Kazimierz Kutz Kazimierz Kutz
6516
BLOG

Wielka wajcha

Kazimierz Kutz Kazimierz Kutz Polityka Obserwuj notkę 145
Wraz z katastrofą pod Smoleńskiem narodziła się wielka wajcha, historyczna gilotyna, co tnie wszystko na dwie połowy.

Nic nie może być normalne, oczywiste, a zwłaszcza neutralne; musi być albo za, albo przeciw prawdzie o zbrodni smoleńskiej. Wszystkie fakty, które przynosi życie, odsłaniają prawdę bądź ją przykrywają. Każdy człowiek jest po tej lub po drugiej stronie wajchy, niezależnie od tego, czy tego chce, czy nie. Wszystko wiruje w morzu konfrontacji, od słoni po pchły, która stała się zachłannym prawidłem wszystkiego. Podejrzewam, że ten podział może mieć miejsce nawet w kostnicach, choć tam powinien panować już święty spokój. Już dziś w szpitalach nikt z nikim nie rozmawia, nikt nie słucharadia i nie uruchamia telewizorów. Wszyscy uczciwie chorują, a nawet ci, co czytają gazety, przysłaniają pierwsze strony. Jest cicho. Dlatego teraz jest przyjemniej chorować niż dawniej - przed wielką wajchą - bo jest pełne skupienie na cierpieniu.

Ostatnio wielka wajcha weszła do ogródka filmowców za sprawą "Pokłosia" Władysława Pasikowskiego, który miał czelność popsuć Święto Niepodległości. I skwasić morale Polaków. Okazało się, że powstał film w najwyższym stopniu antypolski, który pod płaszczykiem konfliktu rodzinnego dwóch braci pokazuje, że w nieodległych czasach mieszkańcy wsi, jak to się mówi, z ich ojcem na czele, wymordowali wszystkich Żydów, małorolnych chłopów, by wejść w posiadanie ich ziemi i domów. I choć rzecz jest historycznie ewidentna, nie powinna być ujawniana, bo ta przestępcza mniejszość mniejszości rzuca niewłaściwy cień na zdrową większość niepokalanych, ergo prawdziwych patriotów; kala ją i bezcześci. Sam prezes nakazał bojkot filmu; orzekł, że nieoglądanie tego paskudztwa jest moralnie najwłaściwsze. A jego autorzy: reżyser i scenarzysta w jednej osobie Władysław Pasikowski i główny aktor Maciej Stuhr zostali publicznie sflekowani.

Wielka wajcha podzieliła środowisko filmowców, podobnie jak to było w stanie wojennym, choć większość - jak w stanie wojennym - bała się ujawnienia swoich poglądów. Niemniej "Pokłosie" uznano za wrogą prowokację polityczną i stało się jasne, że trzeba jej dać odpór. Stara leninowska zasada nakazuje, że jak wróg da nam w zęby, to my musimy mu dać w mordę z obu stron!

I tak się stało. Oto reżyser Antoni Krauze przystępuje do realizacji filmu o tragedii pod Smoleńskiem, bo jest przekonany, że był to zamach na prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ogłasza, że prezydenta w tym filmie zagra Marian Opania, który występował 40 lat temu w głównej roli w reżyserskim debiucie Krauzego. Marian zdementował jednak informację o swym udziale w powyższym przedsięwzięciu, a przy okazji nie najlepiej wyraził się o nieżyjącym prezydencie. W środowisku zawrzało podobnie jak w przypadku filmu Pasikowskiego. Jedni aktorzy zaczęli odmawiać udziału w filmie Krauzego, a drudzy odwrotnie - sami się zgłaszają. W ten sposób wciągnięto środowisko aktorskie w wojnę polsko-polską, a jest ono z natury swej bardzo medialne i dlatego przed nami jeszcze długi spektakl, prawdopodobnie politycznie sztandarowy i o wielkim wymiarze epickim. Mnie zaczyna to przypominać epokę Bohdana Poręby i Ryszarda Filipskiego, kiedy realizowali "Hubala".

Władysław Pasikowski siedem lat przed realizacją filmu złożył w Instytucie Filmowym scenariusz "Pokłosia", ale nie wiem, jak długo go pisał. Jak sam mówi, musiał czekać, aż powstanie film
Agnieszki Holland o kanalarzu, który pomagał i ratował podczas wojny Żydów, by móc przystąpić do swojego "Pokłosia". Oto przykład dialektyki wielkiej wajchy. Pasikowskiemu aktorzy raczej nie odmawiali, bo lubią z nim pracować, ale podejmowali decyzję po przeczytaniu scenariusza. Taka jest profesjonalna zasada, bo aktor nie jest krową.

Tymczasem Antoni Krauze nie ma ani scenariusza, ani pieniędzy - a nie może to być film tani! - i już obsadza aktorów bez ich zgody, jakby produkcja miała zacząć się pojutrze. O co w tym wszystkim idzie? Oczywiście nie o film, a o politykę. Szum medialny wokół tego przedsięwzięcia już przykrył rozgłos filmu Pasikowskiego, a więc odpór został dokonany, ale to tylko wstępna uwertura w ekspozycji, bo zacznie się dziać prawdziwa krucjata, która potrwać może do przyszłych
wyborów parlamentarnych. Inicjatywa ta stać się może głównym wehikułem propagandowym kampanii wyborczej, na którym Jarosław Kaczyński wiózł się będzie do przejęcia władzy. Realizowanie filmu pt. "Morderstwo Wielkiego Prezydenta" może być kotletem nadającym się do odgrzewania w dowolnym czasie i miejscu. To zaiste pomysł genialny! Wystarczy ogłosić przypuszczalne koszty produkcji, np. na 100 mln zł, i pod medialnym patronatem ks. Rydzyka ogłosić zbiórkę pieniężną podobną do tej na ratowanie Stoczni Gdańskiej i wieloletni walc-grzaniec może toczyć się niczym krucjata polityczno-religijna ku urnom. I powstanie film na prawach relikwii narodowej w maestrii estetycznej "Bitwy Warszawskiej".

Widzę jego prapremierę na Jasnej Górze na miesiąc przed wyborami, przy udziale pięciomilionowej pielgrzymki! Tym samym spełni się genialna myśl
Włodzimierza Lenina, że "ze wszystkich sztuk - film jest najważniejszy".



Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka