GPS GPS
565
BLOG

Pluralizm edukacyjny

GPS GPS Społeczeństwo Obserwuj notkę 14
PiS chce zlikwidować gimnazja. W całej Polsce. Mogą tak zrobić, bo edukacja polska tkwi głęboko w PRL-u. Jest totalna i socjalistyczna. Mogą zlikwidować i wprowadzić co chcą na szczeblu centralnym. Totalnie, wszędzie, w całym kraju.
Mamy demokrację, więc rozpoczął się dyskurs publiczny. Naukowcy dyskutują, urzędnicy dyskutują, dziennikarze dyskutują, blogerzy dyskutują. Czy lepiej było bez gimnazjów, czy lepiej jest z gimnazjami? Jedni żądają naukowych badań co jest lepsze i twierdzą, że takich badań nie ma, inni wskazują te badania i uważają, że teza za gimnazjami, albo przeciw, jest naukowo udowodniona.
Ten dyskurs bardzo dobitnie pokazuje jak socjalizm bohatersko walczy z problemami nieznanymi w wolnym świecie. Jedni chcą gimnazjów, inni nie, jedni mają dla tego uzasadnienie, inni nie - i się kłócą. Kto wygra ten zgarnie całą kasę.
A tymczasem w wolnym kraju dałoby się zadowolić wszystkich - jeden by posłał dziecko do krótkiej podstawówki i gimnazjum, a inny do długiej podstawówki. Każdy by mógł założyć jaką chce szkołę. Mogłyby być nawet dwunastoletnie podstawówki. Ten socjalistyczny totalizm, że w całej Polsce ma być tak samo - albo wszędzie gimnazja, albo nigdzie - jest idiotyczny, bzdurny, bezsensowny.
Uzasadnienie tego centralizmu jest jakoby takie, że Polacy są za głupi, żeby samodzielnie decydować o edukacji swoich dzieci. No i dlatego za tych głupków decyduje mądry PiS. A wcześniej decydowała nowoczesna PO. A jeszcze wcześniej oświecony SLD. A dużo wcześniej postępowa PZPR. Ale ciągle decyduje partia.
No ale ci głupi ludzie są podobno wystarczająco mądrzy by wybrać partię, która za nich zdecyduje o edukacji ich dzieci. A decyzja będzie totalna, centralna. To jest przecież głupie! Jaki to ma sens? Nie lepiej by było, gdyby PO miała swoją sieć szkół, PiS swoją, a głupi ludzie posyłaliby dzieci do jednej lub drugiej sieci? I mielibyśmy wybór cały czas, a nie co 4 lata. Po co co 4 lata wszystko zmieniać tak jak chce PO, a potem tak jak chce PiS?
W skali świata mamy różnorodność edukacyjną i nikt tego nie potępia. W jednym kraju szkoły podstawowe są jednostopniowe, w innym dwustopniowe, w innym trzystopniowe. Tak się dzieje, to jest realne, to nie jest utopia. Jeśli tak jest, to równie dobrze mogłoby być tak, że te różnice w liczbie stopni szkolnictwa mogłyby być nie tylko między krajami, ale między województwami, albo gminami. Niby dlaczego zróżnicowanie edukacji między krajami ma sens, a między gminami nie?
Jeśli PO ma solidne uzasadnienie tego by były gimnazja, a PiS ma solidne uzasadnienie by ich nie było, to dlaczego trzeba wybrać jedno z tych uzasadnień, a drugie odrzucić w całym kraju? Przecież można wybrać obydwa - w jednej gminie to, a w drugiej tamto! Szkolnictwo nie musi być totalne! W skali świata nie jest. To czemu w skali kraju powinno być?
Dyskurs publiczny dotyczący edukacji w Polsce to bicie piany, wszelkie rozważania na ten temat są nic nie warte, są głupie. Bo system, w którym żyjemy jest absurdalny, utopijny - to nie działa. Bo jest totalny, socjalistyczny, zamordystyczny. To jest antyedukacja. W normalnym, wolnym kraju, dyskusje o edukacji wyglądałyby tak:
