Tadeusz Tumalski Tadeusz Tumalski
638
BLOG

Od Gąbina do neutrina; 'Krakowski Targ' fizyki teoretycznej

Tadeusz Tumalski Tadeusz Tumalski Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Mogą dziennikarze tzw. 'naukowi', to i ja sobie pozwoliłem na durny tytuł, a co. Tym bardziej, że jakieś śladowe związki się jednak  pojawiają.

 

Rekord Guinnessa padł! ... w krzaki,

a towarzyszył mi przez całą szkołę średnią i potem dalej, kiedy bywałem już tylko w odwiedzinach w rodzinnym domu. Ciekawy, inspirujący obiekt, 'wystający' spod horyzontu daleko w niebo. Kiedy jechało się od Łącka przez Gąbin i dalej w kierunku Sannik, widać było przez zarośla tę stację i maszt strzelający wysoko w niebo. Zawsze przez te drzewa i krzaki 'zaglądałem' do Konstantynowa. Widać było tę wieżę też z mojego podwórka. Widać było do czasu, gdy jakieś nie do końca przemyślanie prace konserwacyjne powaliły ją na ziemię. Grawitacja wygrała z Mostostalem. Na szczęście nikt nie zginął.

Ale nie o wspominkach i sentymentach ma być ta notka, ale o falach EM i do tego o falach  różnych. A tak dokładnie to o tych różnicach między tymi 'różnymi' falami.

Niestety 'rekord padł' w krzaki i słowo... (różne) już nie niosło się tak chyżo i daleko jak wysyłane z tego półfalowego masztu. Fale długie niosły słowo daleko... daleko, do Kazachstanu, Ameryki nawet północnej, a może i jeszcze dalej przy sprzyjających warunkach pogodowych. 

Niesienie 'słowa' w świat przejęły na powrót stacje o krótszych masztach i krótszych falach. Nie będę tutaj się mocno zagłębiał w zasady propagacji fal EM, bo zasada jest dość prosta. Im krótsze fale, tym anteny musza być dokładniej ustawione w kierunku propagacji i 'zestrojone' wymiarami, czyli właściwościami fizycznymi. Gdzieś tam pojawia się stosunek szerokości przeszkody do długości fali, czy też do jej połówki (bardzo proszę nie mylić z innymi).

Ze wzrostem częstotliwości coraz mniejsze jest uginanie, a coraz znaczniejsze odbicia. O ile stare anteny telewizyjne 'druciaki' trzeba już było ustawiać przez kręcenie masztem, ale tolerancja była jeszcze 'tak na oko', to przy antenach satelitarnych ustawianie jest już bardziej 'upierdliwe' i już przyrządowe, bo talerz musi stać 'oko-w oko' z satelitą, szczególnie jeśli talerz stoi na granicy 'plamy' sygnału atelitarnego. I w momencie, kiedy przejdziemy do jeszcze krótszych fal, czyli większych częstotliwości, to pojawia się inne zjawisko, którego nie możemy ignorować. Zjawiska, jako takiego, a szczególnie jego parametrów. Chodzi o wnikanie promieniowania w materię, jaką by ona nie była.

Pomijamy tutaj promieniowanie alfa i beta, gdyż w ujęciu tego tekstu jest to rzucanie grochem o ścianę i jako promieniowanie korpuskularne (w eksperymencie rzucania) nie wnosi wiele do tego rozumowania. Promieniowania te grzęzną w materii na głębokościach ułamka milimetra.  1)

 

Pozostajemy zatem przy falach promieniowań  stricte EM, czyli 'bezmasowych', co znaczy, że kwant takiego promieniowania nie ma masy spoczynkowej. I tak od zakresu mikrofalowego przechodzimy poprzez podczerwień do jeszcze krótszych zakresów. Poprzez zakres widzialny naszym okiem wchodzimy do 'plażowego' UV(A), UV(B) i następnych, zależnie od autora. Detekcja jest dość prosta: 'brąz skórny', albo 'skórny bąbel plażowy', czyli oparzenie.

Dalej przechodzimy do promieniowania X, czyli do tego, co emituje elektron, gdy coś mu 'stanie na drodze'.  Tutaj sprawa się trochę komplikuje, bo potrzebujemy,  jako detektora kliszy filmowej. Ale to też nie jest problem. Klisz ci u nas dostatek i złamany paluch widać 'jak na dłoni'.

Promieniowania gamma do prześwietleń palucha się raczej nie stosuje, bo to może 'nieporęcznie', ale możliwym byłoby to zapewne, bo jakaś klisza by się też znalazła. Zresztą granica między X i gamma nie jest ostra i chyba nikt się przy przesuwaniu tej granicy nie upiera. W odróżnieniu od innych granic, ale też nie o polityce ma być ta notka.

W tym miejscu należy zwrócić z naciskiem uwagę na fakt, że do pewnego czasu, a były to lata sześćdziesiąte, nikomu nie zaświtała w głowie 'myśl dzika', żeby któraś z tych fal EM, niezależnie od  zakresu czy  częstotliwości mogła nieść ze sobą coś innego niż tylko SŁOWO.  Słowo, czyli informację zakodowaną tak (AM), czy inaczej (FM), albo całkiem wyrafinowanie, czyli cyfrowo. Albo, że taka fala się inaczej niż zupełnie milcząco, niezobowiązująco i bezmasowo przemieszcza przez nasze Uniwersum. .

Eksperyment Raymonda Davisa Jr. (Chlor) wprowadził do fizyki teoretycznej swoistą 'skarbówkę' na kontrolę. No i się zaczęło! Bo wyszły 'niedobory', czyli BRAKI. I to braki nie takie, które można by było znanymi metodami statystyczno-matematycznymi 'zapędzlować' na szybko. Eksperyment Davisa wykazał nie całą 1/3(!) oczekiwanych neutrin. Czyli ponad 60% BRAKÓW.

Tutaj możemy mówić tylko o szczęściu, że Davis nie przeprowadzał jego eksperymentu w którymś z krajów zbliżonych do komunizmu, bo przy takich brakach, jakie on wykazał, jego eksperyment mógłby się szybko zakończyć tak, jak afera mięsna i byłoby 'po wyścigach'... A to te same czasy były przecież.

Ale nie, kraj Davisa juniora był mlekiem, miodem a i nierzadko ołowiem płynący i nikt by człowieka za takie drobiazgi jak braki neutrin nie ciągał po sądach.

Ale przyznać się, do spowodowania braków neutrin, też nikt nie chciał! Wszyscy za to obiecywali tylko szczerą i rzetelną współpracę i zjednoczone wysiłki w poszukiwaniu winowajcy BRAKÓW w remanencie neutrinowym. 

A neutrina sobie wszyscy do tej pory wyobrażali jak każdy inny foton, tylko, ze trochę taki bardziej energiczny, taki foton z ADHD. Ale w momencie, kiedy 'skarbówka' Davisa wykazała, że są duże braki w bilansie neutrin, to pierwszym podejrzanym o braki stało się co: SAMO NEUTRINO!

Teoretycy i eksperymentatorzy (granica jest nieostra jak przy X i gamma) ustalili 'krakowskim targiem', że to ani chybi neutrina są tak wredne, że dla zmylenia pracujących w pocie czoła fizyków, na drodze od Słońca do Ziemi, a to grają w chowanego, a to się przebierają jedne za drugie. A wszystko tylko po to, żeby zgnębić fizyka teoretycznego i eksperymentalnego. 

Ten pomysł musimy sobie najpierw na tej naukowej kanapce cieniutko rozsmarować! Żebyśmy mogli się tym smakołykiem dłużej delektować.

Bo pomysł ten oznacza ni mniej ni więcej, ale tylko twierdzenie, że to nie 'Sklepowa-naukowa', która ten neutrinowy 'towaj' ze Słońca zamówiła (przewidziała), uwaliła jej robotę.  Że to nie 'Zoopatrzenie',  czyli Słońce co ten 'towaj' produkuje, nie wyrabia za zamówieniami sklepowej. Nie, to 'SAM TOWAJ' jest winny, że go NI MA na magazynie tyle co powinno, że go brakuje 60%

Ja myślę, że ten pomysł moglibyśmy podsunąć i innym księgowym i magazynierom spoza fizyki teoretycznej, może im się mocno przydać:

- Za braki w towarze na magazynie odpowiada sam TOWAR!

Ileż rozgrzeszenia i spokoju niesie z sobą to stwierdzenie.

Eksperyment KAMIOKANDE (poprzez promieniowanie Czerenkowa) pokazał jeszcze kiedyś w czasie rzeczywistym, że tych BRAKÓW nie jest tak dużo jak u Davisa, bo 'tylko' 50%, ale progowa energia reakcji była tam inna niż u Davisa. Ale nawet, to i tak połowy neutrin 'Sklepowej-naukowej' brakowało.

A potem, kiedy już przy zielonym stoliku, 'krakowskim targiem' zostało ustalone, że za braki w neutrinach 8B odpowiadają SAME NEUTRINA, czyli że niektore fale niosą nie tylko SŁOWO, ale i CIAŁO, to się zaczęło udowadnianie 'winy' neutrin. Dowody przeprowadzane są głównie na papierze, czyli na dysku twardym, gdyż inne detektory poza Chlorem i Kamiokande do detekcji neutrin 8B nie były przystosowane.

Niedawno Boson wrzucił linkową wzmiankę o eksperymencie Borexino. Potem ją wywalił, jego prawo. Przejrzałem to omówienie eksperymentu nr 2 z Gran Sasso i NIC(!) nowego nie znalazłem. To jest powtórka eksperymentu GALEX, tyle że wyładowanie 'błyska' w czasie rzeczywistym, jeśli rzeczywiście. Tyle że może wykresy są nieco dokładniejsze i w kolorze. A wnioski są dokładnie te same co w roku 1993, czyli, że głównym źródłem energii Słońca są reakcje p-p. No 'Super', dokładnie to samo wiedzieliśmy już po eksperymencie GALEX.

Natomiast deficyt neutrin 8B, który to deficyt jest fundamentalnym problemem fizyki autor tekstu kwituje krótką wzmianką:

"In fact, the first detected solar neutrinos, which arise from a rare nuclear reaction involving boron-8, showed a deficit when compared with theory. This was resolved when physicists showed that electron neutrinos – the type the Sun produces – can change into other types, which previous experiments did not detect."

Nic dodać nic ująć. Nie chce mi się nawet kabaretu do tego tekstu trudzić.

(Muszę powoli kończyć, bo Natalia dopomina się publikacji tego tekstu. Wrócę do niego za kilka dni po powrocie z Polski)

Celem tej notki nie jest darcie łacha z pracy całych rzesz, czy nawet pokoleń fizyków i jeszcze liczniejszych ludzi z działów technicznych pracujących przy eksperymentach.

W tym miejscu muszę wyrazić moje najwyższe uznanie i podziw dla roboty Raymonda Davisa Jr..  Sam pomysł i determinacja szukania pojedynczych atomów z reakcji rozpadu w trzydziestotonowym zbiorniku zasługuje na najwyższe uznanie. A to były przecież lata sześćdziesiąte!

Celem moim jest zwrócenie uwagi na to że nie znając w miarę dokładnie samego źródła neutrin, czyli 'pieca', gdzie one są 'wypiekane' trudno jest rozprawiać o całości procesów w Słońcu, jak i o cechach neutrin. 

W tym miejscu mała dygresja.

Jeśli Boson w jego komentarzu dopomina się: " empiria... EMPIRIA !!!", to ja muszę tutaj odwrócić to żądanie  i zapytać:

- a jakaż to empiria pozwala (pokazuje), że główne pole magnetyczne Słońca można beztrosko wiązać z polem plam słonecznych w jeden zabawny mechanizm 'nitek' MHD?

Pole plam słonecznych jest cztery tysiące razy(!!!) silniejsze od pola głównego. To jest EMPIRIA pomierzona. A gdzie jest jakaś śladowa logika fizyczna tego karkołomnego salta MHD?

Żeby nie przedłużać tych wywodów, nadmienię tutaj tylko, że nie bez powodu strzępię sobie od kilku dni klawiaturę przy tych wywodach. Nie będę się już znęcał nad tymi 'nitkami' MHD, które z uporem nawijają na Słońce fizycy, bo to jest bzdura wręcz wstydliwa. Względem Słońca stwierdzić należy dramatyczny wręcz brak pomysłów na całość zjawisk na jego powierzchni.  Cykl słoneczny plam, plamy jako takie, diagram motylkowy, nachylenie grup plam słonecznych...

NIC, aż przykro patrzeć. Kompletny brak pomysłów na jakieś logiczne mechanizmy. Białe plamy pozasłaniane balonami gorącego powietrza.

Nie będę tutaj dalej ukrywał, że mam pewien pomysł na kilka ważnych problemów, o których tutaj pisałem w tej notce. Nawet chciałem się tymi pomysłami podzielić z ludźmi zainteresowanymi, jak mi się wtedy wydawało (i wydaje mi się nadal). 

W lipcu roku 2000 napisałem zgłoszenie o granta do firmowanego przez NASA 'NRA 00-OSS-01 ATP - Astrophysics Theory Program'. Nie chodziło mi tyle o granta, bo przelot i hotel w USA mogłem i mogę sobie sam zapłacić, ale chodziło mi o wysondowanie, czy NASA jest w ogóle zainteresowana jakąś myślą z zewnątrz. Odpowiedź Kwatery Głównej NASA była jednoznaczna: NASA nie jest zainteresowana. Jej prawo.

Przez te piętnaście lat mogliśmy być już dużo dalej. A tak to muszę zacytować klasyka:

"-Widmo krąży pod Europą"

Dobrej nocy wszystkim

 

1- na wyraźne rzyczenie Prof. Eine wyjaśniam tutaj, że nie jest moim zamiarem szerzenie poglądu iż cząstki alfa i beta to promieniowanie EM. Podkreślony pasaż (edytor salonowy nie przeniósł 'wężyka') to bardziej taka aluzja do ściany i grochu niż do realnej fizyki fal czy cząstek. To taka 'licencja poetycka' bardziej, bo i notka jest trochę z przymrużeniem oka, chociaż oparta na faktach i pytaniach. Co zaś do neutrin to z naciskiem należy pozostawić sprawę otwartą do momentu przedstawienia spójnego Modelu Standardowego.

 

Ciekawy (i szukający) odpowiedzi na pytania odsuwane w kolektywną podświadomość fizyków zawodowych.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie