Polska była największym i najaktywniejszym orędownikiem uwolnienia się Ukrainy spod wpływów rosyjskich. To głównie dzięki naszym wysiłkom temat wolnej Ukrainy pojawiał się często na europejskiej agendzie. Wielokrotnie wyrażaliśmy zdecydowane poparcie dla usamodzielnienia się i demokratyzacji tego państwa.
Czy nasz sąsiad to docenił? Nie. Czy dzisiaj do czegoś Polska jest mu potrzebna? Nie.
Mamy już kolejną serię rozmów wielostronnych bez przedstawiciela Polski. Podczas szczytu w Mediolanie dojdzie do spotkania Poroszenki, Putina, Hollanda, Merkel, Camerona, van Rompuya, Barroso, Mogherini (minister SZ Włoch) i premiera Włoch Renzi (gospodarz szczytu).
Spotkają się również we czwórkę Poroszenko, Holland, Merkel i Putin.
Gdyby Ukraina traktowała nas jako przyjaciela i adwokata, zapewne sugerowałaby, żeby w rozmowach tych brała również udział Polska, żeby wspierała ukraińskie stanowisko.
Wygląda jednak na to, że nie jesteśmy Ukrainie (ani dużym Unii) do niczego potrzebni. Pomachaliśmy szabelką za wolność waszą i naszą, teraz płacimy dotkliwymi dla branży rolno-spożywczej sankcjami, a ostatecznie zostaliśmy zmarginalizowani.
Miejmy nadzieję, że wyciagniemy lekcję z tej historii i bardziej pragmatycznie będziemy dbać o nasze własne interesy, bez biegania ze sztandarem przed czyjąś barykadą.
Ten pragmatyzm pokazuje właśnie Ukraina. Bez romantycznej Polski, a z realistami Merkel i Hollandem. I Putinem.