  • Pani A: ja posyłam dziecko do sieci szkół A. Uważam, że mają najlepszą metodologię uczenia, bo największy odsetek uczniów z tej sieci dostaje się na studia. A czesne mają małe. Tu są naukowe badania to wykazujące: ...
  • Pan B: jestem Indianinem, żyję w dżungli. Sposobów życia, czyli zdobywania pożywienia i interakcji społecznych, nauczyłem się naturalnie, tak jak uczy się języka - żyjąc, działając i współpracując z innymi ludźmi. Wszystkiego nauczyli mnie rodzice. Nie potrzebuję żadnej zorganizowanej, zinstytucjonalizowanej, kosztownej edukacji. Nie potrzebuję żadnych naukowych badań pokazujących, że moje życie ma sens. Żyję, więc ma to sens.
  • Pani C: jestem nauczycielką w sieci szkół C. To jest najlepsza sieć, bo w ogóle nie ma czesnego, mamy wielu sponsorów, a nasi absolwenci w najmniejszym odsetku są beneficjentami opieki społecznej. Tu są naukowe badania to wykazujące: ...
  • Pan D: nie chodziłem do żadnej szkoły. Życia nauczyła mnie ulica. Nie umiem czytać ani pisać, ale potrafię na siebie zarobić. Wiem, że jak komuś zrobię coś dobrego, to i on mi tym odpłaci. Radzę sobie. Nikogo nie krzywdzę i nie potrzebuję od nikogo pomocy. Milion razy popadałem w tarapaty i z nich wychodziłem. Wiedza książkowa jest mi zbędna.
  • Pan E: w sieci szkół E jestem udziałowcem i uważam, że to najlepsza sieć, bo ma najwyższe czesne i wykazuje największy zysk. U nas uczy się dzieci ludzi zamożnych i mamy najwyższy odsetek absolwentów, którzy potrafią skutecznie przejąć biznes po rodzicach i go nie przetrwonić. Tu są naukowe badania to wykazujące: ...
  • Pani F: mam zamiar założyć sieć szkół F. Uważam, że wymyśliłam najlepszą metodę edukacji. U mnie będą 3 klasy podstawówki, 3 gimnazjum, 3 liceum, a potem 3 klasy przygotowań na studia. Czesne będzie umiarkowane. Klasy będą dziesięcioosobowe, a lekcje będą trwały 30 minut. Przedmiot nauczania nie będzie się zmieniał co lekcja, ale co tydzień. Wierzę, że to się uda.
  • Pan G: uczyłem się w sieci szkół G. To sieć katolicka i jest najlepsza, mamy największy odsetek uczniów, którzy zostają kapłanami. Nasza metodologia nauki ma tysiąc lat. Większość biskupów to nasi absolwenci. Naukowe badania wykazują, że nasi absolwenci w najmniejszym stopniu wchodzą w konflikt z prawem - tu są opublikowane te badania…
  • Pan H: jestem potomkiem szlachty, moją edukacją do siódmego roku życia zajmowała się guwernantka i moja matka, a potem ojciec i liczni nauczyciele - specjaliści w wielu dziedzinach. Wiem wszystko, wszystko rozumiem, potrafię się zachować, potrafię podjąć konwersację na dowolnym poziomie, potrafię przemawiać, potrafię adorować damy. Państwowa edukacja jest mi całkowicie zbędna i nią pogardzam.
  • Pani I: jestem dyrektorką szkoły w firmie edukacyjnej I i uważam, że to najlepsza sieć, bo w ogóle nie mamy podziału na klasy, lata czy stopnie szkół, podchodzimy do uczniów indywidualnie i każdego uczymy osobno, w sposób dostosowany do jego charakteru i temperamentu. Nasi absolwenci stanowią najwyższy odsetek ludzi, którzy są zadowoleni ze swojego dzieciństwa. Tu są naukowe badania to wykazujące: ...
  • Pani J: moje dzieci nie chodzą do żadnej szkoły. Uczę je w systemie homeschoolingu. Ja uczę moje dzieci i dzieci sąsiadów matematyki, a sąsiadki uczą innych przedmiotów.
  • Pan K: mój ojciec jest rolnikiem. Wszystko co wiem dowiedziałem się od niego. Od małego pracowałem na roli razem z nim, pomagałem mu, a on mi wszystko tłumaczył. Nie potrzebuję żadnej szkoły, która zaraziłaby mnie pederastią.
  • Pan L: jestem pederastą. Za PRL-u ojciec zmusił mnie do chodzenia do publicznej szkoły i to był koszmar. Niczego się nie nauczyłem, bo byłem na okrągło molestowany i szydzono ze mnie. Byłem popychadłem i nie mogłem się skupić na żadnym temacie lekcyjnym. Chciałbym być Indianinem.
  • Pani M: jestem woźną w wiejskiej szkole w M. Nie należymy do żadnej sieci szkół, nikt znany naszej szkoły nie założył. Ona po prostu u nas jest i zawsze była. O tym czego się w niej uczymy i kto to robi decyduje coroczny wiec wszystkich mieszkańców wsi. Wszyscy się znamy, więc zawsze dochodzimy do konsensusu.
  • Pan N: właśnie przeczytałem naukowe uzasadnienie tego jak ważne są gimnazja w procesie edukacji. Niestety mój syn chodzi do szóstej klasy w ośmioklasowej podstawówce w sieci szkół B. W przyszłym roku zapiszę go do pierwszej klasy gimnazjum w sieci szkół D.
  • Pani O: właśnie przeczytałam naukowe uzasadnienie tego jak szkodliwe są gimnazja w procesie edukacji. Niestety moja córka chodzi do szkoły z sieci D, do ostatniej klasy w sześcioklasowej podstawówce. W przyszłym roku zapiszę ją do siódmej klasy w ośmioklasowej podstawówce w sieci szkół B.
  • Pan P: jestem za głupi by zrozumieć system edukacyjny. Ale w naszej gminie mamy mądrego wójta i on nam doradza jaką sieć szkół wybrać dla naszych dzieci.
W wolnym kraju ci ludzie by się spierali, by dyskutowali, by uzasadniali, ale nie musieliby się kłócić, nie musieliby walczyć, nie musieliby zmuszać się wzajemnie do swoich racji. Ich dyskusja byłaby merytoryczna, a nie polityczna. Pogadaliby, pogadali, wymienili doświadczenia, a potem każdy by żył po swojemu. Albo ktoś by się zdecydował na zmianę. Bo byłby pluralizm, wolność, wolny rynek. Wszyscy byliby wygrani, wszystkich wzbogaciłaby wymiana zdań i opinii. Im więcej opinii i doświadczeń tym byłoby lepiej.
A w dzisiejszym socjalizmie musimy się kłócić, musimy walczyć, musimy się przekonać, bo jest tylko jedno wyjście, jest tylko jeden system. Bo żyjemy w bizantyjskim centralizmie. Edukacja jest PRL-owska. Dyskusje o edukacji muszą być polityczne. Walczymy by oponenta pokonać, by nasz system go zdominował. Wygramy, przekonamy większość, to narzucimy przemocą naszą koncepcję wszystkim. A jak przegramy, to będziemy musieli żyć w systemie narzuconym przez wroga politycznego. Głupie, nie?
Grzegorz GPS Świderski

Przekręt na dziadka  <- poprzednia notka
następna notka -> Kopulacja rytualna

GPS
O mnie GPS

Blo­ger, że­gla­rz, informatyk, trajk­ka­rz, sar­ma­to­li­ber­ta­ria­nin, fu­tu­ry­sta. My­ślę, po­le­mi­zu­ję, ar­gu­men­tu­ję, po­li­ty­ku­ję, fi­lo­zo­fu­ję.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo