Jacek z Polski Jacek z Polski
2638
BLOG

Dlaczego J. Kaczyński nie chciał wygrać wyborów?

Jacek z Polski Jacek z Polski Polityka Obserwuj notkę 44

Po wyborach ucichła niemal jakakolwiek dyskusja na tematy związane z tym, co poszczególne partie polityczne powinny zrobić dla Polski,  kto ma lepsze pomysły w tym względzie i jak wyglądają dokonania tych partii w przeszłości. W szczególności dyskusja na Salonie 24.  Dlaczego? Odpowiedź jest prosta, minęła kampania wyborcza, więc po co się tym zajmować? 

Nadszedł czas na rzeczy dla polityków najważniejsze – ich osobisty byt na najbliższe lata. Tusk umacnia swoją pozycję polityczną rozdając karty, którymi będzie grał w nowym rozdaniu. SLD  rozlicza swoich,  jednak nawet w strachu przed całkowitym upadkiem nie stać go na przełamanie dotychczasowej pozycji starych liderów i na jakiś ideowy przełom. PSL podobnie jak Tusk przygotowuje się do nowego rozdania,  z tym, że jak to ma swoim zwyczaju bardziej po cichu, gdzieś w kuluarach. Palikot chyba jeszcze nie ochłonął po wyborczym sukcesie. A PiS i Prezes Kaczyński?

Największa partia opozycyjna po kolejnych przegranych  wyborach przechodzi naturalną „dyskusję” o przyczynach porażki i jeszcze bardziej naturalną próbę sił wewnętrznych frakcji.  Budzą się ambicje poszczególnych polityków. Główna konfrontacja trwa pomiędzy tymi, którzy  utrzymali swoje pozycje i są w zasadzie zadowoleni z wyniku wyborów (są w sejmie, mają nadal silną pozycję w partii, pieniądze) i tymi, którzy stracili nadzieję na polityczny,  a co za tym idzie finansowy awans.

W pierwszej grupie prym wiedzie oczywiście Prezes Kaczyński ze swoim „dworem”. Dlaczego?  Można postawić jak najbardziej wiarygodną tezę, iż Prezes Kaczyński po prostu nie chciał wygrać wyborów. Jeszcze kilka tygodni przed wyborami tendencje sympatii wyborczych dla PiS były pozytywne. Nigdy przed 9 października żadna partia nie miała szans na reelekcję. Nie powinna mięć ich tym bardziej PO i rząd D.Tuska po czterech latach niespełnionych obietnic, bezczynności w reformowaniu Polski,  numerach z OFE, wzroście zadłużenia itd. Ludzie widzieli to wszystko, a mimo to nie zaakceptowali w wystarczającym do zwycięstwa stopniu J. Kaczyńskiego. Być może tylko ze względu na jego osobiste gesty i wypowiedzi tuż przed wyborami.

Wygrana (szczególnie w dzisiejszych czasach) mogła być najbardziej ryzykownym scenariuszem i największym zagrożeniem dla popularności PiS oraz dla pozycji JK. Co więcej, dla istnienia JK w polityce w ogóle.  Będąc w opozycji, budując nadal atmosferę oblężonej twierdzy, a może nawet "męczennika walczącego o sprawę" JK jest uwielbiany przez swoich „twardych” wyborców. Oni nie głosują na PiS, oni głosują na JK. Łatwo to zrozumieć czytając choćby większość notek i komentarzy na Salonie. Co więcej, ta grupa głosuje na swoje marzenia, które jednoznacznie utożsamia z osobą swojego lidera. Tej części wyborców PiS nawet nie zależy specjalnie na wygranej. Im bardziej zależy na poczuciu jedności, na trwaniu w wspólnocie osób „otoczonych” przez nieprzyjazne media, głupich „lemingów”, zdrajców wywodzących się z ich własnej partii. I oczywiście przez znienawidzoną PO z Tuskiem i Komorowskim na czele.
Wiara w lidera nie ma tu podłoża racjonalnego. To po prostu WIARA, trochę o charakterze „religijnym”, będąca aksjomatem nie wymagającym żadnej logicznej weryfikacji. Logika służy w tym wypadku jedynie do uzasadniania, że przyjęty aksjomat jest słuszny. Wyborcy Ci czasami mówią, nic to, przyjdzie nasz czas, niech tylko dojdzie w Polsce do większego kryzysu. Zapominają tylko, że jeśli taki kryzys faktycznie by nastąpił, to jego beneficjentem nie musi być PiS - popularność Palikota powinna być tu ważną przestrogą, że "kryzysowy" elektorat może oddać głos na lewicę.

Druga  grupa wyborców PiS bardzo by chciała wygranej swojego ugrupowania. Jedni z tego powodu, iż będąc w strukturach partii mieli by wreszcie szanse na jakieś intratne stanowiska, inni, z powodu tego, że zdają sobie sprawę, iż ich marzenia o wprowadzeniu w życie ich prawicowych poglądów jest ściśle uzależnione od zwycięstw wyborczych. Ich brak oznacza rzeczywistą przegraną dla ich marzeń. Ta grupa podnosi głos mówiąc, że muszą nastąpić jakieś zmiany prowadzące do przyszłych zwycięstw, bo jeśli nie, to z ich widzenia partia pozbawiona szans na zwyciężanie i tak nie ma sensu. Im nie wystarczy poczucie wspólnoty,  tak ważne dla wspomnianej grupy pierwszej.

Prezes Kaczyński jak się wydaje to wszystko doskonale  rozumie. I zapewne jako polityk bierze pod uwagę układając swoją strategię. Wie, że jeśliby stanął u sterów  władzy, raczej nie mógł by liczyć po 1-2 latach na skandowania "Jarek, Jarek", choćby z prostego powodu, że nie byłby w stanie zaspokoić oczekiwań większości swoich wyborców (np. tych roszczeniowych). Wie, że zwycięstwo bez realnych stabilnych zdolności koalicyjnych to bardzo możliwy koniec jego jako polityka i jego ugrupowania.  Co innego w sytuacji pozostania w silnej liczebnie opozycji. Liczebnie, ponieważ realna siła PiS mierzona zdolnością wprowadzania w życie głoszonych idei jest w zasadzie żadna.
Oczywiście przegrana stwarza z kolei zagrożenia z wewnątrz partii.  Te jednak wydają się znacznie mniej groźne, łatwiej nad nimi zapanować – w końcu wskazuje na to historia „rozłamowców”.

Będąc w opozycji JK i jego najbliżsi współpracownicy mają zapewniony byt parlamentarny, pieniądze z wysokich dotacji państwowych, popularność graniczącą z uwielbieniem... 
Czego chcieć więcej? „Mistrzostwem politycznym” jest więc osiągnięcie jak największej ilości głosów (od których zależą dotacje) ale niewystarczającej do realnego zwycięstwa.

A marzenia konserwatywnie myślących Polaków o realnych zmianach w Polsce? Przecież "brak możliwości ich przeprowadzenia" łatwo wytłumaczyć swoich zwolennikom. Media, głupota innych wyborców,  spiskowe teorie, zdrajcy wewnątrz partii itd... 

Wygląda na to, że Prezes Kaczyński jest rzeczywiście znakomitym strategiem z punktu widzenia części tzw. "interesariuszy" (używając terminologii biznesowej) "przedsiębiorstwa PiS". To znany w realnej gospodarce przypadek gdy zarząd korporacji ma inne interesy niż jego akcjonariusze, a nawet średni szczebel menedżerski.  Zarząd zawsze się „wyżywi”, nawet jeśli przedsiębiorstwo się nie rozwija, ma marną ekipę i tylko swój coraz bardziej niszowy rynek. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka