Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
6239
BLOG

Komu służy atak komisarzy (i nie tylko) na Polskę?

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Polityka Obserwuj notkę 290

       Zdania co do przyczyn obecnej nagonki na Polskę w wykonaniu unijnych komisarzy, niektórych niemieckich polityków oraz zachodnich mediów są podzielone - interpretacje sięgają od ignorancji i niewiedzy poprzez chęć zrobienia dobrze kumplom z przegranej partii politycznej po zamiar szkodzenia Polsce. Zapewne u różnych różnie i trochę ze wszystkiego - tak czy tak głębsze wnikanie w subtelną psychikę komisarza Oettingera czy rozważania nad meandrami intelektu i umysłu Schulza są pozbawione sensu. Z punktu widzenia nie tylko Polski ale także Niemiec i Europy istotne są skutki tego rodzaju ataków.

       A pierwsze skutki już widać i wcale nie jest to osłabienie pozycji obecnego Rządu i Prezydenta - ci, choć pracują w wyjątkowo obrzydłych warunkach, mają się całkiem dobrze i nic nie wskazuje, aby zaufanie do Premiera czy Prezydenta RP spadło. Społeczeństwo wybrało ich w końcu nie po to, żeby ktoś z Brukseli poklepywał ich po plecach a wprost przeciwnie - po to, żeby euroaparatczykom powiedzieć "nie", jeżeli będzie tego wymagał interes Polski.

     I trudno powiedzieć, czy właśnie to zamierzali niemieccy dziennikarze, unijni komisarze czy politycy w rodzaju Volkera Kaudera - jeżeli tak jest, to należy się poważnie zastanowić nad ich inteligencją polityczną i emocjonalną. Ich akcje doprowadziły bowiem do tego, że pierwszym skutkiem jest pokancerowanie stosunków polsko-niemieckich. Jest rysa, smród się uniósł i żadne oficjalne zapewnienia, że stosunki mają się świetnie, tego nie zmienią. Oczywiście stosunki gospodarcze i wszelkie inne będą trwały dalej a ziemia będzie się kręcić. Tym nie mniej to, co dla milionów Polaków stawało się powoli oczywiste - a więc, że spokojnie żyjemy sobie w zjednoczonej Europie, że mimo ciężkiej przeszłości koncentrujemy się głównie na teraźniejszości i przyszłości, że czasy panowania Berlina nad Polską to jakaś prehistoria a obawy powrotu do nich to jedynie lęki starszych ludzi pamiętających okropieństwa wojny, przestało być tak oczywiste. Te iluzje (u tych, którzy je mieli) prysły niczym bańka mydlana w ciągu ostatnich dwóch tygodni za sprawą właśnie Oettingera, Schulza, Kaudera. Swoje dołożyła Gesine Schwan (w jej przypadku dziwi to szczególnie, bo choć lewica to jednak zna Polskę i powinna wiedzieć, do czego takie akcje zaprowadzą) i kilku innych. Świadczą o tym setki tysiące wpisów w internecie, memów, komentarzy, itp. - i to wcale nie na portalach "PiSowskich". Tu i ówdzie pojawiał się nawet pomysł bojkotu niemieckich produktów - ciekawe, czy w.wym.awanturnicy skonsuoltowali swoje ataki z setkami niemieckich firm, które sprzedają swe wyroby w Polsce i korzystają w ten czy inny sposób z polskiego rynku (nie chodzi przy tym o koncerny medialne czy jakieś pijawki mało użyteczne ze społecznego punktu widzenia ale o zwyczajne firmy wytwarzające uczciwie pożyteczne artykuły czy usługi i dające prace dziesiątkom tysięcy ludzi w Niemczech i w Polsce). Warto by było w każdym razie, bo tam sprawy postrzega się zupełnie inaczej. Na marginesie - zwyczajni ludzie w Niemczech także nie podzielają zdania wymienionych krzykaczy - wystarczy przejrzeć komentarze i fora internetowe. Tyle, że o wizerunku Niemiec w Polsce nie decydują owi zwyczajni ludzie, decydują o nim właśnie ci, którzy krzyczą najgłośniej. Szkoda dla wszystkich.

       Drugą szkodą spowodowaną przez demagogów jest kolejne, poważne nadszarpnięcie wizerunku instytucji europejskich w Polsce. Bo i jak można postrzegać instytucje, które same sprzedają się jako obrońcy demokracji i europejskich wartości a następnie napadają i torpedują pracę Rządu i Prezydenta wyłonionych przez demokratyczne społeczeństwo w demokratycznych wyborach? Reakcje mogą być generalnie dwie - albo dalej jesteśmy jakoś tam za UE ale przyglądamy się dokładnie i nie kupujemy kłamstw i hipokryzji płynących z ust jej wysokich przedstawicieli albo oddalamy się coraz bardziej od europejskiego projektu. Póki co zdecydowana większość Polaków ciągle jest za obecnością w UE ale każda tego rodzaju awantura i  próba torpedowania przez brukselskie książątka prac Rządu RP czy Sejmu będzie ten krąg zmniejszać. Mleko się rozlało i nic nie będzie już jak było. I nawet jeżeli część niemieckich polityków próbuje łagodzić sytuację wypowiadając się krytycznie o atakach swych kolegów-szkodników, nawet jeżeli UE zaczęła spuszczać z tonu i wbrew groźbom mediów przebąkuje tu i ówdzie, że jednak nic nie będzie, to zaufanie zostało poważnie nadszarpnięte. Demokratycznie wybrane władze i społeczeństwo już się właśnie dowiedziały, że mają do czynienia z siłami, które zrobią wszystko, żeby te władze zmieść przy pierwszej nadarzającej się okazji. Jeżeli się nie udało teraz (być może nie spodziewano się jednak tak aktywnego oporu i akcji zwolenników obecnych władz), to będą ponawiane dalsze próby, może w dogodniejszym momencie. I co do tego jak również do metod i stosowanych środków nie należy sobie robic żadnych złudzeń. Cóż zaufanie, współpraca i kultywowanie europejskich wartości powinno jednak wygladać zupełnie inaczej a za ich utratę ponoszą odpowiedzialność wyłącznie szkodnicy - autorzy awantury wywołanej przeciwko polskim władzom (należy jeszcze dodać, że inne kraje środkowoeuropejskie ale nie tylko bacznie przyglądają się wszystkiemu i także wyciągają swe wnioski).

       I na koniec pytanie tytułowe, komu to wszystko służy? Na pewno nie służy to Polsce, na pewno nie służy to na dłuższą metę Niemcom (wywoływanie zadym w kraju sąsiednim najczęściej źle się kończy dla sąsiadów - to oczywiste, tak samo jak i nagonka na społeczeństwa czy ich części; szczególnie w sytuacji, kiedy Niemcy sami borykają się z ogromnymi problemami i wyzwaniami na niespotykaną dotąd skalę) i na pewno nie służy to UE jako takiej (której autorytet po ostatnich wyskokach komisarzy został po raz kolejny poważnie nadszarpnięty). Generalnie Europa oraz kraje unijne mają dużo ważniejsze problemy niż "sytuacja w Polsce" tudzież umowy o pracę panów Lisa i Rzeplińskiego. W Europie jest niewątpliwie jeden panujący, który wszelkim awanturom w UE tudzież awanturom pomiędzy poszczególnymi partnerami w NATO przygląda się z nieskrywanym zadowoleniem i bazyliszkowatym uśmieszkiem. To ten, który lubi ukazywać się w złoconych, ponadwymiarowych drzwiach swojego pałacu po uprzedniej, majestatycznej zapowiedzi. Tyle, że ów władca  - niestety dla nas - inteligencją przewyższa wszystkich tych europejskich aparatczyków i ma dużo lepsze wyczucie, kiedy należy się odezwać a kiedy nie. Po co zresztą ma się teraz udzielać, kiedy mogą to za niego załatwić różni użyteczni idioci rozsiani po całej Europie. 

Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka