniarki z całej Szwecji, przygotowujące sie do misji medycznych w rejonach świata ogarniętych wojną. 

Boże, myślałem w duchu, za co mnie tak wynagradzasz szczodrymi dary twojemi. Kurdowie uprzejmie acz niedbale również wysłuchali prezentacji po czym prowadzący życzyli nam powodzenia, bliższe szczegóły, bilety i informacje miały wkrótce dotrzeć do nas pocztą. 

W drodze powrotnej wdałem się w pogawędkę z Kurdami, którym ich przydział nie za bardzo imponował. Byli peszmergami (gotowi na śmierć) z wieloletnim doświadczeniem w walkach partyzanckich w Iraku. Jak zaznaczyłem, byli nietknięci genderem  i wyglądało, że uznali uczestnictwo w kursach medycznych za poniżej godności. Wyraźnie dawali do zrozumienia, że woleli specjalizować się w zabijaniu, niż w ratowaniu życia.

- Jesteś Polakiem? - zapytał jeden z nich. Polacy są dobrzy.

Pomyślałem, że mówi o kontaktach międzyimigranckich, też znałem kilku Kurdów z czasów mojej aklimatyzacji i kursów językowych.

- Porwaliśmy kilku Polaków w okolicach Basry - kontynuował. Dobrzy byli. Francuzów i Niemców musieliśmy pilnować pod strażą, by coś głupiego nie wymyślili. A Polacy chodzili wolno. Od razu nam powiedzieli, że są po naszej stronie i że w Polsce też były różne powstania i nas rozumieją. To byli specjaliści, uczyli nas nowoczesnych metod posługiwania się materiałami wybuchowymi. I wcale nie chcieli żeby ich puścić, gdy już przyszedł okup.  

Pożegnałem się z przyjaznymi peszmergami myśląc o tłumach apetycznych pielęgniarek, które już niedługo spotkam. Nie żebym miał fetysza na strój pielęgniarki... choć może trochę.

Następnego dnia poinformowałem w pracy, że biorę wolne na lipiec i sierpień, by służyć nowej ojczyźnie.

- Wyreklamujemy cię, jesteś nam potrzebny.

I rzeczywiście, wyreklamowali.

Trzej Kurdowie musieli mieć wspaniałe żniwo w tych letnich miesiącach w turystycznej miejscowości Lysekil.

Próbowałem wyszperać coś w necie o porwanych przez peszmergów Polakach pracujących na kontrakcie w Iraku w latach 80-tych i nic nie znalazłem. Ktoś coś wie?

PS. I znowu okazuje się, że administracja S24 wykasowała mój zgoła niewinny i nienaruszający ani regulaminu ani dobrego obyczaju wpis. Że co, że w ramach edukacji estetycznej dałem jako ilustrację zdjęcie, którego autorem jest Helmut Newton? Nigdy nie słyszeliście o Helmucie Newtonie? No własnie, dlatego dałem to zdjęcie.

http://tekstykanoniczne.salon24.pl/193319,zagrozenie

PS 2. Tądroga składam dyżurnemu administratorowi podziękowanie za przywrócenie wpisu "Zagrożenie", jakże aktualnego i na czasie komentarza o zagrożeniach, jakie nieisie za sobą imigracja. Co prawda już bez zdjęcia, którego autorem jest Helmut Newton, ale od czego są google. Proszę państwa - Helmut Newton.

Dajemy sobie kolejną dawke muzki Szatana? Oczywiście!

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości