Gdy ogłoszono wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego, z których wynikało, że do znienawidzonej Brukseli Polska wyśle europosłów także z jawnie antyunijnego Kongresu Nowej Prawicy Janusza Korwin Mikkego, pojawiłały się pytania, jak to będzie teraz wyglądać, że Ci europosłowie będą pobierać bardzo dobre, unijne wynagrodzenie, skoro tak tą Unią gardzą.
Słyszeliśmy szumne zapowiedzi, że pieniądze się przydadzą by budować siłę KNP w Polsce a przy okazji rozwalać UE od środka. Na ten moment scenariusz ten przestaje być realny.
Od wyborów minęło kilka miesięcy i sytuacja już taka oczywista nie jest. Europosłowie poczuli unijne zarobki i zmienili zdanie. Euro jednak nie śmierdzi i dobrowolne oddanie niemal miliona złotych rocznie przestaje wchodzić w rachubę, zwłaszcza, że mieliby oddać te miejsca osobom, które do KNP albo dołączyły niedawno albo wcale (wymieniane są nazwiska Przemysława Wiplera czy Marka Migalskiego). Do tego dochodzi też typowo polska zawiść, że kilku kolegom nagle powodzi się niebywale lepiej i na dodatek podzielić się z innymi nie chcą. Pojawiają się ostre tarcia, akty nieposłuszeństwa i walka na formalne kruczki dotyczące funkcjonowania partii. Coraz więcej wskazuje, że Janusz Korwin Mikke, który nie lubi takich przepychanek może z dnia na dzień założyć nową partię zostawiając niepokornych za sobą.
Szczerze? Nie specjalnie mnie martwi taki rozwój sytuacji :)
