... Bo to nie jest tylko to, ze się przyjeżdża z cofniętego cywilizacyjnie kraju, co przez lata był krzywdzony i i gwałcony. I że źle się mówi po angielsku. Niektórzy dobrze mówią i nie pomaga. Ubranie? Poruszanie się? Zamawianie w restauracji? Czy może to, że śmieszy nas uczciwość i szczerość? Że nic a nic nie wierzy się w to, co gadają politycy? Zaufanie uważa się za głupotę? I się to poczucie niższości wymienia na wyższość? Że ci tutaj nic nie wiedzą, bo za mało w dupę dostali? Te tłumy starych kobiet, które zamęczają się w nowojorskiej robocie, by przesłać upragnione dolary córkom, synom , zięciom ...
Tak pisze xxxxxi o polskich emigrantach w NY.
I jeszcze list do Wiesławy, zamieszkałej przy Greenpoint Av. List z Polski:
Kochana Mamusiu!
Bardzo się wszyscy martwiliśmy, że Mama choruje. Ale niech Mama jeszcze nie wraca, bo po pierwsze wynajęliśmy dom mamy, a po drugie potrzebujemy jeszcze 20 000 dolarów! Wnuczki Fruzia i Stasia stale o Babcię pytają i tak rosną, że jak mama wróci za cztery, pięć lat- to ich mamcia nie pozna! Niech Bóg da Mamie dużo zdrowia i sił do pracy!
Piękne, nieprawdaż?
Zgadnijcie skąd te cytaty? Czy jakiś Amerykanin by to "wychwycił"? Wątpię szczerze.
PS
Dear Princess! Mam głęboko w studni manewry tego, przed którym mnie ostrzegałaś. Tym niemniej dziękuję za warning :))
Bądźcie zdrowi moi mili, którzy to czytacie